Słyszałem go. Przechadzając się po równinach pełnych dzikich zwierząt i kreatur, spotykając inne demony, przyjazne lub nie, mogłem usłyszeć jego drżący głos, nawołujący moje imię. Za każdym razem był coraz słabszy.. im więcej czasu mijało, tym rzadziej go słyszałem. Był moment, że nie słyszałem go przez długi czas wcale, a potem.. ostatni raz zdołałem dosłyszeć jego słowa. Te słowa całkowicie mnie zamurowały, a równocześnie popchały do działania. Nie mogłem szybciej, musiałem znaleźć portal, miejsce swojej śmierci, teraz.. nie odpoczywałem wcale. Powiedział.. powiedział, że będę tatusiem. Dzień po dniu, noc po nocy, szukałem. Chciałem wrócić, chciałem go zobaczyć, bo nie rozumiałem, jakim cudem, z resztą, chciałem zobaczyć, czy mówi prawdę. Dotknąć jego brzucha i poczuć w nim swoją krew, ciało z mojego ciała. Towarzyszyła mi jedna z demonic, pytałem, a ona odpowiadała. Byłem alfą, a mój partner, w tym wypadku Louis, okazał się betą. Rzadko się tak zdarza, że Alfy i bety odnajdują się i łączą w pary, ale wtedy.. płeć nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia, bo jestem demonem. Boże, miej go w opiece, jest teraz bezbronny..
Znalazłem. Nie wiem, ile to zajęło. Ale szukałem najszybciej jak potrafiłem. Znalazłem to miejsce, portal, miejsce w którym zginąłem. Zmęczony, cały z krwi, w ranach, ze skręconą kostką, przeszedłem przez barierę. Stanąłem w tym samym miejscu, gdzie wcześniej odebrano mi życie. Była noc, parę dni wcześniej musiała być pełnia. Wolnym krokiem ruszyłem do przodu, przez krzewy i chaszcze, by dotrzeć do jaskini. Wyglądałem upiornie, zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie mogłem dłużej czekać, chciałem.. chciałem go zobaczyć. Musiałem! Wkroczyłem do środka, zostawiając po sobie ślady krwi, wyszukałem jego jaskinie i wszedłem do środka, by od razu spojrzeć na łóżko. Przykryty do pasa kołdrą leżał, na boku, plecami do mnie, obejmując.. obejmując pulchny brzuch. Sapnąłem, podszedłem słabo, upadłem na kolana i wyciągnąłem dłoń do przodu, ale szybko ją cofnąłem. Nie.. nie mogę go teraz obudzić, gdy wyglądam jak zjawa.
Wróciłem do jego jaskini dopiero po umyciu się i przebraniu w swojej jaskini, przy okazji zabandażowałem rany i ściąłem o wiele za długie włosy. Wciąż byłem niemożliwie wychudzony, a moja skóra nienaturalnie poczerniała w niektórych miejscach, ale to tylko szczegóły. Wciąż było ciemno. Przybliżyłem się, usiadłem na rogu i położyłem dłoń na jego ramieniu, gładząc je lekko. Potem zjechałem nią w dół na jego biodra i nareszcie.. na pulchny brzuch, który również obejmował. Po moich policzkach spłynęły łzy, może dlatego, że napęczniała skóra ukazywała masę blizn.. nie mam pojęcia. Ale kiedy poczułem kopnięcie, nie powstrzymałem się i zapłakałem mocniej, tym samym rozbudzając chłopaka. Wstrzymałem oddech, wytarłem łzy i pogłaskałem go znowu po brzuchu.
- ..Louis.. - wyszeptałem.
<;w;>
❢ Strony Dodatkowe ❢
środa, 25 listopada 2015
Od Louis'a CD Nathan
- Widziałeś gdzieś Nathana?- spytałem kolejnego wilka, czując jak moje serce drastycznie przyśpiesza, a nieprzyjemny dreszcz przeszywa moje ciało. Nie spotykałem go od dwóch dni, tak jak reszta. Ostatni raz rozmawiałem z nim, gdy miał wyjść na spacer. Kolejna osoba pokręciła głową, a ja ponownie zostałem rozdarty od środka. Jeśli coś mu się stało, będę mógł obwiniać tylko i wyłącznie siebie.
- Louis?- usłyszałem, a gdy się odwróciłem, zobaczyłem Westona. Podszedłem do niego, mając nadzieję, że miał jakie kolwiek wieści na temat Nathana. Chłopak zabrał mnie do swojej jaskini i usadził mnie stabilnie na fotelu. Nie mogąc już wytrzymać ciszy jaka trwała, spytałem co się stało.
- Znaleźliśmy Nathana- na tym zamilkł. Czułem niesamowite szczęście. Ale nie powiedział nic więcej. To musiało coś znaczyć. Smutek, żal i ból zaczęły ciągnąć mój żołądek ku górze. Zaszkliły mi się oczy, spodziewając się co powie.
- O-on nie żyje. Prawda?- wyszeptałem drżącym głosem. Spuścił głowę.
- Tak mi przykro, Louis- w tym momencie wybuchnąłem głośnym płaczem, co chwila się zapowietrzając...
Kolejny miesiąc minął mi na paleniu, jedzeniu nikłych ilości jedzenia, spaniu, płakaniu i cięciu się w większej ilości miejsc niż tylko biodra. Uda, nadgarstki, brzuch. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Równie dobrze mogłem popełnić samobójstwo, ale to byłoby zbyt małe i krótkie cierpienie. Przeze mnie Nathan nie żył. Musiałem cierpieć. Musiałem zadawać sobie ten ból, nawet jeśli on by tego nie chciał. Tęsknota codziennie mi doskwierała, a jego osoba pojawiała się w każdej rzeczy, którą na codzień spotykałem. A to wiązało się z jeszcze większym bólem i pragnieniem ponownego dotknięcia jego dłoni, zasmakowania jego ust, czy otarcia się o jego policzek. Samej jego obecności i pewności, że mam kogoś bliskiego. Teraz znowu jestem sam. Znowu tworzę wokół siebie pancerz, który on z łatwością rozkruszył.
Moje życie zaczęły urozmaicać codzienne wymioty. Nie wiem czemu. Będę chory, albo to z tęsknoty. Wiem jedno- Nathan chciałby, abym czuł się jak najlepiej, postanowiłem więc pójść do medyka. Weston był mi najbliższy, więc poszedłem do niego, w razie gdyby co, najłagodniej mi powie, że zostaną mi dwa tygodnie życia, czego jak najbardziej sobie życzyłem...
- Jesteś w ciąży- wyszeptał zdziwiony.
- Co... jak... Weston, powiedz mi prawdę!
- Jesteś w ciąży Louis. Mówię prawdę, nie ma innej opcji.
- A-ale. Ale to niemożliwe! To się nie zgadza! To niemożliwe biologicznie!- zacząłem panikować. Chłopak nagle uchwycił moje policzki i ucałował moje czoło, szepcząc, abym się uspokoił.
- Teraz musisz o siebie dbać. Louis, będziesz tatusiem- wyszeptał chichocząc, jakby ciesząc się z tego. To znaczy, że noszę w sobie dziecko Nathana. Jedyne co mi z niego zostanie, to dziecko. Gdy wróciłem do mieszkanka, położyłem się na łóżku i zacząłem zalewać łzami, głaszcząc brzuch.
- Zostaliśmy sami...- wychlipałem jakby sam do siebie, mając nadzieję, że ta istotka w brzuchu to usłyszy...
Och Boże, piąty miesiąc, nie udaje mi się już ukrywać tego przed innymi. Cała wataha już to rozpowiada, bo mój ciążowy brzuszek jest bardzo dobrze widoczny. Niektórzy krzywo na mnie patrzą, inni natomiast z żalem. Wiedzą kto jest ojcem. Jedna część zarzuca mi, że jak mogłem to robić z NIM, bo nie tyle, że był niebezpieczny, to jeszcze to facet. Ale hej, to, że byłem z facetem nie jest dziwne, dziwne jest to, że jestem w ciąży. Druga część mnie wspiera, pociesza i stara się pomóc. To miłe z ich strony. Tylko Arien się nie udziela. Ale to on, jemu nie można nic zarzucać.
Czuję się jakbym był w kwiecie. Jestem pulchniejszy, o wiele. Mam pyzate policzki, ale wiadomo jak to jest, gdy je się za dwoje. Już nie palę, a po cięciu się zostały tylko blizny. Pogodziłem się ze stratą blondyna, ale pocieszam się myślą, że nie będę całkiem sam i zyskam kogoś, kto po części będzie Nathanem.
- Na twoim miejscu zabiłbym to dziecko. Będzie tak samo niebezpieczne jak ojciec!- nie wiem kto to powiedział, ale wiedziałem, że to bolało i nikt nie miał prawa tak mówić.
Tej nocy, sam nie wiem czemu, wyszedłem na dwór i spojrzałem na gwieździste niebo.
- Nath? Chcę ci tylko powiedzieć, że będziesz tatusiem i za tobą tęsknię... musiałeś odchodzić?- wyszeptałem, kładąc dłoń na brzuchu.
(Kh. Wenus brakus, ale będzie dzidzia XD)
- Louis?- usłyszałem, a gdy się odwróciłem, zobaczyłem Westona. Podszedłem do niego, mając nadzieję, że miał jakie kolwiek wieści na temat Nathana. Chłopak zabrał mnie do swojej jaskini i usadził mnie stabilnie na fotelu. Nie mogąc już wytrzymać ciszy jaka trwała, spytałem co się stało.
- Znaleźliśmy Nathana- na tym zamilkł. Czułem niesamowite szczęście. Ale nie powiedział nic więcej. To musiało coś znaczyć. Smutek, żal i ból zaczęły ciągnąć mój żołądek ku górze. Zaszkliły mi się oczy, spodziewając się co powie.
- O-on nie żyje. Prawda?- wyszeptałem drżącym głosem. Spuścił głowę.
- Tak mi przykro, Louis- w tym momencie wybuchnąłem głośnym płaczem, co chwila się zapowietrzając...
Kolejny miesiąc minął mi na paleniu, jedzeniu nikłych ilości jedzenia, spaniu, płakaniu i cięciu się w większej ilości miejsc niż tylko biodra. Uda, nadgarstki, brzuch. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Równie dobrze mogłem popełnić samobójstwo, ale to byłoby zbyt małe i krótkie cierpienie. Przeze mnie Nathan nie żył. Musiałem cierpieć. Musiałem zadawać sobie ten ból, nawet jeśli on by tego nie chciał. Tęsknota codziennie mi doskwierała, a jego osoba pojawiała się w każdej rzeczy, którą na codzień spotykałem. A to wiązało się z jeszcze większym bólem i pragnieniem ponownego dotknięcia jego dłoni, zasmakowania jego ust, czy otarcia się o jego policzek. Samej jego obecności i pewności, że mam kogoś bliskiego. Teraz znowu jestem sam. Znowu tworzę wokół siebie pancerz, który on z łatwością rozkruszył.
Moje życie zaczęły urozmaicać codzienne wymioty. Nie wiem czemu. Będę chory, albo to z tęsknoty. Wiem jedno- Nathan chciałby, abym czuł się jak najlepiej, postanowiłem więc pójść do medyka. Weston był mi najbliższy, więc poszedłem do niego, w razie gdyby co, najłagodniej mi powie, że zostaną mi dwa tygodnie życia, czego jak najbardziej sobie życzyłem...
- Jesteś w ciąży- wyszeptał zdziwiony.
- Co... jak... Weston, powiedz mi prawdę!
- Jesteś w ciąży Louis. Mówię prawdę, nie ma innej opcji.
- A-ale. Ale to niemożliwe! To się nie zgadza! To niemożliwe biologicznie!- zacząłem panikować. Chłopak nagle uchwycił moje policzki i ucałował moje czoło, szepcząc, abym się uspokoił.
- Teraz musisz o siebie dbać. Louis, będziesz tatusiem- wyszeptał chichocząc, jakby ciesząc się z tego. To znaczy, że noszę w sobie dziecko Nathana. Jedyne co mi z niego zostanie, to dziecko. Gdy wróciłem do mieszkanka, położyłem się na łóżku i zacząłem zalewać łzami, głaszcząc brzuch.
- Zostaliśmy sami...- wychlipałem jakby sam do siebie, mając nadzieję, że ta istotka w brzuchu to usłyszy...
Och Boże, piąty miesiąc, nie udaje mi się już ukrywać tego przed innymi. Cała wataha już to rozpowiada, bo mój ciążowy brzuszek jest bardzo dobrze widoczny. Niektórzy krzywo na mnie patrzą, inni natomiast z żalem. Wiedzą kto jest ojcem. Jedna część zarzuca mi, że jak mogłem to robić z NIM, bo nie tyle, że był niebezpieczny, to jeszcze to facet. Ale hej, to, że byłem z facetem nie jest dziwne, dziwne jest to, że jestem w ciąży. Druga część mnie wspiera, pociesza i stara się pomóc. To miłe z ich strony. Tylko Arien się nie udziela. Ale to on, jemu nie można nic zarzucać.
Czuję się jakbym był w kwiecie. Jestem pulchniejszy, o wiele. Mam pyzate policzki, ale wiadomo jak to jest, gdy je się za dwoje. Już nie palę, a po cięciu się zostały tylko blizny. Pogodziłem się ze stratą blondyna, ale pocieszam się myślą, że nie będę całkiem sam i zyskam kogoś, kto po części będzie Nathanem.
- Na twoim miejscu zabiłbym to dziecko. Będzie tak samo niebezpieczne jak ojciec!- nie wiem kto to powiedział, ale wiedziałem, że to bolało i nikt nie miał prawa tak mówić.
Tej nocy, sam nie wiem czemu, wyszedłem na dwór i spojrzałem na gwieździste niebo.
- Nath? Chcę ci tylko powiedzieć, że będziesz tatusiem i za tobą tęsknię... musiałeś odchodzić?- wyszeptałem, kładąc dłoń na brzuchu.
(Kh. Wenus brakus, ale będzie dzidzia XD)
Od Nathan'a CD Louis
Chłopak przewrócił mnie na bok, po czym wdrapał się na mnie i przytulił się. Nasze przyśpieszone wciąż oddechy słychać było w całej jaskini, a zapach spoconych ciał i ,,soków miłości" doprowadzał mnie do lekkiego omdlenia i zawrotów głowy, jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Pierwszy raz byłem tak bardzo spełniony i zmęczony po pierwszej rundce, ale to nie znaczyło, że zamierzałem się teraz poddać, obiecałem sobie, że doprowadzę go do stanu, gdy uśnie ze zmęczenia nie mogąc już wytrzymać. Dotrzymałem słowa. Tego dnia kochaliśmy się jeszcze dwa razy, za każdym razem dłużej i namiętniej, oraz głośniej. Oboje byliśmy wykończeni do granic możliwości i po całym akcie zasnęliśmy wtuleni w siebie, obejmując się i szepcząc sobie nawzajem ,,kocham cię".
Obudziłem się w środku nocy, mój ukochany dalej leżał smacznie śpiąc i obejmując mnie za brzuch, a jego policzek spoczywał na mojej piersi. Uśmiechnąłem się do siebie, przejechałem lekko ręką po całej długości jego ciała do pośladków i w górę, czekając, aż wróci do świata żywych, co po jakimś czasie mu się udało. Otworzył zaspane oczka, uniósł wzrok do góry, a ja dałem mu całusa w nos.
- Wyjdę na dwór zapalić i pójdę na stronę, zaraz wrócę. - wymruczałem, przekręciłem nas by zawisnąć nad nim i dać mu długi pocałunek w usta, na który odpowiadał sennie i zejść z łóżka. Chodząc nago wyszukałem bokserki i spodnie, założyłem je na tyłek i wyszukałem fajki, by wyjść na dwór i odpalić jednego. Przyglądałem się niebu i rozmyślałem, a każda myśl brzmiała podobnie do jednej: jestem teraz najszczęśliwszym facetem na ziemi. I to wcale nie było zbyt wiele, bo tak się czułem. Wyrzuciłem peta, zgasiłem, załatwiłem się wychodząc nieco bardziej w krzaki i wróciłem do swojego chłopaka, który od razu jak misiu wtulił się we mnie. Przespaliśmy resztę nocy do rana już w spokoju.
• • •
Od naszej pół-kłótni pół-pogodzenia się minął miesiąc pełny szczęścia i wspólnie spędzanego czasu. Dzień po dniu związek który budowaliśmy stawał się coraz mocniejszy i coraz bardziej stabilny. Na początku była zazdrość, była niepewność, ale teraz zaniknęła, bo oboje byliśmy sobie wierni.. tak można powiedzieć. Sprawa krwi również jakoś się ułożyła, co jakiś czas chodziłem do Arien'a i piłem z jego szyi, innym razem polowałem na zwierzęta. Nie chciałem gryźć kogoś kogo kocham, bo stawał się słaby. Za to wmuszałem w niego jedzenie, zabierałem na spacery, a kiedy palił, beształem go i zabierałem mu tytoń, dzięki temu nieco przytył, może nie wiele, ale widać było różnice po tym, że nie wystawały mu tak żebra. Nawet jego skóra stała się bardziej miękka i miła w dotyku. Jedną z codzienności stało się czesanie rano jego włosów, uwielbiałem to, czasem złościł się, bo nie pozwalałem mu dotykać swoich, ale szybko mu przechodziło po całusie. Nie umiał się na mnie złościć.. a ja nie umiałem odmówić mu czegokolwiek chciał. Rozpieszczałem go, inaczej się nie dało.
Jednego dnia, gdy siedzieliśmy w salonie z innym wilkami, wadery zaczęły rozmawiać o basiorach dosyć żywo i plotkować. Nie, żeby nie było to na porządku dziennym, ale tym razem któraś rzuciła coś o dzieciach, na co połowa męskiej części widowni się ulotniła. Wcale mnie to nie dziwiło. Sam chciałem odejść, dlatego wstałem i zacząłem powolnym krokiem iść w stronę wyjścia. Już na dworze postanowiłem zrobić sobie dłuższy spacer-bieg, ale nim się rozpędziłem, zauważyłem Karmelka który też wybiegł za mną orientując się, że zniknąłem. Zapytał, gdzie idę, więc wytłumaczyłem mu, że chcę odetchnąć świeżym powietrzem. Oh jak bardzo potem tego żałowałem.. Koniec mojej samotnej wędrówki dla ochłodzenia organizmu i nawdychania się czegoś innego niż tlenki innych mordek był przede mną, dokładnie może z pięć metrów, w postaci grupki wilków. Obca wataha. Nie wiem, ile czasu zajęło im rozprawienie się ze mną. Nie spodziewałem się, że będę taki słaby. Ostatni raz spojrzałem przez własne oczy kiedy któryś z wilków połamał mi łapy, a drugi rozerwał mój brzuch ostrymi pazurami. Ból był okropny.. ale nie wiem co bardziej bolało. Fakt, że zanim znów powrócę na ziemię minie wiele czasu, czy to, że Louis zapewne dowie się o mojej ,,śmierci" i będzie się męczył w samotni. Trafiłem z powrotem w zaświaty, tam gdzie moje miejsce, od razu starając się wyjść..
<nie mam weny pro>
Obudziłem się w środku nocy, mój ukochany dalej leżał smacznie śpiąc i obejmując mnie za brzuch, a jego policzek spoczywał na mojej piersi. Uśmiechnąłem się do siebie, przejechałem lekko ręką po całej długości jego ciała do pośladków i w górę, czekając, aż wróci do świata żywych, co po jakimś czasie mu się udało. Otworzył zaspane oczka, uniósł wzrok do góry, a ja dałem mu całusa w nos.
- Wyjdę na dwór zapalić i pójdę na stronę, zaraz wrócę. - wymruczałem, przekręciłem nas by zawisnąć nad nim i dać mu długi pocałunek w usta, na który odpowiadał sennie i zejść z łóżka. Chodząc nago wyszukałem bokserki i spodnie, założyłem je na tyłek i wyszukałem fajki, by wyjść na dwór i odpalić jednego. Przyglądałem się niebu i rozmyślałem, a każda myśl brzmiała podobnie do jednej: jestem teraz najszczęśliwszym facetem na ziemi. I to wcale nie było zbyt wiele, bo tak się czułem. Wyrzuciłem peta, zgasiłem, załatwiłem się wychodząc nieco bardziej w krzaki i wróciłem do swojego chłopaka, który od razu jak misiu wtulił się we mnie. Przespaliśmy resztę nocy do rana już w spokoju.
• • •
Od naszej pół-kłótni pół-pogodzenia się minął miesiąc pełny szczęścia i wspólnie spędzanego czasu. Dzień po dniu związek który budowaliśmy stawał się coraz mocniejszy i coraz bardziej stabilny. Na początku była zazdrość, była niepewność, ale teraz zaniknęła, bo oboje byliśmy sobie wierni.. tak można powiedzieć. Sprawa krwi również jakoś się ułożyła, co jakiś czas chodziłem do Arien'a i piłem z jego szyi, innym razem polowałem na zwierzęta. Nie chciałem gryźć kogoś kogo kocham, bo stawał się słaby. Za to wmuszałem w niego jedzenie, zabierałem na spacery, a kiedy palił, beształem go i zabierałem mu tytoń, dzięki temu nieco przytył, może nie wiele, ale widać było różnice po tym, że nie wystawały mu tak żebra. Nawet jego skóra stała się bardziej miękka i miła w dotyku. Jedną z codzienności stało się czesanie rano jego włosów, uwielbiałem to, czasem złościł się, bo nie pozwalałem mu dotykać swoich, ale szybko mu przechodziło po całusie. Nie umiał się na mnie złościć.. a ja nie umiałem odmówić mu czegokolwiek chciał. Rozpieszczałem go, inaczej się nie dało.
Jednego dnia, gdy siedzieliśmy w salonie z innym wilkami, wadery zaczęły rozmawiać o basiorach dosyć żywo i plotkować. Nie, żeby nie było to na porządku dziennym, ale tym razem któraś rzuciła coś o dzieciach, na co połowa męskiej części widowni się ulotniła. Wcale mnie to nie dziwiło. Sam chciałem odejść, dlatego wstałem i zacząłem powolnym krokiem iść w stronę wyjścia. Już na dworze postanowiłem zrobić sobie dłuższy spacer-bieg, ale nim się rozpędziłem, zauważyłem Karmelka który też wybiegł za mną orientując się, że zniknąłem. Zapytał, gdzie idę, więc wytłumaczyłem mu, że chcę odetchnąć świeżym powietrzem. Oh jak bardzo potem tego żałowałem.. Koniec mojej samotnej wędrówki dla ochłodzenia organizmu i nawdychania się czegoś innego niż tlenki innych mordek był przede mną, dokładnie może z pięć metrów, w postaci grupki wilków. Obca wataha. Nie wiem, ile czasu zajęło im rozprawienie się ze mną. Nie spodziewałem się, że będę taki słaby. Ostatni raz spojrzałem przez własne oczy kiedy któryś z wilków połamał mi łapy, a drugi rozerwał mój brzuch ostrymi pazurami. Ból był okropny.. ale nie wiem co bardziej bolało. Fakt, że zanim znów powrócę na ziemię minie wiele czasu, czy to, że Louis zapewne dowie się o mojej ,,śmierci" i będzie się męczył w samotni. Trafiłem z powrotem w zaświaty, tam gdzie moje miejsce, od razu starając się wyjść..
<nie mam weny pro>
sobota, 21 listopada 2015
Od Nathan'a CD Weston
Nie wiem dlaczego, ale pierwszy raz poczułem tak wielką rządzę i nie była to rządza wzięcia kogoś na ostro, no, po części. Ale nie myślałem o tym, teraz myślałem tylko o powoli stawającym penisie w swoich ustach, którego lizałem i ssałem, przy okazji poruszając na nim ręką, oraz urywanych, rzadkich jękach, czy sapnięciach, które wydobywały się z ust chłopaka. Powtarzałem swoją czynność, aż jego przyrodzenie było równie podniecone, co on w mojej głowie i marzeniach. Nie marzyłem o nim, to tylko takie stwierdzenie. Wysunąłem go ze swoich ust z głośnym ,,pop", oblizałem usta i przysunąłem się wężowatym ruchem do góry, by znów go pocałować, tym razem również wsunąłem w jego usta swój język, by rozpocząć nim dziki taniec. Oh jak dobrze mi go się całowało, chociaż to ja prowadziłem, prawie się rozpływałem. Przestał się tak rzucać, co też mi się spodobało, bo nie musiałem się męczyć z trzymaniem go. Nim się zorientował, jego koszulka wylądowała również na podłodze i teraz leżał przede mną goły i seksowny, bo niekoniecznie wesoły. Zszedłem z niego, na co on po chwili usiadł, ale kiedy to zrobił, już dawno pozbyłem się swoich spodni i bielizny, zostając teraz jedynie w białej koszuli. Nie musiałem się pobudzać, bo już dawno od sensacji przy picia krwi podnieciłem się do granic możliwości w takiej sytuacji. Znów wszedłem na łóżko, złapałem go za szyję, bo jego ręce były splątane i lekko uniesione, więc nie mogłem złapać ramion, po czym okraczyłem go bardziej, ocierając się pośladkami o jego penisa.
- ..pozwól mi się zapomnieć.. - wymruczałem, puszczając szyję, za to złapałem go jedną ręką za przyrodzenie i przytrzymałem, wolno nakierowując na swoje wejście. Nie chciałem być przygotowywany, chciałem poczuć go w sobie razem z bólem. W jednej chwili wziąłem go w siebie do połowy, wydając pół-okrzyk i odginając się. Mógł mnie teraz zrzucić, gdyby bardzo chciał..
< TAK XDD.. >
- ..pozwól mi się zapomnieć.. - wymruczałem, puszczając szyję, za to złapałem go jedną ręką za przyrodzenie i przytrzymałem, wolno nakierowując na swoje wejście. Nie chciałem być przygotowywany, chciałem poczuć go w sobie razem z bólem. W jednej chwili wziąłem go w siebie do połowy, wydając pół-okrzyk i odginając się. Mógł mnie teraz zrzucić, gdyby bardzo chciał..
< TAK XDD.. >
Od Weston'a CD Nathan
Chciałem mu uświadomić, że nie jestem cieką pipą, więc postanowiłem iż spotkam się z nim w ten określony termin. Jednak nic nie odpowiedziałem, bo po co mam się zbędnie odzywać? Nie ważne… Kiedy ten z tym swoim zbójnickim uśmieszkiem sobie poszedł, wkroczyłem do swojego pokoju, którego nawet nazwałem wiecie jak? Cela! Tak, nazwałem go celą. Dlaczego? A bo ja wiem? Jakoś tak mi ją przypomina. Spory czas tylko leżałem na łóżku obawie, że Nathanowi coś wpadnie do głowy i nagle wparuje mi do mojej samotni, o dziwo nie zrobił tego i dobre, bo bym go odpierdzielił. Może nawet bym mu skopał to chore dupsko, czasem irytuje mnie jego niezrównoważenie psychiczne, jest nieobliczalny, nie wyliczamy. Boże drogi czemu gadam o matmie? Nevermind. W końcu nadszedł ten czas i pochłonęły mnie objęcia Morfeusza, wpadłem w wir błogich myśli. Mógłbym z nich już nigdy nie wychodzić.
×××
Obudził mnie dopiero Calvin, mówiąc że się zmartwił, kiedy to prawie cały dzień nie wyszedłem na zewnątrz, że mogło mi się coś stać i inne drobnostki tego typu. Mam nadzieje, że Nathan gdzieś n dzisiejszy wieczór zgubił, nie miałem ochoty na kolejne tak bliskie spotkanie jak wczorajszego dnia. Ogólnie podłapałem, że nasz Nacik woli jak się do niego mówi Królu! Tak, więc nasz KRÓL z tego co obiło mi się o uszy, bardzo lubi o mnie rozmawiać, może aż za bardzo. Chyba powinienem zacząć dbać o swoje bezpieczeństwo, bo chyba raczej na wabiłem się choroby tak zwanej "spierdalaj, bo masz stalkera", albo nie wiem. Nigdy nie potrafię być w stu procentach czegoś pewny. Postaram się porozmawiać o tym z nim, w tym umówionym dniu. Wyszedłem przed jaskinie, gdzie spotkałem Paula. Wspólnie postanowiliśmy pójść i upolować kolacje, może na wieczór zrobimy grubszą imprezę, bo kto zajebistym zabrania?
×××
Kolejne dni zleciały mi jak Tupolew na Smoleńsk, podczas lądowania...He, he nie śmieszne. Bo albo dziewczynom byłem potrzebny, to Calvin coś ode mnie chciał, ewentualnie chodziłem z Dannym i Palem na polowania. Tuż przed polaną zamieniłem się w człowieka, bo wyczułem że i on jest w tej postaci. Założyłem kaptur na głowę, aby jak najwięcej skryć swoje twarzy. Wszedłem na łąkę ze znudzonym wyrazem twarzy. Nie szykowało mi się dziś nic ciekawego, nuda mnie dobijała, rly. Teraz było mi wszystko jedne.
- Kici, kici - powiedział, na samą myśli zrobiło mi się nie dobrze. Co z tego, że mój ludzki wygląd przypomina kota? Nie musi się do tego wtrącać. W ogóle co inni mają do kotów? Koty są super, lol. Matko, co ja gadam... W sumie do siebie, ale i tak mówię do siebie w myślach głupoty... Moja twarz z nieprzyjemnego grymasu zmieniła się w normalną minę. Zaśmiał się pod nosem. Zabawne, doprawdy. Wymownie spojrzał się w stronę Newtown.
- Pozwól, że pobiegnę przodem - mruknął, jakbym kurwa drogi do miasta.
"- No tak panie przodem" -śmiałem się duchu. Możliwe, że dla pocieszenia. Nie ważne. No, ale cóż i tak głupszym się ustępuje jak to powiadała moja świętej pamięci matka. Czemu świętej pamięci? Ano dlatego, że to była kobieta która dba o swoje i pewnemu egoiście, a zarazem sadyście zalała za skórę i ten nie pozwolił jej dożyć spokojnej starości. Nawet starości nie pozwolił. W oczach Nathana był widoczny błysk szaleństwa, wzdrygało to mną. Okropne, że można mieć tak zryty łeb, ale postanowiłem nie zwracać na to uwagi, bo kiedyś muszę się do tego przyzwyczaić i zaczynam od dziś. Spokojnie czekałem, aż ten ruszy zerkając w kierunku naszego celu. Na szczęście lub nieszczęście domyślił się o co mi chodzi i pobiegł, a ja ruszyłem za nim.
×××
Jakoś specjalnie nie przejąłem się biegiem. Nie takie dystanse, dodatkowo kilkudniowe miałem za sobą. Po godzinie, może trzech, nie mam pojęcia, nie jestem zegarkiem, w każdym razie biegliśmy dosyć długo, aż do znudzenia, mojego oczywiście, albowiem szybko się nudzę. Kiedy już miałem umierać, na moje wszechmogące zbawienie dotarliśmy do bram Newtown. Towarzysz jakże "przyjemnej" podróży założył jakąś maskę na twarz, lecz wolałem w to nie wnikać po co mu ona. Tylko, żeby nie był napad na bank, proszę. Minęliśmy "próg" miasta, ale zdążyłem mrugnąć okiem, a sytuacja objęła innego biegu. Jeden z piątki ochroniarzy, zapewne dla zwykłej rozrywki złapał za kaptur Natha i parsknął śmiechem, wtem "Królewicz" uśmiechnął się szyderczo rozkładając ręce (przy okazji zdejmując maskę) w geście "Chodźcie robimy misia", jednak ten obrazek przypominał mi scenę z jakiegoś amerykańskiego filmu, brakowało tylko tekstu "Come to daddy, my children" i w ogóle świątecznego nastroju.
- Stęskniłem się za wami - rzekł Nacik śmiejąc się w głos, dało się słyszeć pomruki niezadowolenia, irytacji, inny był wprost zadowolony, a kolejna dwójka splunęła na chodnik z obrzydzeniem.
"- Czyli panowie się znają" - nasunęło mi się na język, ale w porę się powstrzymałem, przed wypowiedzeniem tego.
- Ciekawe czy tym razem dacie radę... Pomożesz mi, Książę? - rzucił mi jeden z tych swoich uśmiechów. Nie przyznam, że go lubię, bo przyznam sobie że przepadam za jego szczerzeniem się do mnie. NIE. Nie, Weston, nie i nie. Jeszcze raz nie. Wracając. Mam mu pomóc? Ale jak? Nie rozumiem.
zamachnął się i w tym samym momencie wytworzył lodową włócznie, jak za naszym pierwszym spotkaniem, tylko że tym razem nie zamierzałem go powstrzymywać, lodową włócznią przebił dwóch naraz, następnie ruszył ku kolejnej dwójce. Cudownie, zostawił mi mięśniaka na oko po czterdziestce. Mężczyzna zamachnął się, żeby przyłożyć mi z prawego sierpowego. Supi, czyli mamy praworęczną pizdę. Zablokowałem go i kopnąłem go w rękę, bez której nie będzie mógł normalnie funkcjonować, ryknął tłumiąc dźwięk gruchotu kości i zaraz fuknął w moim słowniku znaczy to energicznie wypuścił siebie powietrze z poirytowaniem i gniewem na twarzy.
- Nie złość się, złość piękności szkodzi, a wybacz już ci zaszkodziła - uśmiechnąłem się złośliwie, przez co jeszcze bardziej go rozwścieczyłem. Wyglądał teraz jak byczek Fernando przygotowujący się do szarży na moją skromną osóbkę. Ole byczku, ole! Jak na zawołanie ruszył na mnie, a ja robiąc zwinny długi krok w bok (dobrze, że nie skok w bok) ominąłem go przez co ten skończony idiota się wywalił. Rzuciłem mu pogardliwy wzrok, tylko po to aby się podniósł, wałczył dalej, zareagował natychmiastowo i zaraz mierzyliśmy się wzrokiem jak bokserzy na ringu. Uznałem, iż się z nim zabawie, bo mogę przecież i tak mało kiedy z kimkolwiek bije się, zazwyczaj unikam bójek. Przewidując rozpoczął z zdrowej ręki, ponownie go zablokowałem, potem spróbował z prawej. Złapałem go za nią i wykręciłem na plecach. Znów plac przeszedł wrzask bólu, więc go odepchnąłem od siebie. Kątem oka zauważyłem go mój towarzysz wykańcza ostatniego i zmierza prosto do mojej zabawki. Wyglądał jak Terminator, czy tam ten z Matrixa, brakowało tylko efektownego wybuchu za nim. Cisnął nim o ziemię i przycisnął jego twarz butem do błota i spojrzał na mnie.
- Dzię-ku-ję, portku - puścił mi oczko - Teraz wybacz.
Jaki bezczelny bydlak...Złapał go za gardło i wlókł go w stronę opuszczonego domu, nie zwracając uwagi na mnie.
- Czekaj! - krzyknąłem kiedy załączyłem wątki tego co się dzieje. Jednak ten przyspieszył jeszcze bardziej. Wpadłem do domu, ale on się ulotnił w którymś z pokoi, więc ostrożnie zacząłem odwiedzać każdy po kolei, po paru odwiedzonych pokojach usłyszałem jakieś dźwięki. Skradając się wszedłem do niego na ścianie była ogromna plama jasnej krwi. Powoli przeniosłem wzrok na Nathana, był cały w tym płynie, najlepsze! Oblizał się ze krwi, wstał i ruszył krokami do mnie. Nie wiem co mnie skłoniło do tego, aby nie dać nogi.
- Byłeś taki dobry dla mnie.. Nie będziesz miał więc nic przeciwko, jeśli skosztuję też ciebie.. - mruczał. Zwyczajnie sparaliżował mnie strach, rozum mi krzyczał "WIEJ ILE SIŁ", ale ciało na to "weź spierdalaj, co?" i tak wszyło, że stałem jak kozioł ofiarny w progu. Objął moją twarz ubrudzonymi dłońmi i wbił mi zęby w ramię. Syknąłem kiedy ukłucie sprawiło mi ból. Zwyczajnie frajer pił moją krew, jak pierdolony wampir! A JA MU NA TO POZWALAŁEM! Zaraz jednak chyba się rozmyślił i złapał mnie za ramie, a następnie pociągnął mnie korytarzem, chciałem mus ie wyrwać, ale nie wychodziło mi. Widać, że znał to miejsce na pamięć, jednak ja nie miałem pojęcia, ze jest taki dom w Newtown i nie miałem bladego pojęcia gdzie jest wschód,a gdzie północ. Wepchnął mnie do jakiegoś pomieszczania i zamknął za sobą drzwi. Kulturka musi być, co nie? Złapał mnie za bluzę i rzucił mnie na stół. Nie powiem, ale zabolało mnie to bardzo nawet. Jeszcze raz złapał mnie za "chabety" i przycisnął do ściany. Zaczął zachłannie całować moją brodę oraz szyję, co raz pogryzając ją.
- Tak długo powstrzymuje się przed Louisem...przed tobą się nie powstrzymam - wymruczał w moją szyję miedzy pocałunkami, niespodziewanie znowu zrucił mnie na dużo poduszkę, chociaż to było miękkie. Zdjął bluzę i ominął mnie jednym susem, odwróciłem głowę. Metr ode mnie znajdował się staromodny komin. Dorzucił do niego drewna i podpalił, zanim ogień się roznieci troszkę minie. Liczyłem na to, że dłużej się zajmie nim, jednak odwrócił się do mnie. Dopiero zauważyłem jak sapie. Niech mnie Bóg chroni. Kucnął opierając się o moje kolana i położył swoją twarz na moim torsie zjeżdżając w dół. Uśmiechnął się do mnie zalotnie, nie na mnie te numery... Chyba.
- Pachniesz tak wspaniale, tak podobnie do mnie.. - mruczał pod nosem z szaleńczym uśmiechem. Rozpiął moją bluzę przy okazji wpając się w moje usta, a kiedy miał już ją zdejmować wrócił mi zdrowy rozsądek i zerwałem się na równe nogi i jak burza rzuciłem się do drzwi szarpiąc za klamkę. SKURWIEL ZAMKNĄŁ JE NA KLUCZ! GOD DAMN IT!
- Jesteś chory! - mówiłem do niego, albo do siebie. Parsknął i przytulił się do mnie od tyłu.
- Ja tylko pragnę ciebie całego dla siebie - wymruczał w moje ranę. Auć?! Odwrócił mnie do siebie i złapał mnie za nadgarstki. A JA KURWA PRAGĘ BYĆ TERAZ U SIEBIE Z DALA OD WSZYSTKICH! Puchnął mnie na łóżko, następnie usiadł mi na biodrach unieruchamiając moje ręce nad głową jakimiś nitkami, ale bardzo silnymi.
- Nie obraź się, ale podniecasz mnie i nie mam zamiaru cie teraz puszczać, nie, kiedy leżysz tutaj prawie bezbronny...
Przejechał językiem po mojej szczęce badając ją od początku do końca. Jeszcze raz mnie ugryzł, ponownie pijąc krew, pozbawiając mnie sił do walki z nim, ukradł mnie w szyje. Z moich ust wydobył się bezsilny jęk. Bolało mnie jak cholera, a on sobie mruczał w najlepsze. Po czasie zostawił moją szyje w spokoju. Oblizał krew z ust w złośliwym uśmiechu.
- Jesteś piękny - powiedział schodząc w dół na poziom moich bokserek. Jezu... Rozpiął guzik i suwak moich spodni i zsunął je nico wraz z moją bielizną, aby zobaczyć moje narzędzie prazy. Zacisnąłem zęby napinając wszystkie mięśnie, jakby to miało pomóc mi wyrwać się z tego bagna. Wyciągnąłem szyje odchylając głowę do tyłu. Zaśmiał się złośliwiec jeden.
"- ZOSTAW MNIE DO CHOLERY! MASZ LOUSIA!" - krzyczałem w myślach.
Mocnym chwytem złapał mojego penisa oraz poruszał dłonią w górę i w dół. Mój oddech stanowczo za bardzo przyspieszył. Powiedział coś do mnie, jednakże pod natłokiem wszystkich myśli,które mi się obijały w głowie. Polizał mojego członka po całości ja syknąłem, napinając się jeszcze bardziej, potem wziął go całego do ust, poruszając głową jednocześnie z ręką. Językiem jeszcze sobie wierzgał po nim. Kurwa, coraz bardziej mi się to podobało. Mimo woli ulegałem i wpadłem w wir błogości, którą mi sprawiał. Anioły mnie opuściły, demonów tu też nie było. No może poza jednym...
<o gad, chwalcie pana!>
×××
Obudził mnie dopiero Calvin, mówiąc że się zmartwił, kiedy to prawie cały dzień nie wyszedłem na zewnątrz, że mogło mi się coś stać i inne drobnostki tego typu. Mam nadzieje, że Nathan gdzieś n dzisiejszy wieczór zgubił, nie miałem ochoty na kolejne tak bliskie spotkanie jak wczorajszego dnia. Ogólnie podłapałem, że nasz Nacik woli jak się do niego mówi Królu! Tak, więc nasz KRÓL z tego co obiło mi się o uszy, bardzo lubi o mnie rozmawiać, może aż za bardzo. Chyba powinienem zacząć dbać o swoje bezpieczeństwo, bo chyba raczej na wabiłem się choroby tak zwanej "spierdalaj, bo masz stalkera", albo nie wiem. Nigdy nie potrafię być w stu procentach czegoś pewny. Postaram się porozmawiać o tym z nim, w tym umówionym dniu. Wyszedłem przed jaskinie, gdzie spotkałem Paula. Wspólnie postanowiliśmy pójść i upolować kolacje, może na wieczór zrobimy grubszą imprezę, bo kto zajebistym zabrania?
×××
Kolejne dni zleciały mi jak Tupolew na Smoleńsk, podczas lądowania...He, he nie śmieszne. Bo albo dziewczynom byłem potrzebny, to Calvin coś ode mnie chciał, ewentualnie chodziłem z Dannym i Palem na polowania. Tuż przed polaną zamieniłem się w człowieka, bo wyczułem że i on jest w tej postaci. Założyłem kaptur na głowę, aby jak najwięcej skryć swoje twarzy. Wszedłem na łąkę ze znudzonym wyrazem twarzy. Nie szykowało mi się dziś nic ciekawego, nuda mnie dobijała, rly. Teraz było mi wszystko jedne.
- Kici, kici - powiedział, na samą myśli zrobiło mi się nie dobrze. Co z tego, że mój ludzki wygląd przypomina kota? Nie musi się do tego wtrącać. W ogóle co inni mają do kotów? Koty są super, lol. Matko, co ja gadam... W sumie do siebie, ale i tak mówię do siebie w myślach głupoty... Moja twarz z nieprzyjemnego grymasu zmieniła się w normalną minę. Zaśmiał się pod nosem. Zabawne, doprawdy. Wymownie spojrzał się w stronę Newtown.
- Pozwól, że pobiegnę przodem - mruknął, jakbym kurwa drogi do miasta.
"- No tak panie przodem" -śmiałem się duchu. Możliwe, że dla pocieszenia. Nie ważne. No, ale cóż i tak głupszym się ustępuje jak to powiadała moja świętej pamięci matka. Czemu świętej pamięci? Ano dlatego, że to była kobieta która dba o swoje i pewnemu egoiście, a zarazem sadyście zalała za skórę i ten nie pozwolił jej dożyć spokojnej starości. Nawet starości nie pozwolił. W oczach Nathana był widoczny błysk szaleństwa, wzdrygało to mną. Okropne, że można mieć tak zryty łeb, ale postanowiłem nie zwracać na to uwagi, bo kiedyś muszę się do tego przyzwyczaić i zaczynam od dziś. Spokojnie czekałem, aż ten ruszy zerkając w kierunku naszego celu. Na szczęście lub nieszczęście domyślił się o co mi chodzi i pobiegł, a ja ruszyłem za nim.
×××
Jakoś specjalnie nie przejąłem się biegiem. Nie takie dystanse, dodatkowo kilkudniowe miałem za sobą. Po godzinie, może trzech, nie mam pojęcia, nie jestem zegarkiem, w każdym razie biegliśmy dosyć długo, aż do znudzenia, mojego oczywiście, albowiem szybko się nudzę. Kiedy już miałem umierać, na moje wszechmogące zbawienie dotarliśmy do bram Newtown. Towarzysz jakże "przyjemnej" podróży założył jakąś maskę na twarz, lecz wolałem w to nie wnikać po co mu ona. Tylko, żeby nie był napad na bank, proszę. Minęliśmy "próg" miasta, ale zdążyłem mrugnąć okiem, a sytuacja objęła innego biegu. Jeden z piątki ochroniarzy, zapewne dla zwykłej rozrywki złapał za kaptur Natha i parsknął śmiechem, wtem "Królewicz" uśmiechnął się szyderczo rozkładając ręce (przy okazji zdejmując maskę) w geście "Chodźcie robimy misia", jednak ten obrazek przypominał mi scenę z jakiegoś amerykańskiego filmu, brakowało tylko tekstu "Come to daddy, my children" i w ogóle świątecznego nastroju.
- Stęskniłem się za wami - rzekł Nacik śmiejąc się w głos, dało się słyszeć pomruki niezadowolenia, irytacji, inny był wprost zadowolony, a kolejna dwójka splunęła na chodnik z obrzydzeniem.
"- Czyli panowie się znają" - nasunęło mi się na język, ale w porę się powstrzymałem, przed wypowiedzeniem tego.
- Ciekawe czy tym razem dacie radę... Pomożesz mi, Książę? - rzucił mi jeden z tych swoich uśmiechów. Nie przyznam, że go lubię, bo przyznam sobie że przepadam za jego szczerzeniem się do mnie. NIE. Nie, Weston, nie i nie. Jeszcze raz nie. Wracając. Mam mu pomóc? Ale jak? Nie rozumiem.
zamachnął się i w tym samym momencie wytworzył lodową włócznie, jak za naszym pierwszym spotkaniem, tylko że tym razem nie zamierzałem go powstrzymywać, lodową włócznią przebił dwóch naraz, następnie ruszył ku kolejnej dwójce. Cudownie, zostawił mi mięśniaka na oko po czterdziestce. Mężczyzna zamachnął się, żeby przyłożyć mi z prawego sierpowego. Supi, czyli mamy praworęczną pizdę. Zablokowałem go i kopnąłem go w rękę, bez której nie będzie mógł normalnie funkcjonować, ryknął tłumiąc dźwięk gruchotu kości i zaraz fuknął w moim słowniku znaczy to energicznie wypuścił siebie powietrze z poirytowaniem i gniewem na twarzy.
- Nie złość się, złość piękności szkodzi, a wybacz już ci zaszkodziła - uśmiechnąłem się złośliwie, przez co jeszcze bardziej go rozwścieczyłem. Wyglądał teraz jak byczek Fernando przygotowujący się do szarży na moją skromną osóbkę. Ole byczku, ole! Jak na zawołanie ruszył na mnie, a ja robiąc zwinny długi krok w bok (dobrze, że nie skok w bok) ominąłem go przez co ten skończony idiota się wywalił. Rzuciłem mu pogardliwy wzrok, tylko po to aby się podniósł, wałczył dalej, zareagował natychmiastowo i zaraz mierzyliśmy się wzrokiem jak bokserzy na ringu. Uznałem, iż się z nim zabawie, bo mogę przecież i tak mało kiedy z kimkolwiek bije się, zazwyczaj unikam bójek. Przewidując rozpoczął z zdrowej ręki, ponownie go zablokowałem, potem spróbował z prawej. Złapałem go za nią i wykręciłem na plecach. Znów plac przeszedł wrzask bólu, więc go odepchnąłem od siebie. Kątem oka zauważyłem go mój towarzysz wykańcza ostatniego i zmierza prosto do mojej zabawki. Wyglądał jak Terminator, czy tam ten z Matrixa, brakowało tylko efektownego wybuchu za nim. Cisnął nim o ziemię i przycisnął jego twarz butem do błota i spojrzał na mnie.
- Dzię-ku-ję, portku - puścił mi oczko - Teraz wybacz.
Jaki bezczelny bydlak...Złapał go za gardło i wlókł go w stronę opuszczonego domu, nie zwracając uwagi na mnie.
- Czekaj! - krzyknąłem kiedy załączyłem wątki tego co się dzieje. Jednak ten przyspieszył jeszcze bardziej. Wpadłem do domu, ale on się ulotnił w którymś z pokoi, więc ostrożnie zacząłem odwiedzać każdy po kolei, po paru odwiedzonych pokojach usłyszałem jakieś dźwięki. Skradając się wszedłem do niego na ścianie była ogromna plama jasnej krwi. Powoli przeniosłem wzrok na Nathana, był cały w tym płynie, najlepsze! Oblizał się ze krwi, wstał i ruszył krokami do mnie. Nie wiem co mnie skłoniło do tego, aby nie dać nogi.
- Byłeś taki dobry dla mnie.. Nie będziesz miał więc nic przeciwko, jeśli skosztuję też ciebie.. - mruczał. Zwyczajnie sparaliżował mnie strach, rozum mi krzyczał "WIEJ ILE SIŁ", ale ciało na to "weź spierdalaj, co?" i tak wszyło, że stałem jak kozioł ofiarny w progu. Objął moją twarz ubrudzonymi dłońmi i wbił mi zęby w ramię. Syknąłem kiedy ukłucie sprawiło mi ból. Zwyczajnie frajer pił moją krew, jak pierdolony wampir! A JA MU NA TO POZWALAŁEM! Zaraz jednak chyba się rozmyślił i złapał mnie za ramie, a następnie pociągnął mnie korytarzem, chciałem mus ie wyrwać, ale nie wychodziło mi. Widać, że znał to miejsce na pamięć, jednak ja nie miałem pojęcia, ze jest taki dom w Newtown i nie miałem bladego pojęcia gdzie jest wschód,a gdzie północ. Wepchnął mnie do jakiegoś pomieszczania i zamknął za sobą drzwi. Kulturka musi być, co nie? Złapał mnie za bluzę i rzucił mnie na stół. Nie powiem, ale zabolało mnie to bardzo nawet. Jeszcze raz złapał mnie za "chabety" i przycisnął do ściany. Zaczął zachłannie całować moją brodę oraz szyję, co raz pogryzając ją.
