Przyjrzałem mu się z wysoko uniesioną brwią, opierając o wejście do jaskini. Ostatnio bardzo często po prostu tu stałem i gapiłem się w las, kiedy tylko nie było w pobliżu Louis'a. Głównie po to, by nie oszaleć siedząc w środku w swoim pokoju, gdzie wręcz dusiło mnie by wstać, kopnąć coś i pójść w pizdu.
- Mam nadzieję, że portki masz jeszcze suche, Portku. - parsknąłem, robiąc krok w przód, uśmiechając się chamsko. W sumie, nie miałem teraz nic do roboty oprócz gapienie się w przestworza, a niedawno nawet miałem zamiar z tym parówkiem pogadać. Wspominałem już, jak mnie interesuje? Zapewne tak i to nie raz. Dlaczego.. a dlatego, że jest dosyć intrygujący i przypomina mi moją siostrę. Po za tym, dobrze bawię się widząc jak chłopak miesza wszystkie emocje na swojej twarzy na mój widok. Raz zniewaga, raz obojętność, innym razem obrzydzenie. Wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi. - Nie ładnie.. żeby tak niepokoić alfę?
- Alfę? - również uniósł brew. Zdziwiony, że się odezwał w sposób inny niż ,,spierdalaj" tak bardzo mnie wytrącił z szyn, że musiałem przez parę sekund wyszukiwać tematu na jego twarzy.
- Duch którego spotkałeś, to był Verbeux, niegdyś Vernelli. Jedna z alf tej watahy. Powinieneś to wiedzieć. - wysunąłem rękę do przodu i przejechałem palcem po jego klatce, sunąc za nim wzrokiem. - Nie wydaje mi się, żeby chciał ci zrobić krzywdę. Dopóki go nie zdenerwujesz. Panował nad ogniem, tak jak my panujemy nad lodem.
Moje oczy przybrały czerwonego koloru, tak jak zawsze przy polowaniu na coś, co smakowało lepiej niż zdechły od dwóch tygodni jeleń, a usta wykrzywiły się w jeszcze bardziej chamskim uśmieszku. Paznokciem zadrapałem jego skórę i zabrałem dłoń, chichocząc. Nie reagował tylko dlatego, że mało interesowało go moje aktorstwo. Too bad.
- Cokolwiek. - wzruszył ramionami i już miał wejść do środka, ale złapałem go za nadgarstek i mocą sprawiłem, że cały okrył się lodem. Moje oczy jeszcze bardziej się żarzyły, zza warg wysunęły się moje kły. Po pierwsze, zirytował mnie, po drugie, znieważył mnie, po trzecie, miałem dla niego propozycje nie do odrzucenia.
- Wiem, że poszedłeś tam bo musiałeś się wyżyć. - wysyczałem. - Potrzebuję kogoś takiego jak ty. Jeśli masz wystarczające jaja, spotkajmy się za tydzień, przed tą samą polanką.
Puściłem go gwałtownie, przez co zakołysał się, strzepnął ręką i zmarszczył brwi, ostatni raz na mnie zerkając.
Haaaa.. ten słodki zapach. Co za słodziak. Już nie mogę się doczekać, kiedy spróbuję jego krwi.
• • •
Tydzień minął tak szybko, jak szybko rzuciłem w niego tą propozycją. Czekałem zniecierpliwiony, bo chociaż plan był chory, tak jak moja głowa, tak mógłbym zdobyć nareszcie wstęp do miasta na dłuższy czas, bez obawy, że ktoś mnie zobaczy i skończę z sznurem na szyi. Wyszczerzyłem się do siebie, poprawiłem chustę na ustach i rozejrzałem się, wyczekując Weston'a. Bez niego, nie byłoby takiej zabawy. Postukałem butem i po krótkiej chwili poruszyłem nosem, wyczuwając zapach zbliżającego się basiora. Przyszedł ubrany w bluzę z kapturem, który miał zarzucony na głowę. Jego mina nic większego nie wyrażała, jakby przyszedł, bo nie miał nic innego do roboty. Nie zniechęciło mnie to.
- Kici kici.. - zamruczałem, a on się skrzywił. Na taką reakcję zachichotałem i wskazałem ręką przełęcz prowadzącą do Nowtown. - Pozwól, że pobiegnę przodem.
Błysk szaleńczy w moich oczach prawdopodobnie nieco go przeraził, bo drgnął, ale nic nie odpowiedział. Odwrócił głowę w bok i czekał, aż pobiegnę-tak też zrobiłem.