- Tak długo powstrzymuje się przed Louisem...przed tobą się nie powstrzymam - wymruczał w moją szyję miedzy pocałunkami, niespodziewanie znowu zrucił mnie na dużo poduszkę, chociaż to było miękkie. Zdjął bluzę i ominął mnie jednym susem, odwróciłem głowę. Metr ode mnie znajdował się staromodny komin. Dorzucił do niego drewna i podpalił, zanim ogień się roznieci troszkę minie. Liczyłem na to, że dłużej się zajmie nim, jednak odwrócił się do mnie. Dopiero zauważyłem jak sapie. Niech mnie Bóg chroni. Kucnął opierając się o moje kolana i położył swoją twarz na moim torsie zjeżdżając w dół. Uśmiechnął się do mnie zalotnie, nie na mnie te numery... Chyba.
- Pachniesz tak wspaniale, tak podobnie do mnie.. - mruczał pod nosem z szaleńczym uśmiechem. Rozpiął moją bluzę przy okazji wpając się w moje usta, a kiedy miał już ją zdejmować wrócił mi zdrowy rozsądek i zerwałem się na równe nogi i jak burza rzuciłem się do drzwi szarpiąc za klamkę. SKURWIEL ZAMKNĄŁ JE NA KLUCZ! GOD DAMN IT!
- Jesteś chory! - mówiłem do niego, albo do siebie. Parsknął i przytulił się do mnie od tyłu.
- Ja tylko pragnę ciebie całego dla siebie - wymruczał w moje ranę. Auć?! Odwrócił mnie do siebie i złapał mnie za nadgarstki. A JA KURWA PRAGĘ BYĆ TERAZ U SIEBIE Z DALA OD WSZYSTKICH! Puchnął mnie na łóżko, następnie usiadł mi na biodrach unieruchamiając moje ręce nad głową jakimiś nitkami, ale bardzo silnymi.
- Nie obraź się, ale podniecasz mnie i nie mam zamiaru cie teraz puszczać, nie, kiedy leżysz tutaj prawie bezbronny...
Przejechał językiem po mojej szczęce badając ją od początku do końca. Jeszcze raz mnie ugryzł, ponownie pijąc krew, pozbawiając mnie sił do walki z nim, ukradł mnie w szyje. Z moich ust wydobył się bezsilny jęk. Bolało mnie jak cholera, a on sobie mruczał w najlepsze. Po czasie zostawił moją szyje w spokoju. Oblizał krew z ust w złośliwym uśmiechu.
- Jesteś piękny - powiedział schodząc w dół na poziom moich bokserek. Jezu... Rozpiął guzik i suwak moich spodni i zsunął je nico wraz z moją bielizną, aby zobaczyć moje narzędzie prazy. Zacisnąłem zęby napinając wszystkie mięśnie, jakby to miało pomóc mi wyrwać się z tego bagna. Wyciągnąłem szyje odchylając głowę do tyłu. Zaśmiał się złośliwiec jeden.
"- ZOSTAW MNIE DO CHOLERY! MASZ LOUSIA!" - krzyczałem w myślach.
Mocnym chwytem złapał mojego penisa oraz poruszał dłonią w górę i w dół. Mój oddech stanowczo za bardzo przyspieszył. Powiedział coś do mnie, jednakże pod natłokiem wszystkich myśli,które mi się obijały w głowie. Polizał mojego członka po całości ja syknąłem, napinając się jeszcze bardziej, potem wziął go całego do ust, poruszając głową jednocześnie z ręką. Językiem jeszcze sobie wierzgał po nim. Kurwa, coraz bardziej mi się to podobało. Mimo woli ulegałem i wpadłem w wir błogości, którą mi sprawiał. Anioły mnie opuściły, demonów tu też nie było. No może poza jednym...
<o gad, chwalcie pana!>
Od Louis'a CD Nathan
Czułem się wycieńczony, ale jednocześnie okrutnie rozbudzony. Pewnie gdybym chciał teraz zasnąć, opadłbym tylko twarzą w poduszkę i leżałbym czekając, aż poczuję senność. Mimo iż moim ciałem już wtrząsnął orgazm, czułem dalsze podniecenie i byłem wręcz pewien, że tego wieczoru jeszcze dojdę, przynajmniej raz. Widok blondyna w takim stanie, tylko dodatkowo wzbudzał moją erekcję. Gdy rozciągał mnie palcami, mogłem spokojnie przyznać, że to najprzyjemniejsza rzecz jaka kiedykolwiek mnie spotkała. Widząc jednak, jak bardzo chłopak jest bliski wbiciu się we mnie, byłem pewny, że tamto doświadczenie zajmie drugie miejsce. Czekał, jakbym miał dać mu jakiś znak, że tak, jestem gotowy, może to zrobić. Miał lekko uniesione brwi, rozchylone usta, a po jego czole spływały już kropelki potu. Ale jego pi*przone włosy dalej były w idealnym stanie, podczas, gdy mój koczek najpewniej był już całkiem roczochrany przez palce Nathana. Miałem ochotę się roześmiać widząc z jaką niecierpliwością, dalej czekał na mój sygnał. W końcu, po dłuższym czasie, podczas którego jego dłonie chaotycznie błądziły po moim ciele, zatrzymując się na biodrach i mocno zaciskając na nich palce. Byłem pewny, że zostaną mi w tamtych miejscach siniaki.
Gdy ponownie spojrzałem na jego twarz, chłopak zagryzał wargę, jakby nie mogąc się już powtrzymać. Posłałem mu delikatny uśmiech i podciągnąłem się do niego, całując mocno jego dolną wargę. Przy okazji uniosłem wysoko nogę, a chłopak przeleciał spojrzeniem po moim ciele. Ponownie posłał mi ten pytający o wszystko wyraz twarzy, a ja podrapałem go po karku i kiwnąłem głowa. Jego wzrok był już zamglony do granic możliwości, a sam blondyn, zachowywał się już trochę instynktownie. Zsunął się nieco z mojego ciała, po czym zarzucił sobie moją podniesioną nogę na ramię. Mogłem uznać, że się boję i nie byłem tego do końca pewien. Chciałem już zaprotestować, ale przypomniałem sobie, że przecież go kocham i to on jest tą jedyną osobą, z którą chcę przeżyć swój pierwszy raz. Sapnąłem cicho, czując go przy swoim wejściu. Jakby zastanawiał się czy aby na pewno może to zrobić. Bez większego zastanowienia, to ja przesunąłem się w dół, tym samym "nabijając" się na niego, przy czym wydałem z siebie głośny jęk. Był zdziwiony, ale i zadowolony moim zachowaniem, więc zaraz przechylił nas w swój przód, mój tył, nachylając się nade mną. Jego gorący oddech uderzał prosto w moje usta.
Jak prawdziwy, troszczący się o innych chłopak, odczekał pewien czas, przy czym ciągle całował moje wargi, albo molestował moją szyję. Czułem jak moje ciało jest nienaturalnie wygięte. Wręcz czułem swojego własnego penisa przy nosie. Nathan zamknął oczy i odchylił głowę, po czym wykonał jedno, spokojne i delikatne pchnięcie. Cichutko westchnęliśmy, a moje dłonie ułożyły się nad moją głową, dając mu całkowitą kontrolę nad moim ciałem.
- Ach... jesteś... ciasny- wyszeptał pomiędzy ciężkimi wdechami i wydechami. Starał się zachować jasność umysłu, a nie zerżnąć mnie tak, bym nie chodził przez tydzień...
Po pierwszym, delikatnym ruchem z jego strony, nastąpił drugi, wręcz identyczny. Trzeci, czwarty, piąty. Po kolei. Z każdym były mocniejsze, intensywniejsze, szybsze i głębsze. Nie przerywał lizania i ssania mojej szyi, to z jednej, to z drugiej strony. Jego ręce mu pomagały w poruszaniu się, jednak nagle objął mojego penisa, po czym zaczął po nim jeździć w takim samym tempie i z tą samą częstotliwością, co we mnie wchodził. Przyjemne uczucia się namnażały. Po pokoju słychać było nasze ciężkie oddechy, oraz uderzanie jednego ciała o drugie. Mokra skóra wydawała charakterystyczne dźwięki. W końcu nie mogłem się powstrzymać i jęknąłem. Każdy kolejny głos z mojej strony, był coraz to głośniejszy. W powietrzu czuć było dziwny zapach, jakby sperma, pot, oraz nasze perfumy. Uznałem, że to tak pachnie se.ks. Intensywnie i specyficznie. Nagle jego niższy niż zwykle i okrutnie chrapliwy głos, z towarzyszącym sapnięciem i gorącym powietrzem uderzającym o moje ucho, oznajmił:
- Ka-Karmelku... tatuś... tatuś jest już blisko...
- Ja też... ja-a- wyjęczałem, zaciskając powieki i wargi. Znowu puste uczucie w żołądku i ucisk. To co najbardziej mnie cieszyło, to to, że chłopak doprowadził mnie do tego stanu, że nie czułem bólu spowodowanego rozpychaniem od środka. Nagle nie wytrzymałem i wykrzykując głośnym, łamliwym głosem jego imię, doszedłem.
I znowu całkiem nowe doznanie. Poczułem gorąc rozchodzący się we mnie od środka. Nathan głośno jęknął, przy okazji klnąc cicho pod nosem. Zaczął obcałowywać moją twarz, po czym wysunął się ze mnie, opadając na mnie bezwładnie. Szybko go zepchnąłem, czując jak miażdży mi żebra i sam się na niego wdrapałem, czując potrzebę przylgnięcia do jego klatki piersiowej. Znowu czułem się przy nim bezpiecznie.
W końcu po tak długiej przerwie, ponownie go przy sobie miałem.
Teraz wiem jedno.
Jestem własnością Nathana i nikt, ani nic tego nie zmieni...
(Nath?)
Gdy ponownie spojrzałem na jego twarz, chłopak zagryzał wargę, jakby nie mogąc się już powtrzymać. Posłałem mu delikatny uśmiech i podciągnąłem się do niego, całując mocno jego dolną wargę. Przy okazji uniosłem wysoko nogę, a chłopak przeleciał spojrzeniem po moim ciele. Ponownie posłał mi ten pytający o wszystko wyraz twarzy, a ja podrapałem go po karku i kiwnąłem głowa. Jego wzrok był już zamglony do granic możliwości, a sam blondyn, zachowywał się już trochę instynktownie. Zsunął się nieco z mojego ciała, po czym zarzucił sobie moją podniesioną nogę na ramię. Mogłem uznać, że się boję i nie byłem tego do końca pewien. Chciałem już zaprotestować, ale przypomniałem sobie, że przecież go kocham i to on jest tą jedyną osobą, z którą chcę przeżyć swój pierwszy raz. Sapnąłem cicho, czując go przy swoim wejściu. Jakby zastanawiał się czy aby na pewno może to zrobić. Bez większego zastanowienia, to ja przesunąłem się w dół, tym samym "nabijając" się na niego, przy czym wydałem z siebie głośny jęk. Był zdziwiony, ale i zadowolony moim zachowaniem, więc zaraz przechylił nas w swój przód, mój tył, nachylając się nade mną. Jego gorący oddech uderzał prosto w moje usta.
Jak prawdziwy, troszczący się o innych chłopak, odczekał pewien czas, przy czym ciągle całował moje wargi, albo molestował moją szyję. Czułem jak moje ciało jest nienaturalnie wygięte. Wręcz czułem swojego własnego penisa przy nosie. Nathan zamknął oczy i odchylił głowę, po czym wykonał jedno, spokojne i delikatne pchnięcie. Cichutko westchnęliśmy, a moje dłonie ułożyły się nad moją głową, dając mu całkowitą kontrolę nad moim ciałem.
- Ach... jesteś... ciasny- wyszeptał pomiędzy ciężkimi wdechami i wydechami. Starał się zachować jasność umysłu, a nie zerżnąć mnie tak, bym nie chodził przez tydzień...
Po pierwszym, delikatnym ruchem z jego strony, nastąpił drugi, wręcz identyczny. Trzeci, czwarty, piąty. Po kolei. Z każdym były mocniejsze, intensywniejsze, szybsze i głębsze. Nie przerywał lizania i ssania mojej szyi, to z jednej, to z drugiej strony. Jego ręce mu pomagały w poruszaniu się, jednak nagle objął mojego penisa, po czym zaczął po nim jeździć w takim samym tempie i z tą samą częstotliwością, co we mnie wchodził. Przyjemne uczucia się namnażały. Po pokoju słychać było nasze ciężkie oddechy, oraz uderzanie jednego ciała o drugie. Mokra skóra wydawała charakterystyczne dźwięki. W końcu nie mogłem się powstrzymać i jęknąłem. Każdy kolejny głos z mojej strony, był coraz to głośniejszy. W powietrzu czuć było dziwny zapach, jakby sperma, pot, oraz nasze perfumy. Uznałem, że to tak pachnie se.ks. Intensywnie i specyficznie. Nagle jego niższy niż zwykle i okrutnie chrapliwy głos, z towarzyszącym sapnięciem i gorącym powietrzem uderzającym o moje ucho, oznajmił:
- Ka-Karmelku... tatuś... tatuś jest już blisko...
- Ja też... ja-a- wyjęczałem, zaciskając powieki i wargi. Znowu puste uczucie w żołądku i ucisk. To co najbardziej mnie cieszyło, to to, że chłopak doprowadził mnie do tego stanu, że nie czułem bólu spowodowanego rozpychaniem od środka. Nagle nie wytrzymałem i wykrzykując głośnym, łamliwym głosem jego imię, doszedłem.
I znowu całkiem nowe doznanie. Poczułem gorąc rozchodzący się we mnie od środka. Nathan głośno jęknął, przy okazji klnąc cicho pod nosem. Zaczął obcałowywać moją twarz, po czym wysunął się ze mnie, opadając na mnie bezwładnie. Szybko go zepchnąłem, czując jak miażdży mi żebra i sam się na niego wdrapałem, czując potrzebę przylgnięcia do jego klatki piersiowej. Znowu czułem się przy nim bezpiecznie.
W końcu po tak długiej przerwie, ponownie go przy sobie miałem.
Teraz wiem jedno.
Jestem własnością Nathana i nikt, ani nic tego nie zmieni...
(Nath?)
czwartek, 19 listopada 2015
Od Nathan'a CD Louis
Jedyne o czym teraz myślałem, to przyjemne, ciepłe, wilgotne dziewicze usta które poruszały się na moim przyrodzeniu, oraz każdy gwałtowny ruch, gdy brał nie aż po same gardło. Nie potrafiłem powstrzymać sapnięć, oraz przeciągłych twardych jęków, zmieszanych z syczeniem przyjemności. Wpierw odchyliłem się zakładając ręce za głowę, ale szybko zrezygnowałem bo chętniej obserwowałem jego twarz, skupioną na swoim zadaniu. Czułem, że drganie mojego podbrzusza i narzędzia trochę się nasiliło, a to tylko popchało mnie do dalszego działania. Ułożyłem dłonie na jego głowie, wplątując palce we włosy, przeczesałem je odsuwając go od siebie, uniosłem nieco jego twarz oglądając ją i przegryzłem wargę, pozwalając mu kolejny raz wziąć go do ust, ale tym razem sam wybrałem tempo, gdyż trzymałem jego głowę i poruszałem nieco biodrami, co było jednoznaczne z piep*zeniem jego ust wedle uznania. Było mi tak dobrze, a równocześnie tak nieswojo, że skumulowało się to w nadchodzący orgazm szybciej, niż bym się spodziewał. Odsunąłem się na krok, złapałem go za ramię i bok szyi by unieść i wpiłem się w jego słodkie i tylko moje wargi, wysunąłem język i zacząłem całować go najlepiej jak potrafiłem, namiętnie odbierając dech. Tak szybko jak zacząłem, tak szybko przerwałem całun, spojrzałem mu głęboko w oczy z tak wielkim rozpaleniem, że z jego ust wydobył się nieokreślony jęk, jakby dla niego było to już za wiele. Przesunąłem dłonie na jego klatkę, przejechałem po piersi, brzuchu, cały czas patrząc na niego z góry z lekko uchylonymi ustami, świadomy tego jak zmysłowo to działa na ludzi, dojechałem do podbrzusza, przesunąłem ręce na boki i wsuwając palce pod jego bokserki, powoli zsunąłem je z jego bioder, a on zarzucił mi ręce na szyję, przylegając do mnie. Teraz moje palce powoli sunęły po jego plecach, przyprawiając go o dreszcze, robiąc kilka takich rundech w górę i w dół, za każdym razem schodząc coraz niżej, aż przy jednym momencie wylądowały na jego pośladkach i tam też zostały. Ścisnąłem je, zmusiłem go do podskoczenia i objęcia mnie, by idąc w stronę łóżka, zdjąć z kostek resztę ubioru. Ułożyłem go na miękkiej kołdrze, gołego, rozpalonego i czekającego na mój ruch, a ja kiedy go takiego zobaczyłem, miałem wrażenie, że podnieciłem się jeszcze bardziej. Ale powstrzymałem się, chciałem, by obu nam było dobrze. Okraczyłem go, złożyłem całusa na jego ustach i na nowo zacząłem robić malinki na jego piersi i zasysać się na różowych punkcikach, delektując się jękami i sapnięciami.
- ..Karmelku.. - wymruczałem, będąc tak bardzo napalonym. - ..jesteś taki sek*owny.. mam ochotę piep*zyć cię do rana..
Po tych słowach odsunąłem się nieco, złapałem go za biodra i patrząc na jego twarz, przekręciłem go na brzuch i pomogłem ułożyć się w kociej pozycji. Schował twarz w kołdrze, widocznie zawstydzony i zadrżał, a ja zadowolony westchnąłem i oparłem się o nieco, nachyliłem nad jego plecami, a w międzyczasie przejechałem palcem po całym jego kręgosłupie, by dojechać do tego jednego punktu, który jemu i mnie miał dać wkrótce przyjemność, tam zakręcił się chwilę i wraz z złapaniem go za przyrodzenie wsunąłem go powoli w niego, chcąc go przygotować. Pisnął i zaczął coś mówić w materiał, ale ledwo go słyszałem. Nawet nie wiem, kiedy z jednego palca zrobiły się trzy, a jego ciało wygięło się jeszcze bardziej, bo chłopak od niemiarowych ruchów na przyrodzeniu doszedł. Pewnie opadłby, dysząc ciężko, gdyby nie to, że trzymałem go mocno i dalej poruszałem ręką na przyrodzeniu. Nagle wysunąłem palce, puściłem go i znów przekręciłem, tym razem na plecy, by zawisnąć nad nim i zacisnąć palce na jego rękach nad głową, które wyłapałem w międzyczasie.
- Już dłużej nie wytrzymam.. - wysyczałem, na dowód moich słów chłopak mógł poczuć mojego penisa na swoim brzuchu, którego główka dawno mokra lekko go dotykała. Chciałem w niego wejść, chciałem wypełnić go sobą i kochać się z nim, aż straci przytomność. Chciałem dochodzić w nim tak długo, aż nie mógłby mnie więcej pomieścić, chciałem zapełnić go swoją miłością i wysłuchać krzyków, pragnąłem by moje nasienie wypływało z niego, prawie dając znać ,,na pewno zajdę w ciążę", pragnąłem go tak mocno, że gdyby teraz zaprotestował, nie udałoby mi się odmówić sobie wejścia w jego ciasne ciało.
< pls >
- ..Karmelku.. - wymruczałem, będąc tak bardzo napalonym. - ..jesteś taki sek*owny.. mam ochotę piep*zyć cię do rana..
Po tych słowach odsunąłem się nieco, złapałem go za biodra i patrząc na jego twarz, przekręciłem go na brzuch i pomogłem ułożyć się w kociej pozycji. Schował twarz w kołdrze, widocznie zawstydzony i zadrżał, a ja zadowolony westchnąłem i oparłem się o nieco, nachyliłem nad jego plecami, a w międzyczasie przejechałem palcem po całym jego kręgosłupie, by dojechać do tego jednego punktu, który jemu i mnie miał dać wkrótce przyjemność, tam zakręcił się chwilę i wraz z złapaniem go za przyrodzenie wsunąłem go powoli w niego, chcąc go przygotować. Pisnął i zaczął coś mówić w materiał, ale ledwo go słyszałem. Nawet nie wiem, kiedy z jednego palca zrobiły się trzy, a jego ciało wygięło się jeszcze bardziej, bo chłopak od niemiarowych ruchów na przyrodzeniu doszedł. Pewnie opadłby, dysząc ciężko, gdyby nie to, że trzymałem go mocno i dalej poruszałem ręką na przyrodzeniu. Nagle wysunąłem palce, puściłem go i znów przekręciłem, tym razem na plecy, by zawisnąć nad nim i zacisnąć palce na jego rękach nad głową, które wyłapałem w międzyczasie.
- Już dłużej nie wytrzymam.. - wysyczałem, na dowód moich słów chłopak mógł poczuć mojego penisa na swoim brzuchu, którego główka dawno mokra lekko go dotykała. Chciałem w niego wejść, chciałem wypełnić go sobą i kochać się z nim, aż straci przytomność. Chciałem dochodzić w nim tak długo, aż nie mógłby mnie więcej pomieścić, chciałem zapełnić go swoją miłością i wysłuchać krzyków, pragnąłem by moje nasienie wypływało z niego, prawie dając znać ,,na pewno zajdę w ciążę", pragnąłem go tak mocno, że gdyby teraz zaprotestował, nie udałoby mi się odmówić sobie wejścia w jego ciasne ciało.
< pls >
Od Louis'a CD Nathan
Spojrzałem na niego z dołu. Dotąd byłem przyćmiony przez podniecenie i nie kontatkowałem zbytnio, ale gdy przed moimi oczami znalazł się jego krocze, pd razu odzyskałem trzeźwość umysłu. Chłopak powoli przeczesywał swoimi długimi palca moje włosy, powodując u mnie gęsią skórkę. Gdyby nie fakt, że byłem już czerwony, na moje policzki z pewnością wtargnąłby rumieniec. Poczułem pustkę w żoładku i ściśnięcie w okolicach podbrzusza.
- Karmelku... pytam się po raz kolejny, zrobisz tatusiowi dobrze, czy chcesz dostać kolejnego klapsa?- szczerze, to z chęcią poprosiłbym o to drugie, bo było to dość przyjemne uczucie, ale wiedziałem, że blondyn oczekuje ode mnie wykonania polecenia. Sięgnąłem ręką do szafki, która przy nas stała i wyciągnąłem z nich gumkę, do włosów oczywiście. Po związaniu sobie prowizorycznego koka, na który widok, nie zaprzeczę, Nathan widocznie się ucieszył. Moje dłonie wylądowały na jego łydkach, by następnie szybko przebiec przez nie i uda ku górze, zatrzymując się na jego pośladkach. On mnie już dotykał, ja nie miałem okazji zbadać jego ciała. Pragnąłem znać każdy jego fragment. Każdą nierówność, wypukłość, bliznę, każdy mięsień pod jego skórą. Wiedzieć które miejsce molestowane przez moje usta może doprowadzić go do szaleństwa. Nie mogąc się dłużej powstrzymywać, ścisnąłem jego tyłek, doszukując się jakiegoś jęku. Gdy nie otrzymałem zadowalającej mnie odpowiedzi, otarłem się policzkiem o jego krocze, tym razem chłopak wydał z siebie dźwięk podobny do mruczenia kota, zmieszanego z jęknięciem czternastoletniego chłopca. Uśmiechnąłem się w akcie tryumfu i zaraz przesunąłem palcami do jego szlufki czarnych jeansów, muskając kciukiem guzik. Jego mina mówiła jedno: "Ile jeszcze będziesz się opi*rdalał?!", jednak ja nie reagowałem na to. Zamiast tego wstałem i złożyłem delikatny, ale długi pocałunek na jego ustach, przy czym Nathan wielokrotnie przygryzał moją wargę. Przy okazji zacząłem wolno i krok po kroku rozpinać jego koszulę, jednocześnie przypadkowo zahaczając paznokciami o jego skórę. Jego ręce ponownie wylądowały na moich biodrach, ale nie na długo, bo zaraz musiałem ściągnąć z niego górną część ubrania. Nieznacznie mi w tym pomógł, jednak widocznie chciał się ze mną trochę podroczyć.
Gdy zobaczyłem jego pierś, oniemiałem. Nigdy wcześniej nie był przy mnie bez jakiejkolwiek części ubioru, a szkoda, bo patrząc na jego klatkę piersiową, możesz spokojnie stwierdzić, że zobaczyłeś ósmy cud świata i możesz umierać. Z radością więc zacząłem składać na jego torsie krótkie, ale pełne pasji i energiczne pocałunki. Poczułem dłoń na karku, która kierowała mnie coraz niżej, bym w końcu dotarł do upragnionego podbrzusza. Nie zastanawiając się dłużej, rozpiąłem jego spodnie, a Nathan je zdjął. Teraz był w samych bokserkach, które w jednym miejscu miały już ciemniejszą plamę i była przez nie dobrze widoczna, opięta erekcja starszego. Ucałowałem ją przez materiał, a on zajęczał jak na zawołanie. Moje chude, zwinne palce już dawno były pod gumką o jego bielizny, szarpiąc ją to w lewo, to w prawo, albo strzelając nią, jak on moją.
- Spraw, aby tatusiowi było dobrze, Karmelku- wysapał drżącym głosem. Kiwnąłem głową, a jego bokserki znalazły się na wysokości jego kostek.
Jego erekcja dumnie sterczała spod kępki ciemnych włosów. Uśmiechnąłem się na ten widok i ująłem ją u nasady. Czułem się pewny i nie martwiłem się czy to spi*przę, czy nie. Oplotłem go ustami, ale och, był spory, albo to ja mam małego. Jedyne o czym teraz myślałem to to, aby uważać na zęby. Niestety nie zawsze wychodzi tak jak chcemy i musiałem lekko podrażnić go siekaczami.
- Ku... k*rwa- wyszeptał, jakby zaraz się miał rozpłynąć- jeszcze raz. Zrób to... jeszcze raz- na prośbę, ponowiłem ruch, a jemu widocznie to przypasowało...
Szczęście, że mimo tego jak bardzo uderzam jego główką o tył mojego gardła, nie mam odruchu wymiotnego...
(Naaath?)
- Karmelku... pytam się po raz kolejny, zrobisz tatusiowi dobrze, czy chcesz dostać kolejnego klapsa?- szczerze, to z chęcią poprosiłbym o to drugie, bo było to dość przyjemne uczucie, ale wiedziałem, że blondyn oczekuje ode mnie wykonania polecenia. Sięgnąłem ręką do szafki, która przy nas stała i wyciągnąłem z nich gumkę, do włosów oczywiście. Po związaniu sobie prowizorycznego koka, na który widok, nie zaprzeczę, Nathan widocznie się ucieszył. Moje dłonie wylądowały na jego łydkach, by następnie szybko przebiec przez nie i uda ku górze, zatrzymując się na jego pośladkach. On mnie już dotykał, ja nie miałem okazji zbadać jego ciała. Pragnąłem znać każdy jego fragment. Każdą nierówność, wypukłość, bliznę, każdy mięsień pod jego skórą. Wiedzieć które miejsce molestowane przez moje usta może doprowadzić go do szaleństwa. Nie mogąc się dłużej powstrzymywać, ścisnąłem jego tyłek, doszukując się jakiegoś jęku. Gdy nie otrzymałem zadowalającej mnie odpowiedzi, otarłem się policzkiem o jego krocze, tym razem chłopak wydał z siebie dźwięk podobny do mruczenia kota, zmieszanego z jęknięciem czternastoletniego chłopca. Uśmiechnąłem się w akcie tryumfu i zaraz przesunąłem palcami do jego szlufki czarnych jeansów, muskając kciukiem guzik. Jego mina mówiła jedno: "Ile jeszcze będziesz się opi*rdalał?!", jednak ja nie reagowałem na to. Zamiast tego wstałem i złożyłem delikatny, ale długi pocałunek na jego ustach, przy czym Nathan wielokrotnie przygryzał moją wargę. Przy okazji zacząłem wolno i krok po kroku rozpinać jego koszulę, jednocześnie przypadkowo zahaczając paznokciami o jego skórę. Jego ręce ponownie wylądowały na moich biodrach, ale nie na długo, bo zaraz musiałem ściągnąć z niego górną część ubrania. Nieznacznie mi w tym pomógł, jednak widocznie chciał się ze mną trochę podroczyć.
Gdy zobaczyłem jego pierś, oniemiałem. Nigdy wcześniej nie był przy mnie bez jakiejkolwiek części ubioru, a szkoda, bo patrząc na jego klatkę piersiową, możesz spokojnie stwierdzić, że zobaczyłeś ósmy cud świata i możesz umierać. Z radością więc zacząłem składać na jego torsie krótkie, ale pełne pasji i energiczne pocałunki. Poczułem dłoń na karku, która kierowała mnie coraz niżej, bym w końcu dotarł do upragnionego podbrzusza. Nie zastanawiając się dłużej, rozpiąłem jego spodnie, a Nathan je zdjął. Teraz był w samych bokserkach, które w jednym miejscu miały już ciemniejszą plamę i była przez nie dobrze widoczna, opięta erekcja starszego. Ucałowałem ją przez materiał, a on zajęczał jak na zawołanie. Moje chude, zwinne palce już dawno były pod gumką o jego bielizny, szarpiąc ją to w lewo, to w prawo, albo strzelając nią, jak on moją.
- Spraw, aby tatusiowi było dobrze, Karmelku- wysapał drżącym głosem. Kiwnąłem głową, a jego bokserki znalazły się na wysokości jego kostek.
Jego erekcja dumnie sterczała spod kępki ciemnych włosów. Uśmiechnąłem się na ten widok i ująłem ją u nasady. Czułem się pewny i nie martwiłem się czy to spi*przę, czy nie. Oplotłem go ustami, ale och, był spory, albo to ja mam małego. Jedyne o czym teraz myślałem to to, aby uważać na zęby. Niestety nie zawsze wychodzi tak jak chcemy i musiałem lekko podrażnić go siekaczami.
- Ku... k*rwa- wyszeptał, jakby zaraz się miał rozpłynąć- jeszcze raz. Zrób to... jeszcze raz- na prośbę, ponowiłem ruch, a jemu widocznie to przypasowało...
Szczęście, że mimo tego jak bardzo uderzam jego główką o tył mojego gardła, nie mam odruchu wymiotnego...
(Naaath?)
Od Nathan'a CD Louis
Klepnąłem go w tyłek, ale w sumie byłem pewien, że tylko sobie żartujemy. Sam fakt, że ktoś ma takie zboczenie, przyprawia cię o myśli: co za zboczeniec, ale kiedy powiedział donośnie ,,daddy!" jakoś nagle zaczęła podobać mi się rola ,,tatuśka" i doszedłem do wniosku, że można się tak pobawić, przecież nikt nam tego nie zabroni, prawda? Zerknąłem w stronę klapy, machnąłem ręką zamykając ją i uśmiechnąłem się zadziornie, zaciskając dłonie na jego pośladkach.
- Byłeś niegrzecznym chłopcem, synku.. - zacisnąłem jeszcze mocniej, aż jęknął poniekąd z bólu i wysyczał coś, zabrałem dłonie i przekręciłem nas, zawisając nad nim. Moje usta zaraz znalazły się na jego słodkich i malinowych, napierając na nie i całując namiętnie. Gdzieś w pewnym momencie odsunąłem się, dwoma palcami wskazującym i środkowym ,,wepchałem" się w jego buzię by ją otworzyć i wysunąłem je. Dzięki temu mogłem kontynuować pocałunek i dodać do niego język, który wślizgnął się w jego wnętrze, penetrując i jeżdżąc po dziąsłach, podniebieniu, tańcząc z jego własnym. Nie mogłem się po prostu powstrzymać, tym bardziej, że jeszcze chwilę temu siedział na mnie i zmysłowo poruszał biodrami, ocierając się o mnie i stymulując, co tylko zaostrzyło mój apetyt na tego chłopaka. Przyznał, że mógłby się ze mną przespać? Przyznał. A kto powiedział, że w związku sek.s jest zabroniony? Nikt. Znowu nas przekręciłem, nie przerywając parcia na jego usta. Któryś raz z rzędu usłyszałem zduszone sapnięcie, gdy zacisnąłem długie palce na jego pośladkach i ,,rozsunąłem" je, ciągnąc do zewnętrznej strony, nie wiem, czy mu się to podobało, ale mi jak najbardziej. Wreszcie przerwałem długi pocałunek, spojrzałem na niego z dołu rozpalonym wzrokiem i położyłem dłoń na jego głowie, ciągnąc lekko za włosy do tyłu. - Muszę cię ukarać..
- Ah tak tatusiu? - o, mamy tu przejaw pełnej pewności siebie. Czyli jednak nie ma nic przeciwko. Wyszczerzyłem się, popchałem go do tyłu i wstałem, ciągnąc go za sobą na ścianę, przyszpiliłem go do niej i oparłem się mocno o niego, całując od razu kark i szyję, zostawiając mokre ślady. Ilość malinek, która pojawiła się na jego skórze była nie do zliczenia. W między czasie, kiedy całowałem go po tyle, dłońmi wsunąłem się pod sweterek, najpierw gładząc brzuch i podbrzusze, robiąc kółka wokół pępka, drażniąco łapałem za gumkę od jego bokserek i strzelałem nią, by wracać do góry, aż trafiłem na jego klatkę, gdzie odnalazłem dwa wrażliwe punkciki, które objąłem opuszkami palców, ściskając, ciągnąc, wciskając i okrążając, przy okazji wsłuchując się w symfonie dźwięków wydobywającą się z jego gardła, które widocznie zaschło, bo były chrapliwe. Ale na tym nie skończyłem, nie mogłem przestać, odwróciłem go przodem, kolejny raz agresywnie wbiłem się w jego usta i położyłem jedną dłoń na jego biodrze, drugą ułożyłem na jego kroczu, na co pisnął lekko i odwrócił głowę, marszcząc oczy i przymykając powieki, dalej napastowałem biedną szyję, tym samym dłonią pobudzając jego i tak dawno ożywionego członka. Był rozpalony, z resztą, nie tylko on.
- ..Chyba ci za dobrze młody. - wymruczałem, ściskając jego członka przez bokserki, pociągnąłem go tak, że wpadł na mnie i już nie miał styczności ze ścianą, by znowu uraczyć go soczystym klapsem. Po nim był kolejny i kolejny, aż nie wydobył z siebie porządnego jęku. Uznałem to za godny odgłos, puściłem go i zdjąłem z niego sweter, nachyliłem się i przyłożyłem usta do jego sutka, kolejny raz stymulując, drugiego martretowałem palcami i tak na zmianę, aż jego twarz nie zaczęła przypominać dorodnego pomidora. Zakończyłem dobrą część dla niego, uśmiechnąłem się chytrze tak jak wcześniej i położyłem dłoń na jego włosach, silnie zmuszając do kucnięcia i przeczesałem jego grzywkę. - Zrobisz tatusiowi dobrze?
< XDDDDDDDD OBIECANKII NIE CACANKIII XDDDDD >
- Byłeś niegrzecznym chłopcem, synku.. - zacisnąłem jeszcze mocniej, aż jęknął poniekąd z bólu i wysyczał coś, zabrałem dłonie i przekręciłem nas, zawisając nad nim. Moje usta zaraz znalazły się na jego słodkich i malinowych, napierając na nie i całując namiętnie. Gdzieś w pewnym momencie odsunąłem się, dwoma palcami wskazującym i środkowym ,,wepchałem" się w jego buzię by ją otworzyć i wysunąłem je. Dzięki temu mogłem kontynuować pocałunek i dodać do niego język, który wślizgnął się w jego wnętrze, penetrując i jeżdżąc po dziąsłach, podniebieniu, tańcząc z jego własnym. Nie mogłem się po prostu powstrzymać, tym bardziej, że jeszcze chwilę temu siedział na mnie i zmysłowo poruszał biodrami, ocierając się o mnie i stymulując, co tylko zaostrzyło mój apetyt na tego chłopaka. Przyznał, że mógłby się ze mną przespać? Przyznał. A kto powiedział, że w związku sek.s jest zabroniony? Nikt. Znowu nas przekręciłem, nie przerywając parcia na jego usta. Któryś raz z rzędu usłyszałem zduszone sapnięcie, gdy zacisnąłem długie palce na jego pośladkach i ,,rozsunąłem" je, ciągnąc do zewnętrznej strony, nie wiem, czy mu się to podobało, ale mi jak najbardziej. Wreszcie przerwałem długi pocałunek, spojrzałem na niego z dołu rozpalonym wzrokiem i położyłem dłoń na jego głowie, ciągnąc lekko za włosy do tyłu. - Muszę cię ukarać..
- Ah tak tatusiu? - o, mamy tu przejaw pełnej pewności siebie. Czyli jednak nie ma nic przeciwko. Wyszczerzyłem się, popchałem go do tyłu i wstałem, ciągnąc go za sobą na ścianę, przyszpiliłem go do niej i oparłem się mocno o niego, całując od razu kark i szyję, zostawiając mokre ślady. Ilość malinek, która pojawiła się na jego skórze była nie do zliczenia. W między czasie, kiedy całowałem go po tyle, dłońmi wsunąłem się pod sweterek, najpierw gładząc brzuch i podbrzusze, robiąc kółka wokół pępka, drażniąco łapałem za gumkę od jego bokserek i strzelałem nią, by wracać do góry, aż trafiłem na jego klatkę, gdzie odnalazłem dwa wrażliwe punkciki, które objąłem opuszkami palców, ściskając, ciągnąc, wciskając i okrążając, przy okazji wsłuchując się w symfonie dźwięków wydobywającą się z jego gardła, które widocznie zaschło, bo były chrapliwe. Ale na tym nie skończyłem, nie mogłem przestać, odwróciłem go przodem, kolejny raz agresywnie wbiłem się w jego usta i położyłem jedną dłoń na jego biodrze, drugą ułożyłem na jego kroczu, na co pisnął lekko i odwrócił głowę, marszcząc oczy i przymykając powieki, dalej napastowałem biedną szyję, tym samym dłonią pobudzając jego i tak dawno ożywionego członka. Był rozpalony, z resztą, nie tylko on.
- ..Chyba ci za dobrze młody. - wymruczałem, ściskając jego członka przez bokserki, pociągnąłem go tak, że wpadł na mnie i już nie miał styczności ze ścianą, by znowu uraczyć go soczystym klapsem. Po nim był kolejny i kolejny, aż nie wydobył z siebie porządnego jęku. Uznałem to za godny odgłos, puściłem go i zdjąłem z niego sweter, nachyliłem się i przyłożyłem usta do jego sutka, kolejny raz stymulując, drugiego martretowałem palcami i tak na zmianę, aż jego twarz nie zaczęła przypominać dorodnego pomidora. Zakończyłem dobrą część dla niego, uśmiechnąłem się chytrze tak jak wcześniej i położyłem dłoń na jego włosach, silnie zmuszając do kucnięcia i przeczesałem jego grzywkę. - Zrobisz tatusiowi dobrze?
< XDDDDDDDD OBIECANKII NIE CACANKIII XDDDDD >
niedziela, 15 listopada 2015
Od Louis'a CD Nathan
Patrzyłem na niego ze zdziwieniem. Czy blondyn właśnie spytał mnie o to, czy się z nim prześpię? Na to pytanie początkowo zareagowałem chrząknięciem i ułożeniem dłoni na jego ramionach. Przyswajałem informacje, podczas gdy chłopak zdążył się już zrazić.
- Przepraszam, nie powinienem się o to pytać- mruknął kręcąc głową i odsuwając mnie przy okazji. Nim zdążył zrobić cokolwiek innego, usiadłem mu okrakiem na kolanach. Otworzył zdezorientowany mordkę, która została zamknięta przez moją. Przymknąłem oczy, po czym przesunąłem dłonie na jego kark, który dość mocno ścisnąłem. Jęknął w moje usta, które skutecznie zagłuszyły dźwięk. Skończyłem chwytając w zęby jego wargę i ciągnąc ją, po czym oparłem czoło o jego.
- Tak Nathan- wyszeptałem, przejeżdżając ręką po jego włosach- jeśli będziesz chciał, prześpię się z tobą- ucałowałem delikatnie kącik jego ust. Był naprawdę zdezorientowany, ale zaraz się roześmiał i mnie przytulił. Znowu poczułem to ciepło w podbrzuszu. Był blisko nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Powiedział, że chciał mi pokazać, że nie chce ode mnie tylko seksu, ale głównie uczuć. To romantyczne i urocze z jego strony, ale, och ironio, mądry ja odebrałem to jako chęć zakończenia tego, co było między nami.
Chłopak ponownie złączył nasze usta i przechylił się przy tym do tyłu, bym wylądował na nim. Ułożyłem dłonie na jego piersi, lekko poruszając swoimi biodrami. Ciekawskie ręce znalazły się na moich udach, a potem przejechały wolno ku górze, zatrzymując się na moim tyłku. Mruknąłem nisko, przyprawiając go przy tym o dobrze widoczną gęsią skórkę.
- Jesteś piękny- wyszeptał, gładząc moje pośladki, by po chwili wtargnąć lod bokserki i zacząć kręcić palcem kółeczka wokół mojej kości ogonowej, przyprawiając mnie przy tym o niesamowite uczucie. Wygiąłem się delikatnie i wydusiłem z siebie ciche sapnięcie. Widocznie chciał jak najbardziej nas do siebie zbliżyć i zmniejszyć odległość, która nas dzieliła psychicznie. Dopiero teraz dotarło do mnie co powiedział, oraz to co było jeszcze wcześniej.
- Nie-e... jestem gruby- mój głos się złamał.
- Żartujesz sobie, prawda?- tym razem wtargnął pod mój sweterek- sama skóra i kości- na to pokręciłem głową, kolejny raz tego dnia. Położyłem łebek na swoich dłoniach, tym samym odsuwając się od jego ust, które z chęcią bym teraz dalej całował, ale coś mi mówiło, że to nie pora na to- A dodatkowo palisz. To zabija. Przestań, dobrze?
- Jesteś nadopiekuńczy- uszczypnąłem go w policzek, na co syknął- Lubię to robić.
- Lubisz się zabijać? Louis, przestań to robić, naprawdę.
- Nathieeee...
- Nie Karmelku. Proszę...
- Oczywiście tatusiu- prychnąłem, wbijając wzrok w ścianę. Nagle chwycił mnie za podbródek i nakierował na swoją twarz.
- Masz zboczenie tatusia?- uśmiechnął się chytrze.
- Może...- w tym momencie dostałem od niego klapsa w tyłek- Daddy!
(Oh god, weno, gdzieś ty?!)
- Przepraszam, nie powinienem się o to pytać- mruknął kręcąc głową i odsuwając mnie przy okazji. Nim zdążył zrobić cokolwiek innego, usiadłem mu okrakiem na kolanach. Otworzył zdezorientowany mordkę, która została zamknięta przez moją. Przymknąłem oczy, po czym przesunąłem dłonie na jego kark, który dość mocno ścisnąłem. Jęknął w moje usta, które skutecznie zagłuszyły dźwięk. Skończyłem chwytając w zęby jego wargę i ciągnąc ją, po czym oparłem czoło o jego.
- Tak Nathan- wyszeptałem, przejeżdżając ręką po jego włosach- jeśli będziesz chciał, prześpię się z tobą- ucałowałem delikatnie kącik jego ust. Był naprawdę zdezorientowany, ale zaraz się roześmiał i mnie przytulił. Znowu poczułem to ciepło w podbrzuszu. Był blisko nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Powiedział, że chciał mi pokazać, że nie chce ode mnie tylko seksu, ale głównie uczuć. To romantyczne i urocze z jego strony, ale, och ironio, mądry ja odebrałem to jako chęć zakończenia tego, co było między nami.
Chłopak ponownie złączył nasze usta i przechylił się przy tym do tyłu, bym wylądował na nim. Ułożyłem dłonie na jego piersi, lekko poruszając swoimi biodrami. Ciekawskie ręce znalazły się na moich udach, a potem przejechały wolno ku górze, zatrzymując się na moim tyłku. Mruknąłem nisko, przyprawiając go przy tym o dobrze widoczną gęsią skórkę.
- Jesteś piękny- wyszeptał, gładząc moje pośladki, by po chwili wtargnąć lod bokserki i zacząć kręcić palcem kółeczka wokół mojej kości ogonowej, przyprawiając mnie przy tym o niesamowite uczucie. Wygiąłem się delikatnie i wydusiłem z siebie ciche sapnięcie. Widocznie chciał jak najbardziej nas do siebie zbliżyć i zmniejszyć odległość, która nas dzieliła psychicznie. Dopiero teraz dotarło do mnie co powiedział, oraz to co było jeszcze wcześniej.
- Nie-e... jestem gruby- mój głos się złamał.
- Żartujesz sobie, prawda?- tym razem wtargnął pod mój sweterek- sama skóra i kości- na to pokręciłem głową, kolejny raz tego dnia. Położyłem łebek na swoich dłoniach, tym samym odsuwając się od jego ust, które z chęcią bym teraz dalej całował, ale coś mi mówiło, że to nie pora na to- A dodatkowo palisz. To zabija. Przestań, dobrze?
- Jesteś nadopiekuńczy- uszczypnąłem go w policzek, na co syknął- Lubię to robić.
- Lubisz się zabijać? Louis, przestań to robić, naprawdę.
- Nathieeee...
- Nie Karmelku. Proszę...
- Oczywiście tatusiu- prychnąłem, wbijając wzrok w ścianę. Nagle chwycił mnie za podbródek i nakierował na swoją twarz.
- Masz zboczenie tatusia?- uśmiechnął się chytrze.
- Może...- w tym momencie dostałem od niego klapsa w tyłek- Daddy!
(Oh god, weno, gdzieś ty?!)
Od Nathan'a CD Louis
Wysłuchałem go do końca, nie spodziewałem się jednak, że aż tak cierpiał przez ten czas. Przeciwnie, byłem pewien, że oboje jesteśmy okej z unikaniem siebie i siedzeniem blisko, a jednak daleko po dwie godziny w jednym pomieszczeniu. Musiałem wszystko poukładać sobie w głowie, bo myśli pokręciły mi się jeszcze bardziej. Chciałem ograniczyć kontakt, by nie zmuszać go do czegoś, czego nie będzie chciał i czego będzie żałował, bo się martwiłem, bo byłem pewien, że zrobię mu krzywdę, a w tym czasie on myślał, że ja po prostu nie chciałem ciągnąć tego co jest między nami. A właściwie, czy coś między nami faktycznie jest? Powiedziałem mu, że go kocham, dowiedziałem się również, że on kocha mnie, ale czy zapytałem go o zostanie moim chłopakiem.. nie przypominam sobie. To jest żenujące i takie nie w moim stylu, ale jakby bardziej się nad tym zastanowić, to jednak wtedy zyskalibyśmy na plusie i mielibyśmy już ,,coś" - związek. Objąłem go, przytuliłem do swojej piersi nie pozwalając unosić głowy i westchnąłem. Skoro już muszę zrobić ten pierwszy krok jako mężczyzna, zdecydowałem się udawać na razie niedostępnego, osobę która trzyma dystans i chce wszystko mieć prosto, poukładane. Chciałem sprawdzić, na jak bardzo mu zależy, to było w tym momencie bardzo ważne. Musiałem sprawdzić. Musiałem.
- Twierdzisz, że usuniesz się, jeśli już ciebie nie chcę? - dopytałem, a on drgnął i zanim zdążył odpowiedzieć, kontynuowałem. - Ale ja cie nigdy nie prosiłem, żebyś się usuwał. Nigdy nie powiedziałem, że cię nie chcę.
Uniosłem wreszcie jego twarz, złapałem go za brodę i pocałowałem go mocno, ściskając jego usta swoimi. Nie miał za bardzo możliwości odpowiedzi, bo był to pocałunek agresywny i napierający, taki, który pokazuje swoją władczość. Oderwałem się, hamując ochotę polizania jego ust i spojrzałem mu głęboko w oczy.
- Nie odzywałem się i nie dotykałem cię, byś zrozumiał, że nie potrzebuję od ciebie tylko seksu. Chcę cie kochać i być kochanym, a dzisiaj.. to co widziałem.. - zaśmiałem się cicho i krótko. - To był na prawdę podniecający widok, gdybym jeszcze mógł cie trochę utuczyć..
Zarumienił się lekko, odwrócił wzrok i otworzył usta, już nawet wykonał dźwięko-podobny wyraz, ale zatkałem je swoimi na sekundę.
- Teraz ja mówię. - uśmiechnąłem się ciepło. Ominąłem temat fajek, bo jeśli dogadamy się między sobą, to oczywiste będzie, że zakażę mu palenia. Ja palę, tyle wystarczy, szybciej zginę, on ma żyć. Tak to działa, chcę go bronić i nic nie poradzę na to, że wkurza mnie widok ukatrupiającego się bruneta. - Jestem pewien, że chcesz udowodnić, jak bardzo chcesz, bym został..
Obróciłem nas, bym stał tyłem do łóżka, usiadłem i przyciągnąłem go lekko za biodra by się przysunął, cały czas stał, a moja broda była na wysokości jego brzucha. Patrzyłem na niego z dołu, z uśmieszkiem, trzymałem za boki i gładziłem je lekko palcami.
- Odpowiedz.. prześpisz się ze mną? - oczywiście, zapytałem tylko by sprawdzić jego reakcję, nie zamierzałem mu nic robić. Skończyłoby się płaczem.
< Khe khe, khem. >
- Twierdzisz, że usuniesz się, jeśli już ciebie nie chcę? - dopytałem, a on drgnął i zanim zdążył odpowiedzieć, kontynuowałem. - Ale ja cie nigdy nie prosiłem, żebyś się usuwał. Nigdy nie powiedziałem, że cię nie chcę.
Uniosłem wreszcie jego twarz, złapałem go za brodę i pocałowałem go mocno, ściskając jego usta swoimi. Nie miał za bardzo możliwości odpowiedzi, bo był to pocałunek agresywny i napierający, taki, który pokazuje swoją władczość. Oderwałem się, hamując ochotę polizania jego ust i spojrzałem mu głęboko w oczy.
- Nie odzywałem się i nie dotykałem cię, byś zrozumiał, że nie potrzebuję od ciebie tylko seksu. Chcę cie kochać i być kochanym, a dzisiaj.. to co widziałem.. - zaśmiałem się cicho i krótko. - To był na prawdę podniecający widok, gdybym jeszcze mógł cie trochę utuczyć..
Zarumienił się lekko, odwrócił wzrok i otworzył usta, już nawet wykonał dźwięko-podobny wyraz, ale zatkałem je swoimi na sekundę.
- Teraz ja mówię. - uśmiechnąłem się ciepło. Ominąłem temat fajek, bo jeśli dogadamy się między sobą, to oczywiste będzie, że zakażę mu palenia. Ja palę, tyle wystarczy, szybciej zginę, on ma żyć. Tak to działa, chcę go bronić i nic nie poradzę na to, że wkurza mnie widok ukatrupiającego się bruneta. - Jestem pewien, że chcesz udowodnić, jak bardzo chcesz, bym został..
Obróciłem nas, bym stał tyłem do łóżka, usiadłem i przyciągnąłem go lekko za biodra by się przysunął, cały czas stał, a moja broda była na wysokości jego brzucha. Patrzyłem na niego z dołu, z uśmieszkiem, trzymałem za boki i gładziłem je lekko palcami.
- Odpowiedz.. prześpisz się ze mną? - oczywiście, zapytałem tylko by sprawdzić jego reakcję, nie zamierzałem mu nic robić. Skończyłoby się płaczem.
< Khe khe, khem. >
Od Louis'a CD Nathan
Ponownie czułem zażenowanie. Odrzucił mnie, co okrutnie mnie speszyło. To wszystko mówił tak oschle i z takin wyrzutem, że całe poczucie winy momentalnie uciążyło mi na sercu. Zasmucony wbiłem wzrok w jego pierś, lecz po chwili zamknąłem oczy i posłusznie odsunąłem się od chłopaka.
- Przepraszam- wychrypiałem. Zawsze to samo, nie umiem powiedzieć nic prócz pi*przonego przepraszam, które nigdy nic nie dawało. Tylko to umiałem robić. Najpierw się ośmieszałem, potem przepraszałem, a na końcu uciekałem. Nienawidziłem tego.
Pośpiesznie zwróciłem się tyłem do niego i miałem poczynić krok w przód, gdy poczułem silne i gorące ramiona, które oplatają się wokół mojej klatki piersiowej i talii. Zatrzymałem się w połowie ruchu.
- Nie przepraszaj- wyszeptał i pocałował mnie w tył głowy. Był to jedyny przejaw bliskości od bardzo dawna. Moje serce omal nie wyskoczyło z piersi. Jednak wszystko szybko wróciło do normy, a on zniknął z mojego pokoju. Wraz ze wskazówkami, ubrałem się w szare bokserki i różowy sweterek, co kolorystycznie bardzo ze sobą współgrało. Spojrzałem w lustro. Coś wyjątkowo nie podobało mi się w moim wyglądzie. Byłem bledszy niż zwykle, a moje policzki dziwnie się zapadły. Prócz tego mój brzuch domagał się porządnego posiłku, ale nie mogłem sobie na niego pozwolić, bo i tak jadłem już za dużo. Czując skręcanie się kiszek, które najwyraźniej postanowiły zagrać mi koncert symfoniczny, mój wzrok mimowolnie padł na półkę w kącie. Kiedyś paliłem, prawie jak smok. Wypalałem paczkę w trzy dni, co i tak jest dość małą ilością. Zerwałem z tym dość szybko po śmierci brata. Nie chciał bym tego robił i spełniłem jego prośbę, ale teraz, czując ten normalny głód, chciałem go jakoś zapchać. Pierwsze co wpadło mi do głowy, to właśnie papierosy. Nie wiem czy to dobry pomysł. Mam chociaż zagwarantowane to, że mnie odstresują, jak zawsze.
Sięgnąłem po jednego, po czym odpaliłem go i zaciągnąłem się, czując przyjemny smak, którego brakowało mi od dawna. Od razu zrobiło mi się lepiej, a wszystko co negatywne zeszło na drugi plan. Głód znikł, podobnie jak zmartwienia. Byłem już spokojny. Zapomniałem nawet o Nathanie, chociaż czy my w ogóle jeszcze coś dla siebie znaczymy? Zdaje się jakbyśmy byli już tylko od przesiadywania razem w chwilach, w których naprawdę nie mamy na nic pomysłu. A szkoda, bo brakowało mi jego ramion, gdy mnie przytulał, jego ciepła każdej nocy, jego gorącego oddechu na moim karku i jego ust na moich. Brakowało mi jego głosu, bo nawet do mnie nie mówił. Brakowało mi nawet tego ch.olernego, drobnego gestu zakładania mi włosów za ucho.
Przejechałem językiem po wewnętrznej stronie policzka, po czym go zagryzłem. Ponownie się zaciągnąłem, a dym wypuściłem odchylając głowę. Biało-szara smuga szybko rozniosła się dookoła, by rozmyć się i zostawić po sobie tylko zapach. Przeniosłem się na łóżko, gdzie przechyliłem się do tyłu, podpierając wolną ręką. Zapomniałem, by zawołać Nathana, chociaż on i tak zrobił to bez mojego zezwolenia. Nie zdziwiłem się więc gdy wparował do pokoju. Ale jego reakcja gdy mnie zobaczył...
- Louis? Co ty robisz?- spytał podchodząc bliżej mnie.
- Siedzę- mruknąłem cicho, wiedząc, że chodziło mu o coś innego, a właściwie o szluga pomiędzy moimi palcami.
- Nie. Nie to- wysyczał, patrząc z wyrzutem na moją dłoń.
- To jest papieros Nathan. Powtarzaj wolno i wyraźnie, pa-pie-ros. To się pali.
- Przecież wiem co to jest i co się z tym robi.
- To po co mnie pytasz.
- Nie zgrywaj się Louis- chwycił przedmiot i rzucił go na ziemię, by rozgnieść go butem. Prychnąłem, wbijając wzrok w jego tenisówki- Dlaczego palisz?
- Bo mogę- warknąłem krótko, czując swego rodzaju gniew na blondyna.
- To zabija.
- Ty też zabijasz- rzuciłem bez zastanowienia- a i tak się ciebie trzymam.
- Skoro cię zabijam, to czemu dalej chcesz być blisko?- ból w jego głosie był słyszalny. Przymglony i wyciszony, ale słyszalny.
- Bo... bo cię kocham, rozumiesz? Jesteś dla mnie ważny. Nathan ja- nie wiedziałem dokładnie co powiedzieć- ja tęsknię. Tęsknię za tobą.
- Dlatego palisz?
- To inna sprawa. Och zrozum Nath, brakuje mi ciebie. Minęły ledwo dwa tygodnie, a ja nie mogę tak dalej. Chcę znowu być blisko ciebie, tak jak wtedy. To był głupi ruch, odsuwanie się od siebie. Jak dla mnie, ale jeżeli ty masz już dosyć to zrozumiem. Tylko powiedz, a się usunę- po tym wstałem i oparłem czoło o jego pierś. Byłem już zmęczony, nie tylko dniem, a całokształtem ostatnich tygodni. Brak jego bliskości wysysał ze mnie energię, a wszystko wydawało się szare i smutne. Z ledwością stałem o własnych nogach i czułem jakbym zaraz miał upaść i zasnąć na zawsze. Jakiekolwiek chęci do czegokolwiek już dawno zaniknęły w codziennej rutynie urozmaicanej czasami rozmową z Westonem.
Nigdy nie spodziewałem się tego, że ten blondyn zwany Nathanem, mógłby tak zawrócić mi w głowie, dawać nadzieję na lepsze jutro i chęć do istnienia, chociażby tylko po to, by znowu zobaczyć jego idealną twarz i usłyszeć, jak dla mnie, ciepły głos.
(Nathan? Ghhh suabo ;c )
- Przepraszam- wychrypiałem. Zawsze to samo, nie umiem powiedzieć nic prócz pi*przonego przepraszam, które nigdy nic nie dawało. Tylko to umiałem robić. Najpierw się ośmieszałem, potem przepraszałem, a na końcu uciekałem. Nienawidziłem tego.
Pośpiesznie zwróciłem się tyłem do niego i miałem poczynić krok w przód, gdy poczułem silne i gorące ramiona, które oplatają się wokół mojej klatki piersiowej i talii. Zatrzymałem się w połowie ruchu.
- Nie przepraszaj- wyszeptał i pocałował mnie w tył głowy. Był to jedyny przejaw bliskości od bardzo dawna. Moje serce omal nie wyskoczyło z piersi. Jednak wszystko szybko wróciło do normy, a on zniknął z mojego pokoju. Wraz ze wskazówkami, ubrałem się w szare bokserki i różowy sweterek, co kolorystycznie bardzo ze sobą współgrało. Spojrzałem w lustro. Coś wyjątkowo nie podobało mi się w moim wyglądzie. Byłem bledszy niż zwykle, a moje policzki dziwnie się zapadły. Prócz tego mój brzuch domagał się porządnego posiłku, ale nie mogłem sobie na niego pozwolić, bo i tak jadłem już za dużo. Czując skręcanie się kiszek, które najwyraźniej postanowiły zagrać mi koncert symfoniczny, mój wzrok mimowolnie padł na półkę w kącie. Kiedyś paliłem, prawie jak smok. Wypalałem paczkę w trzy dni, co i tak jest dość małą ilością. Zerwałem z tym dość szybko po śmierci brata. Nie chciał bym tego robił i spełniłem jego prośbę, ale teraz, czując ten normalny głód, chciałem go jakoś zapchać. Pierwsze co wpadło mi do głowy, to właśnie papierosy. Nie wiem czy to dobry pomysł. Mam chociaż zagwarantowane to, że mnie odstresują, jak zawsze.
Sięgnąłem po jednego, po czym odpaliłem go i zaciągnąłem się, czując przyjemny smak, którego brakowało mi od dawna. Od razu zrobiło mi się lepiej, a wszystko co negatywne zeszło na drugi plan. Głód znikł, podobnie jak zmartwienia. Byłem już spokojny. Zapomniałem nawet o Nathanie, chociaż czy my w ogóle jeszcze coś dla siebie znaczymy? Zdaje się jakbyśmy byli już tylko od przesiadywania razem w chwilach, w których naprawdę nie mamy na nic pomysłu. A szkoda, bo brakowało mi jego ramion, gdy mnie przytulał, jego ciepła każdej nocy, jego gorącego oddechu na moim karku i jego ust na moich. Brakowało mi jego głosu, bo nawet do mnie nie mówił. Brakowało mi nawet tego ch.olernego, drobnego gestu zakładania mi włosów za ucho.
Przejechałem językiem po wewnętrznej stronie policzka, po czym go zagryzłem. Ponownie się zaciągnąłem, a dym wypuściłem odchylając głowę. Biało-szara smuga szybko rozniosła się dookoła, by rozmyć się i zostawić po sobie tylko zapach. Przeniosłem się na łóżko, gdzie przechyliłem się do tyłu, podpierając wolną ręką. Zapomniałem, by zawołać Nathana, chociaż on i tak zrobił to bez mojego zezwolenia. Nie zdziwiłem się więc gdy wparował do pokoju. Ale jego reakcja gdy mnie zobaczył...
- Louis? Co ty robisz?- spytał podchodząc bliżej mnie.
- Siedzę- mruknąłem cicho, wiedząc, że chodziło mu o coś innego, a właściwie o szluga pomiędzy moimi palcami.
- Nie. Nie to- wysyczał, patrząc z wyrzutem na moją dłoń.
- To jest papieros Nathan. Powtarzaj wolno i wyraźnie, pa-pie-ros. To się pali.
- Przecież wiem co to jest i co się z tym robi.
- To po co mnie pytasz.
- Nie zgrywaj się Louis- chwycił przedmiot i rzucił go na ziemię, by rozgnieść go butem. Prychnąłem, wbijając wzrok w jego tenisówki- Dlaczego palisz?
- Bo mogę- warknąłem krótko, czując swego rodzaju gniew na blondyna.
- To zabija.
- Ty też zabijasz- rzuciłem bez zastanowienia- a i tak się ciebie trzymam.
- Skoro cię zabijam, to czemu dalej chcesz być blisko?- ból w jego głosie był słyszalny. Przymglony i wyciszony, ale słyszalny.
- Bo... bo cię kocham, rozumiesz? Jesteś dla mnie ważny. Nathan ja- nie wiedziałem dokładnie co powiedzieć- ja tęsknię. Tęsknię za tobą.
- Dlatego palisz?
- To inna sprawa. Och zrozum Nath, brakuje mi ciebie. Minęły ledwo dwa tygodnie, a ja nie mogę tak dalej. Chcę znowu być blisko ciebie, tak jak wtedy. To był głupi ruch, odsuwanie się od siebie. Jak dla mnie, ale jeżeli ty masz już dosyć to zrozumiem. Tylko powiedz, a się usunę- po tym wstałem i oparłem czoło o jego pierś. Byłem już zmęczony, nie tylko dniem, a całokształtem ostatnich tygodni. Brak jego bliskości wysysał ze mnie energię, a wszystko wydawało się szare i smutne. Z ledwością stałem o własnych nogach i czułem jakbym zaraz miał upaść i zasnąć na zawsze. Jakiekolwiek chęci do czegokolwiek już dawno zaniknęły w codziennej rutynie urozmaicanej czasami rozmową z Westonem.
Nigdy nie spodziewałem się tego, że ten blondyn zwany Nathanem, mógłby tak zawrócić mi w głowie, dawać nadzieję na lepsze jutro i chęć do istnienia, chociażby tylko po to, by znowu zobaczyć jego idealną twarz i usłyszeć, jak dla mnie, ciepły głos.
(Nathan? Ghhh suabo ;c )
środa, 11 listopada 2015
Od Nathan'a CD Louis
Czas który mijał był dla mnie chyba jednym ze spokojniejszych w całym życiowym okresie. Nie musiałem zamartwiać się niczym, nic nie musiałem uzgadniać, nic nie musiałem stawiać jasno i na czyichś zasadach. Louis nie robił mi problemów, kiedy wychodziłem, ja nie robiłem mu problemów o to, że nie próbuje niczego naprawiać. Ja mogłem się zabawiać, on mógł robić co mu się żywnie podobało i było dobrze. Co prawda nie dopuszczałem do siebie myśli, że mógłby mnie zdradzać, to poniżej mojej godności, ale on i tak o tym pewnie nie pomyślał ani razu. Czasem, gdy widziałem jak bardzo trząsł się z zimna podczas snu, albo przed snem, miałem ochotę przytulić go i ogrzać swoim ciałem, ale zdawałem sobie sprawę, że to wykracza poza moje chwilowe obowiązki. Z biegiem czasu również coraz mniej o nim myślałem, a godziny spędzone codziennie ,,razem" były tylko rutyną. Tego dnia, gdy wszedłem do jego pokoju, miałem zapisane w dzienniku bardzo ważne informacje dotyczące naszej zwierzyny i teoretycznie miałem dobre wieści, bo jelenie i sarny powoli wracały w te strony, nie spodziewałem się jednak widoku nagiego bruneta który paradował z książką. Nie miałem bladego pojęcia jak to skomentować (tym bardziej, że był nagi, a normalnie kulił się z zimna pod swetrem!) dlatego gdy tylko się przywitał, zadałem mu podstawowe pytanie.
- Lou, czemu jesteś nagi? - określenie Karmelek również zniknęło w odmętach mojej pamięci. Sam zacząłem odczuwać, że się oddaliliśmy. Mimo, że go kochałem, to mózg podpowiadał, że to nie to.
- A czemu nie? - tego też się po nim nie spodziewałem. Wcześniej był bardzo, bardzo wstydliwy, a teraz nawet stając w obliczu z drapieżnikiem, wcale nie boi się swojej nagości. W mojej głowie pojawiła się lampka mówiąca, że chyba się poddam, ale zgasiłem ją zanim dobrze zassała światłem mój umysł.
- Nie wiem, ale może się ubierz. - ta propozycja była jak najbardziej na miejscu, nie to, co zrobił po mojej odpowiedzi. Jak gdyby nic odrzucił książkę na bok, na łóżko, spojrzał na mnie i zaczął iść w moją stronę (dla mnie) zmysłowo poruszając biodrami. Wysunął rękę, objął mnie stając na palcach i położył ją na ciepłym karku, po chwili przysuwając swoje usta do mojej szyi, gdzie skórę chętnie zassał robiąc zapewne pokaźną malinkę. W czasie kiedy to robił, siłowałem się z rękoma, by trzymać je przy sobie, a głowę lekko odchyliłem, nabierając powietrza nosem. Nim się zorientowałem, przestał molestować moją szyję, odsunął się lekko i wyszeptał ,,Czemu mam się ubierać? Może to ty się rozbierz..". Na te słowa o mało nie rzuciłem go na łóżko, na prawdę. Cudem ustałem w miejscu, cudem. Choć ustać mi się udało, to ręce wbrew sobie ułożyłem na jego bokach, sunąc w dół na biodra, gdzie palcami zahaczyłem o pośladki, ale tam się one zatrzymały.
- Ubierz się, zachorujesz jak będziesz chodził nago. - powiedziałem w miarę spokojnie, lustrując tylko jego twarz, choć oczy chciałyby zejść nieco niżej, tak samo usta, która wręcz piekły prosząc się o styknięcie z jego skórą. Również, choć nie powinienem, czułem, że zacząłem się podniecać takim widokiem i zachowaniem swojego ukochanego, a obiecałem, że już go więcej nie dotknę, dla jego i swojego dobra.
- Nie zachoruję, jeśli mnie ogrzejesz. - aż przeszedł mnie dreszcz który znalazł ujście gdzieś w dole między moimi nogami, których krocze wbrew woli zaczęło pulsować. Powinienem reagować tak samo żałośnie jak zawsze, ale zmobilizowałem się i ścisnąłem go bardziej palcami.
- Nie testuj mnie. - ton mojego głosu nie był już taki miły i spokojny jak wcześniej. Brzmiał jak ton faceta który podejrzewa żonę o zdradzanie go. I miałem nadzieję, że ten ton da mu do myślenia. Powiedzmy sobie szczerze, miałem prawo być też zirytowany, chłopak najpierw odmawia mi, gdy chcę go dotknąć, boi się swoich ran, boi się przeszłości i nie pali się do współżycia, a teraz podaje mi się jak na tacy, perfidnie podrywając, bo dam sobie rękę uciąć, doskonale wie, jak na mnie działa. Westchnąłem głośno. - Wyjdę, ubierz się i mnie zawołaj.
< MÓWIŁEM. >
- Lou, czemu jesteś nagi? - określenie Karmelek również zniknęło w odmętach mojej pamięci. Sam zacząłem odczuwać, że się oddaliliśmy. Mimo, że go kochałem, to mózg podpowiadał, że to nie to.
- A czemu nie? - tego też się po nim nie spodziewałem. Wcześniej był bardzo, bardzo wstydliwy, a teraz nawet stając w obliczu z drapieżnikiem, wcale nie boi się swojej nagości. W mojej głowie pojawiła się lampka mówiąca, że chyba się poddam, ale zgasiłem ją zanim dobrze zassała światłem mój umysł.
- Nie wiem, ale może się ubierz. - ta propozycja była jak najbardziej na miejscu, nie to, co zrobił po mojej odpowiedzi. Jak gdyby nic odrzucił książkę na bok, na łóżko, spojrzał na mnie i zaczął iść w moją stronę (dla mnie) zmysłowo poruszając biodrami. Wysunął rękę, objął mnie stając na palcach i położył ją na ciepłym karku, po chwili przysuwając swoje usta do mojej szyi, gdzie skórę chętnie zassał robiąc zapewne pokaźną malinkę. W czasie kiedy to robił, siłowałem się z rękoma, by trzymać je przy sobie, a głowę lekko odchyliłem, nabierając powietrza nosem. Nim się zorientowałem, przestał molestować moją szyję, odsunął się lekko i wyszeptał ,,Czemu mam się ubierać? Może to ty się rozbierz..". Na te słowa o mało nie rzuciłem go na łóżko, na prawdę. Cudem ustałem w miejscu, cudem. Choć ustać mi się udało, to ręce wbrew sobie ułożyłem na jego bokach, sunąc w dół na biodra, gdzie palcami zahaczyłem o pośladki, ale tam się one zatrzymały.
- Ubierz się, zachorujesz jak będziesz chodził nago. - powiedziałem w miarę spokojnie, lustrując tylko jego twarz, choć oczy chciałyby zejść nieco niżej, tak samo usta, która wręcz piekły prosząc się o styknięcie z jego skórą. Również, choć nie powinienem, czułem, że zacząłem się podniecać takim widokiem i zachowaniem swojego ukochanego, a obiecałem, że już go więcej nie dotknę, dla jego i swojego dobra.
- Nie zachoruję, jeśli mnie ogrzejesz. - aż przeszedł mnie dreszcz który znalazł ujście gdzieś w dole między moimi nogami, których krocze wbrew woli zaczęło pulsować. Powinienem reagować tak samo żałośnie jak zawsze, ale zmobilizowałem się i ścisnąłem go bardziej palcami.
- Nie testuj mnie. - ton mojego głosu nie był już taki miły i spokojny jak wcześniej. Brzmiał jak ton faceta który podejrzewa żonę o zdradzanie go. I miałem nadzieję, że ten ton da mu do myślenia. Powiedzmy sobie szczerze, miałem prawo być też zirytowany, chłopak najpierw odmawia mi, gdy chcę go dotknąć, boi się swoich ran, boi się przeszłości i nie pali się do współżycia, a teraz podaje mi się jak na tacy, perfidnie podrywając, bo dam sobie rękę uciąć, doskonale wie, jak na mnie działa. Westchnąłem głośno. - Wyjdę, ubierz się i mnie zawołaj.
< MÓWIŁEM. >
Od Louis'a CD Nathan
O dziwo, chłopak wrócił jeszcze szybciej niż wyszedł. Jedyne co zdążyłem zrobić w ciągu tych kilkudziesięciu minut, to umycie twarzy, zębów i uchwycenie swojej MP3. Starałem się ukoić myśli, które od pewnego czasu chaotycznie błądziły po mojej głowie. Wolna i delikatna muzyka jak zwykle pomagała mi zachować swój stoicki spokój oraz jasność umysłu. Nienawidziłem, gdy zaczynałem panikować. To było tak okrutne uczucie. Gromadziłem w sobie emocje przez całe życie, a teraz jedna osoba wydrapała we mnie malutką dziurkę i sprawiła, że zacząłem je ukazywać innym i często samemu nad nimi nie panować.
Wszedł wycierając usta, po czym usiadł na fotelu. Zareagowałem na to jedynie zmienieniem piosenki i dokładniejszym okryciu się kocykiem. Mimo tego, jak bardzo zakopany pod nim byłem, to i tak było mi okrutnie zimno. Położyłem się więc, przyjąłem pozycję embrionalną i objąłem się w pasie, ściskając w prawej dłoni odtwarzacz. Obaj milczeliśmy. Chyba nastają ciche dni.
Minęło półtorej godziny. On czytał książkę, ja dalej słuchałem muzyki. Próbowałem przeanalizować kilka spraw. Czego on odemnie oczekiwał. Wiem jedno, okazujemy sobie uczucia, ale wydaje się, że to mu nie wystarcza. Nie czuję tego, ale wiem, że za niedługo będzie tego oczekiwał. Ostatnia sytuacja mnie tylko w tym upewniła. Nathan będzie chciał się w końcu ze mną przespać.
Chciałbym to zrobić.
Chcę, aby to on był tym "pierwszym"...
***
Kolejne dni mijały wolno i spokojnie. Nathan i ja naprawdę mieliśmy ciche dni, nie rozmawialiśmy, a jedyne co mieliśmy teraz wspólnego to popołudnia. Od około 12 do 14 siedzieliśmy razem w ciszy, każdy wykonując swoje obowiązki, czy wypoczywając. Następnie Nathan z Arien'em wychodzili na polowanie, czy zwykły spacer i do końca dnia się nie widzieliśmy. Nie przeszkadzało nam to. Widocznie musieliśmy przez to przejść i się sprawdzić. Ja mogę to robić w nieskończoność, byleby pokazać ile dla mnie znaczy jego osoba o blond, wręcz białych włosach. Kocham go i jeśli wędrówki z tym irytującym skrzydlatym chłopakiem lepiej mu zrobią, to nie będę go zatrzymywał. Przecież chcę dla niego jak najlepiej.
Tyle, że nie wiedziałem, czy to umacnianie naszych więzi, czy wręcz przeciwnie... a może Nath przyjął to za sygnał mówiący, że ja już tego nie chcę? Moją głowę znowu zaczęły zaprzątać niepotrzebne myśli, które uderzyły we mnie z taką siłą, że zaczęły powoli wytrącać mnie z równowagi. Jednak się powstrzymałem i oczyściłem umysł, co było dla mnie nie lada wyzwaniem. Pierwszy raz w życiu czułem się tak rozdarty. Nie rozumiałem niczego i postanowiłem nie starać się tego rozumieć. Czasem myślenie naprawdę może nas zgubić...
Ostatnio na szyi Nath'a można było zauważyć malinkę. Nie była zrobiona przeze mnie. To boli. Zwierzyłem się z tego Westonowi. Był dziwnie nieswój i szybko wywinął się od odpowiedzi. Zrozumiałem co mogło się zdarzyć, jednak pozbyłem się tej myśli. Postanowiłem nie wypytywać go o to. Jeśli coś dla niego znaczę, powinien to wyznać, wcześniej czy później. Ufam mu. Tylko, czy on ufa mi?
***
Minął dokładnie tydzień i cztery dni bez naszej wspólnej konwersacji. Jako iż, miałem dużo czasu, który spędzałem samotnie, do mojego przyzwyczajenia, dołączyło się chodzenie nago po domu. Lubiłem to robić, nie powiem. Więc paradowałem tak, nie martwiąc się zbytnio o to, czy ktokolwiek wejdzie do środka i zastanie mnie w takim stanie. Tak spędzałem większość czasu, tyle że, słuchałem jeszcze muzyki, a w ostateczności czytałem książkę. Najczęściej kucharską. Jestem już na tym jak zrobić roladki z mięsa i grzybów, czy coś podobnego. Może ugotuję coś Nathan'owi. To chyba byłoby romantyczne, prawda?
Jednakże moje paradowanie w stroju Adama, musiało zostać kiedyś odkryte. A mianowicie wtedy, gdy do pokoju wparował zapatrzony w jakiś dzienniczek Król. Początkowo na mnie nie patrzył, lecz widocznie gdy miał coś powiedzieć, podniósł na mnie wzrok i zamilkł, oglądając mnie os stóp do głów. Rzuciłem ciche: "Cześć" i dalej stojąc na środku pokoju, kontynuowałem czytanie.
- Lou, czemu jesteś nagi?- spytał po dłuższej chwili.
- A czemu nie?
- Nie wiem, ale może się ubierz- wtedy podszedłem do niego, odrzucając książkę i naprawdę delikatnie kręcąc biodrami. Chwilę później stałem na palcach, z dłonią na jego karku, tworząc na jego skórze na szyi malinkę. Żeby nie było, miałem pewne doświadczenie tych sprawach. Gdy odsunąłem się od niego, wyszeptałem: "Czemu mam się ubierać? Może to ty się rozbierz...
(Kh kh.)
Wszedł wycierając usta, po czym usiadł na fotelu. Zareagowałem na to jedynie zmienieniem piosenki i dokładniejszym okryciu się kocykiem. Mimo tego, jak bardzo zakopany pod nim byłem, to i tak było mi okrutnie zimno. Położyłem się więc, przyjąłem pozycję embrionalną i objąłem się w pasie, ściskając w prawej dłoni odtwarzacz. Obaj milczeliśmy. Chyba nastają ciche dni.
Minęło półtorej godziny. On czytał książkę, ja dalej słuchałem muzyki. Próbowałem przeanalizować kilka spraw. Czego on odemnie oczekiwał. Wiem jedno, okazujemy sobie uczucia, ale wydaje się, że to mu nie wystarcza. Nie czuję tego, ale wiem, że za niedługo będzie tego oczekiwał. Ostatnia sytuacja mnie tylko w tym upewniła. Nathan będzie chciał się w końcu ze mną przespać.
Chciałbym to zrobić.
Chcę, aby to on był tym "pierwszym"...
***
Kolejne dni mijały wolno i spokojnie. Nathan i ja naprawdę mieliśmy ciche dni, nie rozmawialiśmy, a jedyne co mieliśmy teraz wspólnego to popołudnia. Od około 12 do 14 siedzieliśmy razem w ciszy, każdy wykonując swoje obowiązki, czy wypoczywając. Następnie Nathan z Arien'em wychodzili na polowanie, czy zwykły spacer i do końca dnia się nie widzieliśmy. Nie przeszkadzało nam to. Widocznie musieliśmy przez to przejść i się sprawdzić. Ja mogę to robić w nieskończoność, byleby pokazać ile dla mnie znaczy jego osoba o blond, wręcz białych włosach. Kocham go i jeśli wędrówki z tym irytującym skrzydlatym chłopakiem lepiej mu zrobią, to nie będę go zatrzymywał. Przecież chcę dla niego jak najlepiej.
Tyle, że nie wiedziałem, czy to umacnianie naszych więzi, czy wręcz przeciwnie... a może Nath przyjął to za sygnał mówiący, że ja już tego nie chcę? Moją głowę znowu zaczęły zaprzątać niepotrzebne myśli, które uderzyły we mnie z taką siłą, że zaczęły powoli wytrącać mnie z równowagi. Jednak się powstrzymałem i oczyściłem umysł, co było dla mnie nie lada wyzwaniem. Pierwszy raz w życiu czułem się tak rozdarty. Nie rozumiałem niczego i postanowiłem nie starać się tego rozumieć. Czasem myślenie naprawdę może nas zgubić...
Ostatnio na szyi Nath'a można było zauważyć malinkę. Nie była zrobiona przeze mnie. To boli. Zwierzyłem się z tego Westonowi. Był dziwnie nieswój i szybko wywinął się od odpowiedzi. Zrozumiałem co mogło się zdarzyć, jednak pozbyłem się tej myśli. Postanowiłem nie wypytywać go o to. Jeśli coś dla niego znaczę, powinien to wyznać, wcześniej czy później. Ufam mu. Tylko, czy on ufa mi?
***
Minął dokładnie tydzień i cztery dni bez naszej wspólnej konwersacji. Jako iż, miałem dużo czasu, który spędzałem samotnie, do mojego przyzwyczajenia, dołączyło się chodzenie nago po domu. Lubiłem to robić, nie powiem. Więc paradowałem tak, nie martwiąc się zbytnio o to, czy ktokolwiek wejdzie do środka i zastanie mnie w takim stanie. Tak spędzałem większość czasu, tyle że, słuchałem jeszcze muzyki, a w ostateczności czytałem książkę. Najczęściej kucharską. Jestem już na tym jak zrobić roladki z mięsa i grzybów, czy coś podobnego. Może ugotuję coś Nathan'owi. To chyba byłoby romantyczne, prawda?
Jednakże moje paradowanie w stroju Adama, musiało zostać kiedyś odkryte. A mianowicie wtedy, gdy do pokoju wparował zapatrzony w jakiś dzienniczek Król. Początkowo na mnie nie patrzył, lecz widocznie gdy miał coś powiedzieć, podniósł na mnie wzrok i zamilkł, oglądając mnie os stóp do głów. Rzuciłem ciche: "Cześć" i dalej stojąc na środku pokoju, kontynuowałem czytanie.
- Lou, czemu jesteś nagi?- spytał po dłuższej chwili.
- A czemu nie?
- Nie wiem, ale może się ubierz- wtedy podszedłem do niego, odrzucając książkę i naprawdę delikatnie kręcąc biodrami. Chwilę później stałem na palcach, z dłonią na jego karku, tworząc na jego skórze na szyi malinkę. Żeby nie było, miałem pewne doświadczenie tych sprawach. Gdy odsunąłem się od niego, wyszeptałem: "Czemu mam się ubierać? Może to ty się rozbierz...
(Kh kh.)
poniedziałek, 9 listopada 2015
Od Nathan'a CD Louis
Nabrałem lekko powietrza nosem, zabrałem rękę z jego pleców i boku po czym poprawiłem rękę o którą opierałem głowę.
- Na razie.. - wymruczałem próbując ukryć żal i zawiedzenie. Wczoraj, gdy zobaczyłem te szramy, miałem ochotę go uderzyć w twarz z pięści i wykrzyczeć jaki głupi jest i jak bardzo mnie wkurwił ukrywaniem czegoś takiego. Nawet miałem ochotę powiedzieć coś w stylu ,,skoro możesz się ciąć, to od razu daj mi się pożreć, mniejsze straty" ale za bardzo mi na nim zależało, by powiedzieć coś takiego. Gdy powoli scałowywałem te cięcia.. moje serce piekło, ściskało się, bolało jak cholera, nie mogłem pojąć jak mógł sobie robić coś takiego świadomie. - Na razie chwilę poleżymy, a potem.. przejdę się.
- Gdzie pójdziemy? - zapytał, nie wyłapując aluzji co do chęci bycia samemu, albo po prostu nie chcąc jej wyłapać. Zagryzłem wargę, zabrałem jego dłoń ze swojego ciała i usiadłem.
- Wolałbym.. pójść sam, może odwiedzić znajome, może na arenę by poobserwować, nie obrazisz się, jeśli pójdę tam bez ciebie? - widziałem pod jego maską emocji, którą nałożył na twarz, że nie spodobał mu się ten pomysł, ale nie zaprotestował. Może nie chciał bym się na niego bardziej zdenerwował, albo brakło mu słów. Z nim jest zawsze tak, że nie wiesz co on sobie myśli, choć wydaje się taką prostą osobą.. Zawsze musisz zastanawiać się, jak wygląda sytuacja. Wstałem z łóżka, znalazłem bluzę i ubrałem się, od razu podając resztę jego ciuchów, by nie musiał łazić pół nagi i marznąć w poszukiwaniu czegoś do zarzucenia. Zmarzluch jeleni. Zanim wyszedłem, usłyszałem jego miękki głos:
- Nathan? - drżał, ale starał się to ukryć. Byłem mu za to teraz bardzo wdzięczny.
- Tak? - odwróciłem się, mrugając i robiąc nic nie rozumiejącą minę. Graliśmy przed sobą, odstawialiśmy teatrzyk, ale czasami jest to lepsze, od ukazywania prawdziwych emocji. I tak się załamałem.
- ..wrócisz? - rozczuliło mnie to pytanie. Znowu się wróciłem, usiadłem i złożyłem na jego słodkich ustach lekki, przedłużony całus, następnie ucałowałem jego nos, czoło i obie powieki, kończąc na brodzie.
- Do ciebie zawsze będę wracał. - uśmiechnąłem się i złapałem w dłonie jego policzki. - Zapomniałeś? Kocham cię.
Zarumienił się mocno, odpowiedział podobnym uśmiechem co ja i otarł się policzkiem, widocznie bardziej uszczęśliwiony, niż uspokojony moimi słowami. Ale co mogłem więcej powiedzieć? Słowa aż tak się tu nie liczyły, jedynie czyny.
- Też cię kocham Nath. - odpowiedział, na co kiwnąłem. Dla mnie konwersacja była skończona i mogłem opuścić pokój, tak też zrobiłem. Od razu zacząłem szukać pokoju Arien'a, gdy już go odnalazłem, wszedłem do środka nie martwiąc się jego reakcją, zamknąłem klapę, doskoczyłem do chłopaka który stał z uniesioną brwią, przypatrując się moim działaniom i złapałem go za szyję, popchałem na ścianę by wgryźć się w jego napięte ramię. Do moich uszu dotarł odgłos jęknięcia i westchnienia satysfakcji, następnie jego dłoń wylądowała na mojej głowie, a palce wsunęły się w moje miękkie włosy. Gryzłem go wyładowując cały stres, gniew, bezradność, żal, pragnienie. Te wszystkie emocje zmieszane ze sobą, dały mi piękny smutek i nieporadność. Żałosne, ja jestem żałosny. Nie kontroluję się. Po moich policzkach spłynęła salwa łez spowodowana zbyt mocnym naciskaniem na moje kiełki, które już dawno sięgnęły jego kości, dlatego puściłem jego mocno tryskającą ranę.
- Nareszcie przyszedłeś.. - rzucił z kolejnym westchnieniem, jakbym właśnie robił coś o wiele przyjemniejszego niż wygryzanie jego skóry i mięsa. - Czyżby ptaszek zaczął wierzgać, a drapieżnik nie może go uchwycić?
- Brakuje mi siły.. - wyszeptałem, opadając na niego lekko. - Z każdym dniem jestem coraz słabszy, on nie pojmuje, jak bardzo się staram..
Wytarł moje mokre oczy, zaśmiał się cicho i objął jak marnotrawnego syna.
- Więc go zabij. - mruknął, odsunął mnie lekko i oparł czoło o moje, pocierając me ramiona pokrzepiająco i zachęcająco, jakby mnie do czegoś dopingował. - Dlaczego tu jesteśmy? Wróćmy do domu.. wróćmy do tułaczki, razem..
- Znów mam być sam? - parsknąłem smutno. - Całkiem sam, często wygłodzony, na tym pieprzonym świecie?
- Przecież będę z tobą. Tak jak wcześniej--
- Nie umiem. - przerwałem mu zanim zdążył się rozgadać i zamącić mi w głowie. On jest od tego specjalistą i to mnie często zwodziło. A moja psychika bardzo łatwo się poddaje tej mroczniejszej stronie mnie. - Spróbowałem miłości po raz pierwszy, nie chcę stracić tego bruneta. Wiesz o tym. Przecież mnie znasz.
- Nie daje ci tego czego chcesz, a ja wiem, czego potrzebujesz, bo cie znam.. - uniósł wysoko brwi tak jak wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy i ujrzał mnie bardziej dzikiego od jelenia na polance. - Czego od niego wymagasz?
- Seks i krew mogę uzyskiwać od innych, od niego potrzebuję tylko uczucia.. - pokrzepiałem się, tylko tyle byłem w stanie teraz zrobić. Słuchać jego słów, myśleć podobnie do niego ale przekładać to na swoje rozumowanie. Nie mogłem żyć jego planem.
- Faworyzujesz go, faworyzujesz te mięso. Nie cierpię, gdy łamiesz przykazania, które dyktowałeś z taką fascynacją przed spotkaniem kundla. - powiedział zły, brzmiał jak karcący rodzic.
- Nie opuścisz mnie. - tego byłem pewien, więc stwierdziłem to na głos, musząc się pocieszyć.
- Śmierć nas nie rozłączy. - potwierdził, obejmując mnie mocniej, kiedy ja prawie zsunąłem się na ziemię, z wdzięcznością łapiąc się jego jak ostatniej deski ratunku, szepcząc ,,przepraszam" i śmiejąc się chaotycznie, raz smutno, raz wesoło, innym razem po prostu bezdusznym chichotem sadysty. Uśmiechnął się na to jakbym dostał pracę i się tym pochwalił, a on byłby dumny. Kiedy się już uspokoiłem i ogarnąłem, odsunąłem się i stanąłem przed nim. - Więc twierdzisz, że potrzebujesz od niego tylko uczucia? Myślisz, że daleko tak zajedziesz?
- Ale powiedziałem, że seks mogę zyskiwać od innych. - przegryzłem kolejny raz dzisiaj wargę i spojrzałem na jego buty.
- Więc na co czekasz? - iskierki w jego oczach jeszcze bardziej mnie nakręciły. Nie, nie podniecał mnie, bardziej popędziły mnie do działania i pójścia po nieco innego bruneta, z którym niedawno miałem całkiem niezłą zabawę. Albo po kogoś innego. Już nawet chciałem wylecieć z pokoju, ale trzepnąłem się w czoło, przypominając o obietnicy, że wrócę. Odechciała mi ochota na spacer, odechciało mi się wszystkiego. Skinąłem do partnera, zanim wyszedłem, wróciłem do Karmela który już ubrany i przytulony do swojego sweterka. Spojrzał na mnie, dlatego szybko wytarłem usta sprawdzając, czy nie ma na niej krwi i usiadłem na fotelu. Nie chciałem się do niego zbliżać, ale mogłem spędzać z nim czas. Dla mnie było to takie proste..
< hm. >
- Na razie.. - wymruczałem próbując ukryć żal i zawiedzenie. Wczoraj, gdy zobaczyłem te szramy, miałem ochotę go uderzyć w twarz z pięści i wykrzyczeć jaki głupi jest i jak bardzo mnie wkurwił ukrywaniem czegoś takiego. Nawet miałem ochotę powiedzieć coś w stylu ,,skoro możesz się ciąć, to od razu daj mi się pożreć, mniejsze straty" ale za bardzo mi na nim zależało, by powiedzieć coś takiego. Gdy powoli scałowywałem te cięcia.. moje serce piekło, ściskało się, bolało jak cholera, nie mogłem pojąć jak mógł sobie robić coś takiego świadomie. - Na razie chwilę poleżymy, a potem.. przejdę się.
- Gdzie pójdziemy? - zapytał, nie wyłapując aluzji co do chęci bycia samemu, albo po prostu nie chcąc jej wyłapać. Zagryzłem wargę, zabrałem jego dłoń ze swojego ciała i usiadłem.
- Wolałbym.. pójść sam, może odwiedzić znajome, może na arenę by poobserwować, nie obrazisz się, jeśli pójdę tam bez ciebie? - widziałem pod jego maską emocji, którą nałożył na twarz, że nie spodobał mu się ten pomysł, ale nie zaprotestował. Może nie chciał bym się na niego bardziej zdenerwował, albo brakło mu słów. Z nim jest zawsze tak, że nie wiesz co on sobie myśli, choć wydaje się taką prostą osobą.. Zawsze musisz zastanawiać się, jak wygląda sytuacja. Wstałem z łóżka, znalazłem bluzę i ubrałem się, od razu podając resztę jego ciuchów, by nie musiał łazić pół nagi i marznąć w poszukiwaniu czegoś do zarzucenia. Zmarzluch jeleni. Zanim wyszedłem, usłyszałem jego miękki głos:
- Nathan? - drżał, ale starał się to ukryć. Byłem mu za to teraz bardzo wdzięczny.
- Tak? - odwróciłem się, mrugając i robiąc nic nie rozumiejącą minę. Graliśmy przed sobą, odstawialiśmy teatrzyk, ale czasami jest to lepsze, od ukazywania prawdziwych emocji. I tak się załamałem.
- ..wrócisz? - rozczuliło mnie to pytanie. Znowu się wróciłem, usiadłem i złożyłem na jego słodkich ustach lekki, przedłużony całus, następnie ucałowałem jego nos, czoło i obie powieki, kończąc na brodzie.
- Do ciebie zawsze będę wracał. - uśmiechnąłem się i złapałem w dłonie jego policzki. - Zapomniałeś? Kocham cię.
Zarumienił się mocno, odpowiedział podobnym uśmiechem co ja i otarł się policzkiem, widocznie bardziej uszczęśliwiony, niż uspokojony moimi słowami. Ale co mogłem więcej powiedzieć? Słowa aż tak się tu nie liczyły, jedynie czyny.
- Też cię kocham Nath. - odpowiedział, na co kiwnąłem. Dla mnie konwersacja była skończona i mogłem opuścić pokój, tak też zrobiłem. Od razu zacząłem szukać pokoju Arien'a, gdy już go odnalazłem, wszedłem do środka nie martwiąc się jego reakcją, zamknąłem klapę, doskoczyłem do chłopaka który stał z uniesioną brwią, przypatrując się moim działaniom i złapałem go za szyję, popchałem na ścianę by wgryźć się w jego napięte ramię. Do moich uszu dotarł odgłos jęknięcia i westchnienia satysfakcji, następnie jego dłoń wylądowała na mojej głowie, a palce wsunęły się w moje miękkie włosy. Gryzłem go wyładowując cały stres, gniew, bezradność, żal, pragnienie. Te wszystkie emocje zmieszane ze sobą, dały mi piękny smutek i nieporadność. Żałosne, ja jestem żałosny. Nie kontroluję się. Po moich policzkach spłynęła salwa łez spowodowana zbyt mocnym naciskaniem na moje kiełki, które już dawno sięgnęły jego kości, dlatego puściłem jego mocno tryskającą ranę.
- Nareszcie przyszedłeś.. - rzucił z kolejnym westchnieniem, jakbym właśnie robił coś o wiele przyjemniejszego niż wygryzanie jego skóry i mięsa. - Czyżby ptaszek zaczął wierzgać, a drapieżnik nie może go uchwycić?
- Brakuje mi siły.. - wyszeptałem, opadając na niego lekko. - Z każdym dniem jestem coraz słabszy, on nie pojmuje, jak bardzo się staram..
Wytarł moje mokre oczy, zaśmiał się cicho i objął jak marnotrawnego syna.
- Więc go zabij. - mruknął, odsunął mnie lekko i oparł czoło o moje, pocierając me ramiona pokrzepiająco i zachęcająco, jakby mnie do czegoś dopingował. - Dlaczego tu jesteśmy? Wróćmy do domu.. wróćmy do tułaczki, razem..
- Znów mam być sam? - parsknąłem smutno. - Całkiem sam, często wygłodzony, na tym pieprzonym świecie?
- Przecież będę z tobą. Tak jak wcześniej--
- Nie umiem. - przerwałem mu zanim zdążył się rozgadać i zamącić mi w głowie. On jest od tego specjalistą i to mnie często zwodziło. A moja psychika bardzo łatwo się poddaje tej mroczniejszej stronie mnie. - Spróbowałem miłości po raz pierwszy, nie chcę stracić tego bruneta. Wiesz o tym. Przecież mnie znasz.
- Nie daje ci tego czego chcesz, a ja wiem, czego potrzebujesz, bo cie znam.. - uniósł wysoko brwi tak jak wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy i ujrzał mnie bardziej dzikiego od jelenia na polance. - Czego od niego wymagasz?
- Seks i krew mogę uzyskiwać od innych, od niego potrzebuję tylko uczucia.. - pokrzepiałem się, tylko tyle byłem w stanie teraz zrobić. Słuchać jego słów, myśleć podobnie do niego ale przekładać to na swoje rozumowanie. Nie mogłem żyć jego planem.
- Faworyzujesz go, faworyzujesz te mięso. Nie cierpię, gdy łamiesz przykazania, które dyktowałeś z taką fascynacją przed spotkaniem kundla. - powiedział zły, brzmiał jak karcący rodzic.
- Nie opuścisz mnie. - tego byłem pewien, więc stwierdziłem to na głos, musząc się pocieszyć.
- Śmierć nas nie rozłączy. - potwierdził, obejmując mnie mocniej, kiedy ja prawie zsunąłem się na ziemię, z wdzięcznością łapiąc się jego jak ostatniej deski ratunku, szepcząc ,,przepraszam" i śmiejąc się chaotycznie, raz smutno, raz wesoło, innym razem po prostu bezdusznym chichotem sadysty. Uśmiechnął się na to jakbym dostał pracę i się tym pochwalił, a on byłby dumny. Kiedy się już uspokoiłem i ogarnąłem, odsunąłem się i stanąłem przed nim. - Więc twierdzisz, że potrzebujesz od niego tylko uczucia? Myślisz, że daleko tak zajedziesz?
- Ale powiedziałem, że seks mogę zyskiwać od innych. - przegryzłem kolejny raz dzisiaj wargę i spojrzałem na jego buty.
- Więc na co czekasz? - iskierki w jego oczach jeszcze bardziej mnie nakręciły. Nie, nie podniecał mnie, bardziej popędziły mnie do działania i pójścia po nieco innego bruneta, z którym niedawno miałem całkiem niezłą zabawę. Albo po kogoś innego. Już nawet chciałem wylecieć z pokoju, ale trzepnąłem się w czoło, przypominając o obietnicy, że wrócę. Odechciała mi ochota na spacer, odechciało mi się wszystkiego. Skinąłem do partnera, zanim wyszedłem, wróciłem do Karmela który już ubrany i przytulony do swojego sweterka. Spojrzał na mnie, dlatego szybko wytarłem usta sprawdzając, czy nie ma na niej krwi i usiadłem na fotelu. Nie chciałem się do niego zbliżać, ale mogłem spędzać z nim czas. Dla mnie było to takie proste..
< hm. >
Od Louis'a CD Nathan
Pomińmy fakt, iż w tej właśnie chwili nie kontaktowałem, a przywrócenie mnie myślami do rzeczywistości graniczyło z cudem. Dłonie chłopaka tak przyjemnie masowały i ściskały moje ciało. Nie myślałem o tym, co może z tego wyniknąć, oddawałem mu się bezwzględnie, czując narastające napięcie w spodniach, co tylko pokazywało jak słaby względem niego jestem.
Gdy zerwał ze mnie sweterek, nieco oprzytomniałem, ale dalej nic sobie z tego nie robiłem. Uważałem to za pewnego rodzaju gierki, nie mające na celu doprowadzić do czegoś poważniejszego. Gdy kucnął, a jego język zaczął mojestować mój brzuch, tylko ułożyłem dłoń na jego potylicy i mocniej do siebie docisnąłem. Tam mógł mnie badać, bo byłem względnie "czysty". Jednak podwinięta koszulka mu nie wystarczała, chciał więc i pozbyć się jej. Spierałem się o to, ale był stanowczy. Miał mały problem z wyciągnięciem moich rąk z długich rękawów, jednak gdy to zrobił, widać było przepełniającą go dumę. Chciałem wtedy zaklaskać i przypomniałem sobie o moich dłoniach, które teraz były całkiem nagie. Nie mogłem na to pozwolić, nie teraz, za wcześnie.
- Nath... Nath, starczy- wyszeptałem, czując już poczucie winy i złość na samego siebie. Pokręcił głową i całkowicie mnie ignorując, kotynuował swoje zadanie. Szarpnąłem biodrami, w celu odsunięcia go, co on zabrał tylko za zachętę do dalszych zabaw. Nawet nie wiem, kiedy jego długie palce wcisnęły się między moje ciało, a gumkę od bokserek, których materiał, nieprzyjemnie utrzymywał mnie w zamknięciu. Zsunął je na moje uda, po czym zaczął muskać ustami moje podbrzusze. Wilgoć i gorące wargi chłopaka, doprowadziły mnie do szału. Najchętniej dałbym mu teraz satysfakcję i głośno wyjęczał jego imię. Zamiast tego, odtrąciłem go poraz kolejny, na co spojrzał na mnie z zawiedzeniem...
A potem wbił wzrok w moje biodra, ktòrych kości i ldealnie było widać przez napiętą skórę.
Napiętą, pełną blizn, skórę.
Tak bardzo nie chciałem, żeby tego widział. Dlatego zawsze chodziłem przy nim ubrany od bokserek w górę. Dlatego też zawsze mam swetry na długi rękaw. Mój lewy nadgarstek też jest tym okrutnie oszpecony.
- Czemu?- powiedział tylko. Też bym tak zareagował i też mówiłbym takim tonem.
- Nie robię tego od roku...
- Czemu?- powtórzył oschlej i ostrzej. Był zirytowany, nie wiem czy faktem iż to robiłem, czy tym, że tą informacją zniszczyłem jego plan dalszego molestowania mojego ciała. Chociaż, może i dobrze.
- Moi rodzice i brat zginęli- rzuciłem, czując ponowną falę smutku, która nie towarzyszyła mi od dobrych 8-śmiu miesięcy. Zmarszczył brwi, po czym dopytał, gdzie jeszcze to mam. Pokazałem mu resztę, a on jak gdyby nigdy nic, zaczął obcałowywać dokładnie każdą szramę. Nie mówił nic. Nie musiał. Starczała nam nasza obecność. Ogólną ciszę w pokoju przerywał jedynie dźwięk zegara, oraz mokrych ust, które napierają na skórę.
Gdy skończył, zbliżył się do moich ust i przed ucałowaniem mnie, wyszeptał: "Jesteś tak piękny". Nie zgadzałem się z tym zbytnio, ale nie zaprzeczyłem mu. Był szczęśliwy, gdy tak o mnie mówił, a mnie zależało właśnie na jego szczęściu. Nie robił już nic więcej. Nie starał się mnie przekonać. Musieliśmy obaj przemyśleć pewne kwestie. Skończyło się na tym, że zasnąłem z policzkiem przylepionym do jego klatki piersiowej, a uśpiło mnie spokojne unoszenie się jej, oraz statyczny oddech starszego.
···
Obudziłem się pod wieczór. Poprawka, to Nathan mnie wybudził, swoim namolnym błądzeniem palcem po moich plecach, czy też kręceniu kółek na moim nosie. Chciałem go przeprosić za to popołudniu, wyraźnie dawał mi znaki, że chce czegoś więcej niż przytulanie się, czy całowanie. Zrozumiałem, że on pragnął mnie. Pragnął mojego ciała, w każdym calu. A ja mimo to, nie chciałem mu tego dawać. Nie teraz. To było dla mnie zbyt wczesne.
Spoglądał na mnie ze spokojem. Lubiłem, gdy na jego twarzy nie było emocji. Wyglądała wtedy tak dostojnie. Zaraz po obudzeniu, przeciągnąłem się, mocno wyginając do tyłu i jak najbardziej wyiągając.
Splótł nasze palce.
- Śpiąca królewna- mruknął mi na ucho, a ja zachichotałem i uderzyłem go żartobliwie w pierś. Byłem pod wrażeniem. Jego ciało było tak dobrze zbudowane. Jak tak przystojny, posiadający idealne ciało chłopak, może chcieć czegoś takiego jak ja? Tu musiał być haczyk, ja jednak tego nie roztrząsałem i cieszyłem się, że jestem, gdzie jestem. Jeśli ma mnie wykorzystać, to mnie wykorzysta, a mnie to nie ominie. A nawet jak ominie, wróci ze zdwojoną siłą.
Przejechałem ręką po jego brzuchu, który w przeciwieństwie do mojego, był okryty koszulką, po czym przejechałem nią spowrotem do góry, podwijając przy tym materiał i drażniąc delikatnie jego skórę. Była nieco twardsza od mojej, ale gładsza, jak przypadło arystokracie. Idealnie czuć było przez nią mięśnie, które napięły się pod moim dotykiem. Było to miłe uczucie.
Zerknąłem na twarz blondyna. Uśmiechał się delikatnie, gładząc moje plecy. Widocznie przypodobało mu się moje zachowanie. Po dłuższej chwili spytałem szybko i ogólnie nie na temat, niszcząc przy tym atmosferę, a na końcu czerwieniąc się jak soczysty pomidor:
- Co teraz robimy, jemy, czytamy, czy śpimy?- kolejny raz w ciągu swojego beznadziejnego życia, wymierzyłem sobie mentalnego policzka, który jednakże w niczym mi nie pomagał.
(Nath ;-default smiley ;)
Gdy zerwał ze mnie sweterek, nieco oprzytomniałem, ale dalej nic sobie z tego nie robiłem. Uważałem to za pewnego rodzaju gierki, nie mające na celu doprowadzić do czegoś poważniejszego. Gdy kucnął, a jego język zaczął mojestować mój brzuch, tylko ułożyłem dłoń na jego potylicy i mocniej do siebie docisnąłem. Tam mógł mnie badać, bo byłem względnie "czysty". Jednak podwinięta koszulka mu nie wystarczała, chciał więc i pozbyć się jej. Spierałem się o to, ale był stanowczy. Miał mały problem z wyciągnięciem moich rąk z długich rękawów, jednak gdy to zrobił, widać było przepełniającą go dumę. Chciałem wtedy zaklaskać i przypomniałem sobie o moich dłoniach, które teraz były całkiem nagie. Nie mogłem na to pozwolić, nie teraz, za wcześnie.
- Nath... Nath, starczy- wyszeptałem, czując już poczucie winy i złość na samego siebie. Pokręcił głową i całkowicie mnie ignorując, kotynuował swoje zadanie. Szarpnąłem biodrami, w celu odsunięcia go, co on zabrał tylko za zachętę do dalszych zabaw. Nawet nie wiem, kiedy jego długie palce wcisnęły się między moje ciało, a gumkę od bokserek, których materiał, nieprzyjemnie utrzymywał mnie w zamknięciu. Zsunął je na moje uda, po czym zaczął muskać ustami moje podbrzusze. Wilgoć i gorące wargi chłopaka, doprowadziły mnie do szału. Najchętniej dałbym mu teraz satysfakcję i głośno wyjęczał jego imię. Zamiast tego, odtrąciłem go poraz kolejny, na co spojrzał na mnie z zawiedzeniem...
A potem wbił wzrok w moje biodra, ktòrych kości i ldealnie było widać przez napiętą skórę.
Napiętą, pełną blizn, skórę.
Tak bardzo nie chciałem, żeby tego widział. Dlatego zawsze chodziłem przy nim ubrany od bokserek w górę. Dlatego też zawsze mam swetry na długi rękaw. Mój lewy nadgarstek też jest tym okrutnie oszpecony.
- Czemu?- powiedział tylko. Też bym tak zareagował i też mówiłbym takim tonem.
- Nie robię tego od roku...
- Czemu?- powtórzył oschlej i ostrzej. Był zirytowany, nie wiem czy faktem iż to robiłem, czy tym, że tą informacją zniszczyłem jego plan dalszego molestowania mojego ciała. Chociaż, może i dobrze.
- Moi rodzice i brat zginęli- rzuciłem, czując ponowną falę smutku, która nie towarzyszyła mi od dobrych 8-śmiu miesięcy. Zmarszczył brwi, po czym dopytał, gdzie jeszcze to mam. Pokazałem mu resztę, a on jak gdyby nigdy nic, zaczął obcałowywać dokładnie każdą szramę. Nie mówił nic. Nie musiał. Starczała nam nasza obecność. Ogólną ciszę w pokoju przerywał jedynie dźwięk zegara, oraz mokrych ust, które napierają na skórę.
Gdy skończył, zbliżył się do moich ust i przed ucałowaniem mnie, wyszeptał: "Jesteś tak piękny". Nie zgadzałem się z tym zbytnio, ale nie zaprzeczyłem mu. Był szczęśliwy, gdy tak o mnie mówił, a mnie zależało właśnie na jego szczęściu. Nie robił już nic więcej. Nie starał się mnie przekonać. Musieliśmy obaj przemyśleć pewne kwestie. Skończyło się na tym, że zasnąłem z policzkiem przylepionym do jego klatki piersiowej, a uśpiło mnie spokojne unoszenie się jej, oraz statyczny oddech starszego.
···
Obudziłem się pod wieczór. Poprawka, to Nathan mnie wybudził, swoim namolnym błądzeniem palcem po moich plecach, czy też kręceniu kółek na moim nosie. Chciałem go przeprosić za to popołudniu, wyraźnie dawał mi znaki, że chce czegoś więcej niż przytulanie się, czy całowanie. Zrozumiałem, że on pragnął mnie. Pragnął mojego ciała, w każdym calu. A ja mimo to, nie chciałem mu tego dawać. Nie teraz. To było dla mnie zbyt wczesne.
Spoglądał na mnie ze spokojem. Lubiłem, gdy na jego twarzy nie było emocji. Wyglądała wtedy tak dostojnie. Zaraz po obudzeniu, przeciągnąłem się, mocno wyginając do tyłu i jak najbardziej wyiągając.
Splótł nasze palce.
- Śpiąca królewna- mruknął mi na ucho, a ja zachichotałem i uderzyłem go żartobliwie w pierś. Byłem pod wrażeniem. Jego ciało było tak dobrze zbudowane. Jak tak przystojny, posiadający idealne ciało chłopak, może chcieć czegoś takiego jak ja? Tu musiał być haczyk, ja jednak tego nie roztrząsałem i cieszyłem się, że jestem, gdzie jestem. Jeśli ma mnie wykorzystać, to mnie wykorzysta, a mnie to nie ominie. A nawet jak ominie, wróci ze zdwojoną siłą.
Przejechałem ręką po jego brzuchu, który w przeciwieństwie do mojego, był okryty koszulką, po czym przejechałem nią spowrotem do góry, podwijając przy tym materiał i drażniąc delikatnie jego skórę. Była nieco twardsza od mojej, ale gładsza, jak przypadło arystokracie. Idealnie czuć było przez nią mięśnie, które napięły się pod moim dotykiem. Było to miłe uczucie.
Zerknąłem na twarz blondyna. Uśmiechał się delikatnie, gładząc moje plecy. Widocznie przypodobało mu się moje zachowanie. Po dłuższej chwili spytałem szybko i ogólnie nie na temat, niszcząc przy tym atmosferę, a na końcu czerwieniąc się jak soczysty pomidor:
- Co teraz robimy, jemy, czytamy, czy śpimy?- kolejny raz w ciągu swojego beznadziejnego życia, wymierzyłem sobie mentalnego policzka, który jednakże w niczym mi nie pomagał.
(Nath ;-default smiley ;)
niedziela, 8 listopada 2015
Od Nathan'a CD Weston
Przyjrzałem mu się z wysoko uniesioną brwią, opierając o wejście do jaskini. Ostatnio bardzo często po prostu tu stałem i gapiłem się w las, kiedy tylko nie było w pobliżu Louis'a. Głównie po to, by nie oszaleć siedząc w środku w swoim pokoju, gdzie wręcz dusiło mnie by wstać, kopnąć coś i pójść w pizdu.
- Mam nadzieję, że portki masz jeszcze suche, Portku. - parsknąłem, robiąc krok w przód, uśmiechając się chamsko. W sumie, nie miałem teraz nic do roboty oprócz gapienie się w przestworza, a niedawno nawet miałem zamiar z tym parówkiem pogadać. Wspominałem już, jak mnie interesuje? Zapewne tak i to nie raz. Dlaczego.. a dlatego, że jest dosyć intrygujący i przypomina mi moją siostrę. Po za tym, dobrze bawię się widząc jak chłopak miesza wszystkie emocje na swojej twarzy na mój widok. Raz zniewaga, raz obojętność, innym razem obrzydzenie. Wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi. - Nie ładnie.. żeby tak niepokoić alfę?
- Alfę? - również uniósł brew. Zdziwiony, że się odezwał w sposób inny niż ,,spierdalaj" tak bardzo mnie wytrącił z szyn, że musiałem przez parę sekund wyszukiwać tematu na jego twarzy.
- Duch którego spotkałeś, to był Verbeux, niegdyś Vernelli. Jedna z alf tej watahy. Powinieneś to wiedzieć. - wysunąłem rękę do przodu i przejechałem palcem po jego klatce, sunąc za nim wzrokiem. - Nie wydaje mi się, żeby chciał ci zrobić krzywdę. Dopóki go nie zdenerwujesz. Panował nad ogniem, tak jak my panujemy nad lodem.
Moje oczy przybrały czerwonego koloru, tak jak zawsze przy polowaniu na coś, co smakowało lepiej niż zdechły od dwóch tygodni jeleń, a usta wykrzywiły się w jeszcze bardziej chamskim uśmieszku. Paznokciem zadrapałem jego skórę i zabrałem dłoń, chichocząc. Nie reagował tylko dlatego, że mało interesowało go moje aktorstwo. Too bad.
- Cokolwiek. - wzruszył ramionami i już miał wejść do środka, ale złapałem go za nadgarstek i mocą sprawiłem, że cały okrył się lodem. Moje oczy jeszcze bardziej się żarzyły, zza warg wysunęły się moje kły. Po pierwsze, zirytował mnie, po drugie, znieważył mnie, po trzecie, miałem dla niego propozycje nie do odrzucenia.
- Wiem, że poszedłeś tam bo musiałeś się wyżyć. - wysyczałem. - Potrzebuję kogoś takiego jak ty. Jeśli masz wystarczające jaja, spotkajmy się za tydzień, przed tą samą polanką.
Puściłem go gwałtownie, przez co zakołysał się, strzepnął ręką i zmarszczył brwi, ostatni raz na mnie zerkając.
Haaaa.. ten słodki zapach. Co za słodziak. Już nie mogę się doczekać, kiedy spróbuję jego krwi.
• • •
Tydzień minął tak szybko, jak szybko rzuciłem w niego tą propozycją. Czekałem zniecierpliwiony, bo chociaż plan był chory, tak jak moja głowa, tak mógłbym zdobyć nareszcie wstęp do miasta na dłuższy czas, bez obawy, że ktoś mnie zobaczy i skończę z sznurem na szyi. Wyszczerzyłem się do siebie, poprawiłem chustę na ustach i rozejrzałem się, wyczekując Weston'a. Bez niego, nie byłoby takiej zabawy. Postukałem butem i po krótkiej chwili poruszyłem nosem, wyczuwając zapach zbliżającego się basiora. Przyszedł ubrany w bluzę z kapturem, który miał zarzucony na głowę. Jego mina nic większego nie wyrażała, jakby przyszedł, bo nie miał nic innego do roboty. Nie zniechęciło mnie to.
- Kici kici.. - zamruczałem, a on się skrzywił. Na taką reakcję zachichotałem i wskazałem ręką przełęcz prowadzącą do Nowtown. - Pozwól, że pobiegnę przodem.
Błysk szaleńczy w moich oczach prawdopodobnie nieco go przeraził, bo drgnął, ale nic nie odpowiedział. Odwrócił głowę w bok i czekał, aż pobiegnę-tak też zrobiłem.
• • •
Dzięki temu, że oboje bardzo powoli męczyliśmy się takim biegiem, dotarliśmy po dwóch godzinach bez zatrzymywania się. Oczywiście, oboje byliśmy zmachani, ale dla mnie to był tylko drobny trening przed czymś o wiele ciekawszym. Podszedłem do bramy, nawet nie odwracając się do chłopaka, bo wiem, że za mną podążał. Otworzyły się, wpuścili nas do środka, bo miałem maskę, ale zanim zdążyliśmy pójść dalej, któryś z nich złapał mnie za kaptur i ściągnął, by parsknąć i zaśmiać się głośno i obrzydliwie. Ochroniarzami była pięcioosobowa grupka mężczyzn po trzydziestce, niektórzy mieli czterdzieści, albo i więcej, ale każdy z nich nieźle się trzymał. Facet krzyknął coś do innych równie zadowolony z możliwości starcia co ja, by wszyscy stanęli przed nami. Uśmiechnąłem się, zdjąłem maskę z ust i rozłożyłem ręce, by nabrać powietrza nosem.
- Stęskniłem się za wami. - rzuciłem chichocząc tak jak samo-zwawczy ochroniarz. Dwóch splunęło. - Ciekawe, czy tym razem dacie radę.. Pomożesz mi, Książe?
Rzuciłem do niego z uśmiechem, zrobiłem ruch ręką i w tym samym momencie przywołałem do ręki lodową włócznię, co zmieniłem kolor oczu. Moje kły wydłużyły się, gotowe do rozrywania skóry, tak samo jak zaostrzone paznokcie. Rzuciłem się do przodu, tym razem nie korzystając z wilczej formy. Zabiłem dwóch z nich, walka między nami przypominała walkę małpy która spokojnie skakała ze ściany na ścianę a ociężałym lwem. Jeden z nich postanowił zaatakować Portka, ale on sobie spokojnie dobrze radził sam. Kiedy doszło do trzeciego ochroniarza z mojej strony, zmieniłem się w wilka i skoczyłem, gryząc się z nim i jego koleżką. Cała walka trwała bardzo długo, więc powoli robiło się ciemno. Wszyscy gapi zniknęli wraz z unieruchomieniem ochroniarza którego chłopak dalej nie załatwił, jedynie unikał jego ciosów. Stanąłem nad nim z włócznią w jednej ręce już jako człowiek, nogą przyciskałem jego policzek do błotnistej ziemi i przyglądałem się twarzy Księcia.
- Dzię-ku-ję, portku. - puściłem mu oczko. - Teraz wybacz.
Złapałem gościa za gardło, uniosłem do góry i zacząłem iść w stronę domu, który zawsze stał opuszczony, bo nikt nie chciał w nim zamieszkać, czy prze-remontować go. Zanim wszedłem do środka, usłyszałem głośne ,,czekaj" i pobiegłem szybciej, z gracją do jednego z pokoi, gdzie rzuciłem go na ziemię, okraczyłem go i z furią i szaleńczym rozbawieniem uniosłem dłoń.
- Byłeś niegrzeczny. - przerażenie w jego oczach rosło, oblizałem wargi.
- Błagam nie, oszczędź--
- Niegrzeczni chłopcy nie dostają prezentów. - nim zdążył odpowiedzieć, przebiłem dłonią jego klatkę, złapałem za serce i wyrwałem. Po całym pokoju trysnęła krew. Rzuciłem organ gdzieś w bok na ścianę, na którym rozbryznął się, w czasie kiedy ja chaotycznie wydrapywałem resztę jego wnętrzności. Weston wszedł powoli do środka, spojrzał na ścianę z krwi, potem na mnie. Odwróciłem się więc powoli do niego, zlizałem z warg krew i wstałem, kroczek po kroczku podchodząc do niego. W ciemności tylko moje oczy i lampa z dworu dawały oświetlenie.
- Byłeś taki dobry dla mnie.. - jeszcze kontrolowałem demona w sobie. Obiema dłońmi objąłem jego policzki zakrwawionymi dłońmi i przysunąłem swoją twarz. - Nie będziesz miał więc nic przeciwko, jeśli skosztuję też ciebie..
Widać było, że jakieś emocje zbyt nim zawładnęły, by mógł zaprotestować. Otworzyłem szeroko usta, wbiłem się w jego ramię mocno i przez chwilę piłem krew, rozkoszując się nią. Nie chciałem go zabijać, dostarczył mi zbyt wiele rozrywki, by go tak ukarać, dlatego też złapałem go za drugie ramię, ciągnąc z chichotem po mrocznym korytarzu, następnie salonie na drugim piętrze i do pokoju, w którym kiedyś nocowałem. Coś tam się lekko szarpał, ale nie zwracałem na to uwagi, nie było to dla mnie coś, co teraz miało znaczenie. Wepchałem go do środka, zamknąłem za sobą drzwi i rzuciłem go na stół, który od uderzenia zyskał dużą rysę, prawie się łamiąc. Oparłem go o ścianę do której mebel był dosunięty, trzymając mocno za koszulkę i ucałowałem jego brodę.
- Tak długo powstrzymuje się przed Louisem.. - wyszeptałem z żalem, składając kilka pocałunków na jego szyi i ranie na ramieniu. - ..przed tobą się nie powstrzymam.
Znów uniosłem go, rzuciłem na poduszkę do siedzenia leżącą zaraz przy kominku i rozpiąłem bluzę, którą zsunąłem ze swoich ramion na podłogę. Podszedłem bliżej niego, ominąłem go i stanąłem tyłem, by w parę sekund rozpalić w owym kominku z przyszykowanym, suchym drewnem. Teoretycznie, musiałem tylko rzucić tam zapałkę. Znów stałem do niego przodem, wystraszonego, albo po prostu zdyszanego, zbliżyłem się i kucnąłem, by oprzeć dłonie na jego kolanach i przyłożyć nos do bluzy na klatce. Zjechałem nim aż do brzucha, mając przymknięte oczy i otworzyłem je, patrząc na niego z uśmieszkiem.
- Pachniesz tak wspaniale, tak podobnie do mnie.. - oj tak, brzmiałem i wyglądałem jak szaleniec. Ale mnie się to podobało. Rozpiąłem również jego bluzę, przysuwając blisko swoje usta do jego, gdy musiałem ją zdjąć z rąk, ale nie pocałowałem go, znów wróciłem do brzucha, przejechałem dłonią po jego ciele i w tym momencie chłopak się zerwał na równe nogi, odzyskując świadomość. Uniosłem brew.
- Jesteś chory. - Tylko tyle zdołałem usłyszeć z jego mamrotania. Parsknąłem i obserwowałem, jak próbuje otworzyć zamknięte na klucz drzwi. Podszedłem więc do jego pleców, o które się oparłem i objąłem go za podbrzusze, opierając brodę na ugryzieniu.
- Ja tylko pragnę ciebie całego dla siebie. - wymruczałem, odwróciłem go szybko i złapałem za nadgarstki, ciągnąc do łóżka, któryś raz z kolei rzuciłem go na nie i wszedłem na niego, siadając na jego biodrach, ręce unieruchomiłem nad jego głową czarnymi pasami mocy, jako jedynej która wychodzi poza moje kompetencje. - Nie obraź się, ale podniecasz mnie i nie mam zamiaru cie teraz puszczać, nie, kiedy leżysz tutaj prawie bezbronny..
Polizałem go po szczęce. Nie chciałem, żeby się za bardzo rzucał, więc musiałem pozbyć go jeszcze większej ilości krwi, by stał się podatny na moje poczynania. Wybrałem sobie szyję od drugiej strony, gdzie był nietknięty i wgryzłem się, z chęcią słysząc krzyk. Nie byłem delikatny, przepraszam. Wynagrodzę mu to. Spijałem słodki nektar, pomrukując w ranę i kiedy określiłem, że już wystarczy, puściłem go, uniosłem głowę i patrząc mu w oczy, oblizałem wargi.
- Jesteś piękny. - prawie jęknąłem, sunąc się w dół, aż na wysokości mojej głowy znalazły się jego spodnie. Jedną z dłoni wsunąłem się pod jego koszulkę, drugą odpinałem guziki i suwak od spodni. Nigdy tego nie robiłem, nigdy nie byłem z facetem w łóżku, ale instynkt podpowiadał mi, co mam robić. Obiema dłońmi zsunąłem nieco jego bokserki wraz ze spodniami po to, by uwolnić to co w nich było skryte, zachichotałem i zrobiłem najbardziej napaloną minę jaką kiedykolwiek widziano na mojej twarzy-tyle ekscytacji. Ścisnął zęby, było to widać po tym jak bardzo napięta była jego szczęka. Spodobało mi się to. Złapałem go więc za członka, poruszając na nim dłonią i obserwowałem jego twarz i podnoszącą się dosyć szybko klatkę piersiową. - Podobasz mi się, podobasz mi się cały. Oddaj mi się.
Po tych słowach wysunąłem lekko dłuższy język od innych, normalnych ludzi i polizałem go po główce członka, przejechałem wzdłuż i wziąłem go w usta, powtarzając to, co niegdyś robiły mi kobiety. Kto by się spodziewał.
< I SAID IT WILL BE SICK. YOU WANTED IT. THEN EAT IT. >
- Mam nadzieję, że portki masz jeszcze suche, Portku. - parsknąłem, robiąc krok w przód, uśmiechając się chamsko. W sumie, nie miałem teraz nic do roboty oprócz gapienie się w przestworza, a niedawno nawet miałem zamiar z tym parówkiem pogadać. Wspominałem już, jak mnie interesuje? Zapewne tak i to nie raz. Dlaczego.. a dlatego, że jest dosyć intrygujący i przypomina mi moją siostrę. Po za tym, dobrze bawię się widząc jak chłopak miesza wszystkie emocje na swojej twarzy na mój widok. Raz zniewaga, raz obojętność, innym razem obrzydzenie. Wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi. - Nie ładnie.. żeby tak niepokoić alfę?
- Alfę? - również uniósł brew. Zdziwiony, że się odezwał w sposób inny niż ,,spierdalaj" tak bardzo mnie wytrącił z szyn, że musiałem przez parę sekund wyszukiwać tematu na jego twarzy.
- Duch którego spotkałeś, to był Verbeux, niegdyś Vernelli. Jedna z alf tej watahy. Powinieneś to wiedzieć. - wysunąłem rękę do przodu i przejechałem palcem po jego klatce, sunąc za nim wzrokiem. - Nie wydaje mi się, żeby chciał ci zrobić krzywdę. Dopóki go nie zdenerwujesz. Panował nad ogniem, tak jak my panujemy nad lodem.
Moje oczy przybrały czerwonego koloru, tak jak zawsze przy polowaniu na coś, co smakowało lepiej niż zdechły od dwóch tygodni jeleń, a usta wykrzywiły się w jeszcze bardziej chamskim uśmieszku. Paznokciem zadrapałem jego skórę i zabrałem dłoń, chichocząc. Nie reagował tylko dlatego, że mało interesowało go moje aktorstwo. Too bad.
- Cokolwiek. - wzruszył ramionami i już miał wejść do środka, ale złapałem go za nadgarstek i mocą sprawiłem, że cały okrył się lodem. Moje oczy jeszcze bardziej się żarzyły, zza warg wysunęły się moje kły. Po pierwsze, zirytował mnie, po drugie, znieważył mnie, po trzecie, miałem dla niego propozycje nie do odrzucenia.
- Wiem, że poszedłeś tam bo musiałeś się wyżyć. - wysyczałem. - Potrzebuję kogoś takiego jak ty. Jeśli masz wystarczające jaja, spotkajmy się za tydzień, przed tą samą polanką.
Puściłem go gwałtownie, przez co zakołysał się, strzepnął ręką i zmarszczył brwi, ostatni raz na mnie zerkając.
Haaaa.. ten słodki zapach. Co za słodziak. Już nie mogę się doczekać, kiedy spróbuję jego krwi.
• • •
Tydzień minął tak szybko, jak szybko rzuciłem w niego tą propozycją. Czekałem zniecierpliwiony, bo chociaż plan był chory, tak jak moja głowa, tak mógłbym zdobyć nareszcie wstęp do miasta na dłuższy czas, bez obawy, że ktoś mnie zobaczy i skończę z sznurem na szyi. Wyszczerzyłem się do siebie, poprawiłem chustę na ustach i rozejrzałem się, wyczekując Weston'a. Bez niego, nie byłoby takiej zabawy. Postukałem butem i po krótkiej chwili poruszyłem nosem, wyczuwając zapach zbliżającego się basiora. Przyszedł ubrany w bluzę z kapturem, który miał zarzucony na głowę. Jego mina nic większego nie wyrażała, jakby przyszedł, bo nie miał nic innego do roboty. Nie zniechęciło mnie to.
- Kici kici.. - zamruczałem, a on się skrzywił. Na taką reakcję zachichotałem i wskazałem ręką przełęcz prowadzącą do Nowtown. - Pozwól, że pobiegnę przodem.
Błysk szaleńczy w moich oczach prawdopodobnie nieco go przeraził, bo drgnął, ale nic nie odpowiedział. Odwrócił głowę w bok i czekał, aż pobiegnę-tak też zrobiłem.
• • •
Dzięki temu, że oboje bardzo powoli męczyliśmy się takim biegiem, dotarliśmy po dwóch godzinach bez zatrzymywania się. Oczywiście, oboje byliśmy zmachani, ale dla mnie to był tylko drobny trening przed czymś o wiele ciekawszym. Podszedłem do bramy, nawet nie odwracając się do chłopaka, bo wiem, że za mną podążał. Otworzyły się, wpuścili nas do środka, bo miałem maskę, ale zanim zdążyliśmy pójść dalej, któryś z nich złapał mnie za kaptur i ściągnął, by parsknąć i zaśmiać się głośno i obrzydliwie. Ochroniarzami była pięcioosobowa grupka mężczyzn po trzydziestce, niektórzy mieli czterdzieści, albo i więcej, ale każdy z nich nieźle się trzymał. Facet krzyknął coś do innych równie zadowolony z możliwości starcia co ja, by wszyscy stanęli przed nami. Uśmiechnąłem się, zdjąłem maskę z ust i rozłożyłem ręce, by nabrać powietrza nosem.
- Stęskniłem się za wami. - rzuciłem chichocząc tak jak samo-zwawczy ochroniarz. Dwóch splunęło. - Ciekawe, czy tym razem dacie radę.. Pomożesz mi, Książe?
Rzuciłem do niego z uśmiechem, zrobiłem ruch ręką i w tym samym momencie przywołałem do ręki lodową włócznię, co zmieniłem kolor oczu. Moje kły wydłużyły się, gotowe do rozrywania skóry, tak samo jak zaostrzone paznokcie. Rzuciłem się do przodu, tym razem nie korzystając z wilczej formy. Zabiłem dwóch z nich, walka między nami przypominała walkę małpy która spokojnie skakała ze ściany na ścianę a ociężałym lwem. Jeden z nich postanowił zaatakować Portka, ale on sobie spokojnie dobrze radził sam. Kiedy doszło do trzeciego ochroniarza z mojej strony, zmieniłem się w wilka i skoczyłem, gryząc się z nim i jego koleżką. Cała walka trwała bardzo długo, więc powoli robiło się ciemno. Wszyscy gapi zniknęli wraz z unieruchomieniem ochroniarza którego chłopak dalej nie załatwił, jedynie unikał jego ciosów. Stanąłem nad nim z włócznią w jednej ręce już jako człowiek, nogą przyciskałem jego policzek do błotnistej ziemi i przyglądałem się twarzy Księcia.
- Dzię-ku-ję, portku. - puściłem mu oczko. - Teraz wybacz.
Złapałem gościa za gardło, uniosłem do góry i zacząłem iść w stronę domu, który zawsze stał opuszczony, bo nikt nie chciał w nim zamieszkać, czy prze-remontować go. Zanim wszedłem do środka, usłyszałem głośne ,,czekaj" i pobiegłem szybciej, z gracją do jednego z pokoi, gdzie rzuciłem go na ziemię, okraczyłem go i z furią i szaleńczym rozbawieniem uniosłem dłoń.
- Byłeś niegrzeczny. - przerażenie w jego oczach rosło, oblizałem wargi.
- Błagam nie, oszczędź--
- Niegrzeczni chłopcy nie dostają prezentów. - nim zdążył odpowiedzieć, przebiłem dłonią jego klatkę, złapałem za serce i wyrwałem. Po całym pokoju trysnęła krew. Rzuciłem organ gdzieś w bok na ścianę, na którym rozbryznął się, w czasie kiedy ja chaotycznie wydrapywałem resztę jego wnętrzności. Weston wszedł powoli do środka, spojrzał na ścianę z krwi, potem na mnie. Odwróciłem się więc powoli do niego, zlizałem z warg krew i wstałem, kroczek po kroczku podchodząc do niego. W ciemności tylko moje oczy i lampa z dworu dawały oświetlenie.
- Byłeś taki dobry dla mnie.. - jeszcze kontrolowałem demona w sobie. Obiema dłońmi objąłem jego policzki zakrwawionymi dłońmi i przysunąłem swoją twarz. - Nie będziesz miał więc nic przeciwko, jeśli skosztuję też ciebie..
Widać było, że jakieś emocje zbyt nim zawładnęły, by mógł zaprotestować. Otworzyłem szeroko usta, wbiłem się w jego ramię mocno i przez chwilę piłem krew, rozkoszując się nią. Nie chciałem go zabijać, dostarczył mi zbyt wiele rozrywki, by go tak ukarać, dlatego też złapałem go za drugie ramię, ciągnąc z chichotem po mrocznym korytarzu, następnie salonie na drugim piętrze i do pokoju, w którym kiedyś nocowałem. Coś tam się lekko szarpał, ale nie zwracałem na to uwagi, nie było to dla mnie coś, co teraz miało znaczenie. Wepchałem go do środka, zamknąłem za sobą drzwi i rzuciłem go na stół, który od uderzenia zyskał dużą rysę, prawie się łamiąc. Oparłem go o ścianę do której mebel był dosunięty, trzymając mocno za koszulkę i ucałowałem jego brodę.
- Tak długo powstrzymuje się przed Louisem.. - wyszeptałem z żalem, składając kilka pocałunków na jego szyi i ranie na ramieniu. - ..przed tobą się nie powstrzymam.
Znów uniosłem go, rzuciłem na poduszkę do siedzenia leżącą zaraz przy kominku i rozpiąłem bluzę, którą zsunąłem ze swoich ramion na podłogę. Podszedłem bliżej niego, ominąłem go i stanąłem tyłem, by w parę sekund rozpalić w owym kominku z przyszykowanym, suchym drewnem. Teoretycznie, musiałem tylko rzucić tam zapałkę. Znów stałem do niego przodem, wystraszonego, albo po prostu zdyszanego, zbliżyłem się i kucnąłem, by oprzeć dłonie na jego kolanach i przyłożyć nos do bluzy na klatce. Zjechałem nim aż do brzucha, mając przymknięte oczy i otworzyłem je, patrząc na niego z uśmieszkiem.
- Pachniesz tak wspaniale, tak podobnie do mnie.. - oj tak, brzmiałem i wyglądałem jak szaleniec. Ale mnie się to podobało. Rozpiąłem również jego bluzę, przysuwając blisko swoje usta do jego, gdy musiałem ją zdjąć z rąk, ale nie pocałowałem go, znów wróciłem do brzucha, przejechałem dłonią po jego ciele i w tym momencie chłopak się zerwał na równe nogi, odzyskując świadomość. Uniosłem brew.
- Jesteś chory. - Tylko tyle zdołałem usłyszeć z jego mamrotania. Parsknąłem i obserwowałem, jak próbuje otworzyć zamknięte na klucz drzwi. Podszedłem więc do jego pleców, o które się oparłem i objąłem go za podbrzusze, opierając brodę na ugryzieniu.
- Ja tylko pragnę ciebie całego dla siebie. - wymruczałem, odwróciłem go szybko i złapałem za nadgarstki, ciągnąc do łóżka, któryś raz z kolei rzuciłem go na nie i wszedłem na niego, siadając na jego biodrach, ręce unieruchomiłem nad jego głową czarnymi pasami mocy, jako jedynej która wychodzi poza moje kompetencje. - Nie obraź się, ale podniecasz mnie i nie mam zamiaru cie teraz puszczać, nie, kiedy leżysz tutaj prawie bezbronny..
Polizałem go po szczęce. Nie chciałem, żeby się za bardzo rzucał, więc musiałem pozbyć go jeszcze większej ilości krwi, by stał się podatny na moje poczynania. Wybrałem sobie szyję od drugiej strony, gdzie był nietknięty i wgryzłem się, z chęcią słysząc krzyk. Nie byłem delikatny, przepraszam. Wynagrodzę mu to. Spijałem słodki nektar, pomrukując w ranę i kiedy określiłem, że już wystarczy, puściłem go, uniosłem głowę i patrząc mu w oczy, oblizałem wargi.
- Jesteś piękny. - prawie jęknąłem, sunąc się w dół, aż na wysokości mojej głowy znalazły się jego spodnie. Jedną z dłoni wsunąłem się pod jego koszulkę, drugą odpinałem guziki i suwak od spodni. Nigdy tego nie robiłem, nigdy nie byłem z facetem w łóżku, ale instynkt podpowiadał mi, co mam robić. Obiema dłońmi zsunąłem nieco jego bokserki wraz ze spodniami po to, by uwolnić to co w nich było skryte, zachichotałem i zrobiłem najbardziej napaloną minę jaką kiedykolwiek widziano na mojej twarzy-tyle ekscytacji. Ścisnął zęby, było to widać po tym jak bardzo napięta była jego szczęka. Spodobało mi się to. Złapałem go więc za członka, poruszając na nim dłonią i obserwowałem jego twarz i podnoszącą się dosyć szybko klatkę piersiową. - Podobasz mi się, podobasz mi się cały. Oddaj mi się.
Po tych słowach wysunąłem lekko dłuższy język od innych, normalnych ludzi i polizałem go po główce członka, przejechałem wzdłuż i wziąłem go w usta, powtarzając to, co niegdyś robiły mi kobiety. Kto by się spodziewał.
< I SAID IT WILL BE SICK. YOU WANTED IT. THEN EAT IT. >
sobota, 7 listopada 2015
Od Weston'a CD Nathan
Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie i jak zwykle nie czuje zimna, to tym razem przeszedł całe moje ciało zimny dreszcz. Miałem przeczucie, ze w koło mnie błąka się ktoś nieznajomy, najlepsze było to że nikogo nie było, jestem pewny obejrzałem się dwa razy. Mój wzrok w pewnym momencie utkwiłem w miejscu w które uderzałem kulami. Stałem jak słup baardzo długi czas patrząc w ten jednej punkt. Nie wiem kiedy, nie wiem jak , nie wiem skąd podszedł do mnie ciemny wilk i mruknął mi tylko do ucha: "To mejsce święte pozwól im spoczywać w spokoju". Nie miałem zielonego pojęcia o co mu chodziło, więc nie zaareagowałem, bo jeśli nie wiem o co chodzi to co mam odpowiedzieć? No nic. Dalej pusto patrzyłem w plame lodu. Wilk sobie odszedł, mógłbym powiedzieć, że zostawiając mnie na lodzie, ale wzgledem mnie to powiedzienie nie ma najmniejszego sensu. Przez całą łąkę przeszedł dźwięk drapania o tablice, musiałem zatkać uszy, gdyż nienawidzę tego odgłosu. Rzekomą tablicą ukazała się warstwa zaraźniętej wody, którą stworzyłem. Już chyba załapałem o co mu chodziło. Nie mogłem w tym miejscu dłużej pozostać, gdzyż już miało swojego właściciela. Ulotniłem się z łąki z prędkością rosyjskiej atomówki. Zlazływszy się już w zaroślach, mozolnie ruszyłem ku jaskini. Jakoś nie śpieszno mi było, aby kogokolwiek w tej chwili spotkać. W moich myślach wierciło dziure jedno pytanie. Kim mogłby być ten wilk, do któtego należy polanka?
×××
Kiedyś musiał nadejść ten moment i zmierzyłem się oko w oko z Nathanem. O dziwo spokojnie i z widocznym zadowoleniem na mnie spoglądał.
-Udała się wycieka?-spytał, jakby wszystko wiedział
-Hm? - mruknąłem, udając że nie rozumiem.
<lel 🔫>
×××
Kiedyś musiał nadejść ten moment i zmierzyłem się oko w oko z Nathanem. O dziwo spokojnie i z widocznym zadowoleniem na mnie spoglądał.
-Udała się wycieka?-spytał, jakby wszystko wiedział
-Hm? - mruknąłem, udając że nie rozumiem.
<lel 🔫>
Od Nathan'a CD Louis
Uniosłem wzrok znad książki na Louis'a, który pierwszy raz wypalił z takim pomysłem. Normalnie, on i Arien byli w nie najlepszych stosunkach, głównie dlatego, że Karmelek był zazdrośnikiem, a Arek dlatego, że go unikałem, by nie irytować bruneta. Dla własnego spokoju spędzałem każdą wolną chwilę przy swoim małym słodkim chłopaczku, bo gdybym wyszedł sam i się zagapił, pewnie trafiłbym w łapki Arusia który chętnie by mi pokazał, jak bardzo jest zdenerwowany. Normalnie, zawsze był w stosunku do mnie taki, no, powolny, a teraz proszę, zaczęło przeszkadzać mu, że znalazłem sobie kogoś na dłuższy czas. Westchnąłem lekko, uniosłem brwi i odłożyłem lekturę na bok, by złapać go za dłonie i spleść z nim palce.
- Dlaczego tak sądzisz? - zapytałem patrząc mu w oczy z uśmiechem prawie za słodkim jak na mój zwyczaj. Ostatnio często uśmiecham się w ten sposób, ale tylko i wyłącznie do niego, bo kocham widzieć jego błyszczące oczy pełne dziecięcego szczęścia.
- Widzę, że źle się czujesz, kiedy na nas patrzy.. - zapewne chciał powiedzieć coś jeszcze, ale parsknąłem głośno, by chwilę potem przysunąć go do siebie jeszcze bardziej i wtulić nos w jego brzusio rozbawiony. Wciągnąłem zapach z jego za dużego swetra i zerknąłem z dołu.
- Nie martw się nim. - otarłem się głową o to samo miejsce, pomrukując i objąłem go, przytulając się mocno.
- Nie martwię się nim, martwię się o ciebie. - poprawił mnie, kładąc mi dłoń na głowie i przeczesał moje włosy, które wyjątkowo nie były ułożone, tylko rozczochrane, bo nie miałem siły pindrzyć się przed lusterkiem. Albo po prostu mi się nie chciało, tak czy siak, nie myślałem o tym. Wstałem z fotela, popatrzyłem na niego z góry i dotknąłem jego policzka, by po chwili bardzo lekko się zarumienić i przekląć. Teraz nie jest moment na rumienienie się, Królu. Ogarnij dupkę.
- Jeśli tak bardzo ci zależy, pójdę z nim porozmawiać. - wymamrotałem, puszczając go całkiem i drapiąc się w tył głowy. I tak miałem pewnego dnia pójść do skrzydlatego i załatwić parę spraw, a teraz tylko to pośpieszam i będę mieć z głowy. Jeśli w ogóle dojdzie do rozmowy na takich torach jakich ja tego chcę. Coraz bardziej zacząłem w to wątpić. Już nic więcej nie mówiąc dałem mu całusa w czoło i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do salonu. Tutaj najczęściej przebywał, bo lubił rozmawiać z innymi wilkami, nienawidził samotności i siedzenia cicho u siebie. Zmieniłem się w wilka, wyszukałem go wzrokiem i z duszą na ramieniu podszedłem, siadając na przeciwko niego. Ten, podniósł się, bo leżał opierając łeb na łapach i usiadł w tej samej pozycji co ja, z wykrzywioną mordką.
- Oh, już cie twój kochanek nie chce, czy ci się znudził? - wyrzucił od samego początku w złym humorze. Pominąłem fakt nazywania Louis'a kochankiem i wywróciłem oczami, ziewając lekko.
- To już się robi nudne, Ar. - warknął wilczo. - Przyszedłem poprosić, żebyś nie szpilował nas tak wzrokiem kiedykolwiek wyjdę z nim z pokoju, to niekomfortowe.
- A komfortowe jest powstrzymywanie się przed zabiciem go? - drgnąłem, zmarszczyłem brwi, a on wstał z uśmieszkiem na pysku. Obszedł mnie, zaczepiając ogonem i stanął za mną, opierając klatkę i łapy o mój grzbiet. - Jego krew z pewnością jest pyszna, ale ty nie możesz jej wypić..
- Nie tylko krew się liczy, hamuję się, potrafię powstrzymać rządzę. - westchnąłem, próbując nie dać się złapać na jego sztuczki i spojrzałem na ziemię przed sobą, która nagle wydała się ciekawsza niż wirująca ściana.
- Kogo próbujesz oszukać? - zapytał słodko i strasznie na raz, przez co ponowiłem drgnięcie i spiąłem się. - Za każdym razem kiedy wbijasz kły w jego delikatną skórę modlisz się, żeby zapamiętać smak każdej drobnej kropelki, bo musisz się hamować.. Ale to ci nie wystarcza.
Zaśmiał się nagle, znowu mnie obszedł i stanął bardzo blisko, szczerząc szczęki tuż przy moim prawym oku.
- Wypijanie krwi saren? Jeleni? Przecież wiesz, że nie do tego cie stworzono. - niepotrzebnie wsłuchałem się w jego bełkot, a teraz jak zahipnotyzowany słuchałem tego, powoli czując okropną ochotę na wyżycie się, zaatakowanie, uderzenie czegoś. - Chcesz ludzką krew.. dużo ludzkiej krwi.. jesteś demonem, Nath. Jesteś mordercą.
Wyraz jego pyska przypominał szaleńczy uśmiech i zadowolone spojrzenie psychopaty, ale ten, który pojawiał się na moim, wcale nie był lepszy. Wilk popchał mnie na bok, położył łapę na moim ciele i zmienił mnie w człowieka, sam też się zmieniając i odchodząc nieco. Mimo to, kontynuował.
- Dlaczego po prostu wszystkich nie zabijesz? Są słabi. - mówił spokojnie i zachęcająco, ale z nutką obojętności. - Przecież i tak tą watahą rządzą duchy, a nie te chodzące mięsa. Czujesz to? Mm.. zapach na prawdę dużej uczty. Roznosi się tutaj przez ten cały czas, dlaczego nie skorzystasz?
Opanowałem się, pokręciłem głową i zatrząsłem się, przerażony tym, jak blisko byłem zgodzenia się z nim. Zmarszczyłem brwi, wstałem i poprawiłem pomiętą bluzę, podchodząc bliżej niego.
- Jesteś tylko starym manipulatorem, ale na mnie to nie przejdzie. - burknąłem. Nie mogłem być na niego zły, bo on taki po prostu jest, tego się nie zmieni. Jest moim partnerem i nie możemy nawzajem podcinać sobie skrzydeł. Arien spojrzał na mnie swoim przeszywającym spojrzeniem, złapał mnie za szczękę i przysunął blisko swojej twarzy.
- Nawet nie potrafisz go zniewolić. - zacmokał pod nosem. - I ty śmiesz używać swojego rodowego nazwiska..
Nasza rozmowa w tym momencie się urwała, bo odszedł, pogwizdując i nie miał zamiaru się wracać. W mojej głowie przewijało się tak wiele myśli i przemyśleń na ten temat, że żeby złapać się jednej, jedynej, musiałem spędzić tam dobre piętnaście minut po prostu stojąc i gapiąc się w ścianę. Kiedy świadomość wróciła, byłem już pewien, czego chcę i co zrobię, by zakończyć tą wieczną cichą wojnę między nami wszystkimi. Ale do tego potrzebowałem czasu.
• • •
Nadszedł dzień, w którym znowu cała wataha, oprócz mnie, wybrała się do miasta. Powrót planowany był na następny dzień, pod wieczór, więc miałem teoretycznie dwa dni tylko dla siebie. Tak przynajmniej myślałem, kiedy wyszli z jaskini. Ku mojemu zdziwieniu, około godziny później do mojego pokoju zajrzał Louis, z czerwonym noskiem, nieco zdyszany, a widząc, że tylko leżę na kanapie i gapię się na sufit, podszedł i usiadł na skrawku. Popatrzyłem na niego, podnosząc się i unosząc brwi.
- A ty nie powinieneś być w drodze do miasta? - zapytałem, a on westchnął ciężko.
- Arien kazał mi wrócić, bo stwierdził, że ich spowalniam.
- A ty go posłuchałeś. - uśmiechnąłem się kręcąc głową, usiadłem normalnie i poczochrałem go po włosach. Wstałem, podszedłem do paleniska i zacząłem je rozpalać, chcąc zrobić nam po herbacie i ogólnie zagrzać pomieszczenie. Dla samego siebie bym nie rozpalał, bo nie miałem takiej potrzeby, ale skoro już mam przy sobie tego zmarzlucha, trzeba się nim zająć. Patrząc w powoli trawiący drewno ogień myślałem o wszystkim i o niczym, ale kiedy zapytał, co będziemy robić, powoli ogarniałem sytuację, w jakiej się znajdujemy. Jesteśmy na tych terenach sami, jesteśmy sami w jaskini przez dwa dni, ja jestem sam, z nim, on tam siedzi, w swoim przydużym sweterku, grzeje się