• • •
Dzięki temu, że oboje bardzo powoli męczyliśmy się takim biegiem, dotarliśmy po dwóch godzinach bez zatrzymywania się. Oczywiście, oboje byliśmy zmachani, ale dla mnie to był tylko drobny trening przed czymś o wiele ciekawszym. Podszedłem do bramy, nawet nie odwracając się do chłopaka, bo wiem, że za mną podążał. Otworzyły się, wpuścili nas do środka, bo miałem maskę, ale zanim zdążyliśmy pójść dalej, któryś z nich złapał mnie za kaptur i ściągnął, by parsknąć i zaśmiać się głośno i obrzydliwie. Ochroniarzami była pięcioosobowa grupka mężczyzn po trzydziestce, niektórzy mieli czterdzieści, albo i więcej, ale każdy z nich nieźle się trzymał. Facet krzyknął coś do innych równie zadowolony z możliwości starcia co ja, by wszyscy stanęli przed nami. Uśmiechnąłem się, zdjąłem maskę z ust i rozłożyłem ręce, by nabrać powietrza nosem.
- Stęskniłem się za wami. - rzuciłem chichocząc tak jak samo-zwawczy ochroniarz. Dwóch splunęło. - Ciekawe, czy tym razem dacie radę.. Pomożesz mi, Książe?
Rzuciłem do niego z uśmiechem, zrobiłem ruch ręką i w tym samym momencie przywołałem do ręki lodową włócznię, co zmieniłem kolor oczu. Moje kły wydłużyły się, gotowe do rozrywania skóry, tak samo jak zaostrzone paznokcie. Rzuciłem się do przodu, tym razem nie korzystając z wilczej formy. Zabiłem dwóch z nich, walka między nami przypominała walkę małpy która spokojnie skakała ze ściany na ścianę a ociężałym lwem. Jeden z nich postanowił zaatakować Portka, ale on sobie spokojnie dobrze radził sam. Kiedy doszło do trzeciego ochroniarza z mojej strony, zmieniłem się w wilka i skoczyłem, gryząc się z nim i jego koleżką. Cała walka trwała bardzo długo, więc powoli robiło się ciemno. Wszyscy gapi zniknęli wraz z unieruchomieniem ochroniarza którego chłopak dalej nie załatwił, jedynie unikał jego ciosów. Stanąłem nad nim z włócznią w jednej ręce już jako człowiek, nogą przyciskałem jego policzek do błotnistej ziemi i przyglądałem się twarzy Księcia.
- Dzię-ku-ję, portku. - puściłem mu oczko. - Teraz wybacz.
Złapałem gościa za gardło, uniosłem do góry i zacząłem iść w stronę domu, który zawsze stał opuszczony, bo nikt nie chciał w nim zamieszkać, czy prze-remontować go. Zanim wszedłem do środka, usłyszałem głośne ,,czekaj" i pobiegłem szybciej, z gracją do jednego z pokoi, gdzie rzuciłem go na ziemię, okraczyłem go i z furią i szaleńczym rozbawieniem uniosłem dłoń.
- Byłeś niegrzeczny. - przerażenie w jego oczach rosło, oblizałem wargi.
- Błagam nie, oszczędź--
- Niegrzeczni chłopcy nie dostają prezentów. - nim zdążył odpowiedzieć, przebiłem dłonią jego klatkę, złapałem za serce i wyrwałem. Po całym pokoju trysnęła krew. Rzuciłem organ gdzieś w bok na ścianę, na którym rozbryznął się, w czasie kiedy ja chaotycznie wydrapywałem resztę jego wnętrzności. Weston wszedł powoli do środka, spojrzał na ścianę z krwi, potem na mnie. Odwróciłem się więc powoli do niego, zlizałem z warg krew i wstałem, kroczek po kroczku podchodząc do niego. W ciemności tylko moje oczy i lampa z dworu dawały oświetlenie.
- Byłeś taki dobry dla mnie.. - jeszcze kontrolowałem demona w sobie. Obiema dłońmi objąłem jego policzki zakrwawionymi dłońmi i przysunąłem swoją twarz. - Nie będziesz miał więc nic przeciwko, jeśli skosztuję też ciebie..
Widać było, że jakieś emocje zbyt nim zawładnęły, by mógł zaprotestować. Otworzyłem szeroko usta, wbiłem się w jego ramię mocno i przez chwilę piłem krew, rozkoszując się nią. Nie chciałem go zabijać, dostarczył mi zbyt wiele rozrywki, by go tak ukarać, dlatego też złapałem go za drugie ramię, ciągnąc z chichotem po mrocznym korytarzu, następnie salonie na drugim piętrze i do pokoju, w którym kiedyś nocowałem. Coś tam się lekko szarpał, ale nie zwracałem na to uwagi, nie było to dla mnie coś, co teraz miało znaczenie. Wepchałem go do środka, zamknąłem za sobą drzwi i rzuciłem go na stół, który od uderzenia zyskał dużą rysę, prawie się łamiąc. Oparłem go o ścianę do której mebel był dosunięty, trzymając mocno za koszulkę i ucałowałem jego brodę.
- Tak długo powstrzymuje się przed Louisem.. - wyszeptałem z żalem, składając kilka pocałunków na jego szyi i ranie na ramieniu. - ..przed tobą się nie powstrzymam.
Znów uniosłem go, rzuciłem na poduszkę do siedzenia leżącą zaraz przy kominku i rozpiąłem bluzę, którą zsunąłem ze swoich ramion na podłogę. Podszedłem bliżej niego, ominąłem go i stanąłem tyłem, by w parę sekund rozpalić w owym kominku z przyszykowanym, suchym drewnem. Teoretycznie, musiałem tylko rzucić tam zapałkę. Znów stałem do niego przodem, wystraszonego, albo po prostu zdyszanego, zbliżyłem się i kucnąłem, by oprzeć dłonie na jego kolanach i przyłożyć nos do bluzy na klatce. Zjechałem nim aż do brzucha, mając przymknięte oczy i otworzyłem je, patrząc na niego z uśmieszkiem.
- Pachniesz tak wspaniale, tak podobnie do mnie.. - oj tak, brzmiałem i wyglądałem jak szaleniec. Ale mnie się to podobało. Rozpiąłem również jego bluzę, przysuwając blisko swoje usta do jego, gdy musiałem ją zdjąć z rąk, ale nie pocałowałem go, znów wróciłem do brzucha, przejechałem dłonią po jego ciele i w tym momencie chłopak się zerwał na równe nogi, odzyskując świadomość. Uniosłem brew.
- Jesteś chory. - Tylko tyle zdołałem usłyszeć z jego mamrotania. Parsknąłem i obserwowałem, jak próbuje otworzyć zamknięte na klucz drzwi. Podszedłem więc do jego pleców, o które się oparłem i objąłem go za podbrzusze, opierając brodę na ugryzieniu.
- Ja tylko pragnę ciebie całego dla siebie. - wymruczałem, odwróciłem go szybko i złapałem za nadgarstki, ciągnąc do łóżka, któryś raz z kolei rzuciłem go na nie i wszedłem na niego, siadając na jego biodrach, ręce unieruchomiłem nad jego głową czarnymi pasami mocy, jako jedynej która wychodzi poza moje kompetencje. - Nie obraź się, ale podniecasz mnie i nie mam zamiaru cie teraz puszczać, nie, kiedy leżysz tutaj prawie bezbronny..
Polizałem go po szczęce. Nie chciałem, żeby się za bardzo rzucał, więc musiałem pozbyć go jeszcze większej ilości krwi, by stał się podatny na moje poczynania. Wybrałem sobie szyję od drugiej strony, gdzie był nietknięty i wgryzłem się, z chęcią słysząc krzyk. Nie byłem delikatny, przepraszam. Wynagrodzę mu to. Spijałem słodki nektar, pomrukując w ranę i kiedy określiłem, że już wystarczy, puściłem go, uniosłem głowę i patrząc mu w oczy, oblizałem wargi.
- Jesteś piękny. - prawie jęknąłem, sunąc się w dół, aż na wysokości mojej głowy znalazły się jego spodnie. Jedną z dłoni wsunąłem się pod jego koszulkę, drugą odpinałem guziki i suwak od spodni. Nigdy tego nie robiłem, nigdy nie byłem z facetem w łóżku, ale instynkt podpowiadał mi, co mam robić. Obiema dłońmi zsunąłem nieco jego bokserki wraz ze spodniami po to, by uwolnić to co w nich było skryte, zachichotałem i zrobiłem najbardziej napaloną minę jaką kiedykolwiek widziano na mojej twarzy-tyle ekscytacji. Ścisnął zęby, było to widać po tym jak bardzo napięta była jego szczęka. Spodobało mi się to. Złapałem go więc za członka, poruszając na nim dłonią i obserwowałem jego twarz i podnoszącą się dosyć szybko klatkę piersiową. - Podobasz mi się, podobasz mi się cały. Oddaj mi się.
Po tych słowach wysunąłem lekko dłuższy język od innych, normalnych ludzi i polizałem go po główce członka, przejechałem wzdłuż i wziąłem go w usta, powtarzając to, co niegdyś robiły mi kobiety. Kto by się spodziewał.
< I SAID IT WILL BE SICK. YOU WANTED IT. THEN EAT IT. >
❢ Strony Dodatkowe ❢
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
❢ Zasady opowiadań ❢
• Pięć pożytecznych punktów: •
• 2. - nie muszą mieć sensu, jeśli są pisane humorystycznie
• 3. - przy pisaniu scen łóżkowych, zaznacz przy tytule +18
• 4. - opowiadania +16 nie zaliczają się do +18, a więc lekkie scenki nie trafiają pod hard-zakładkę
• 5. - odpisywanie na opowiadania do innych w zakresie dwóch tygodni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz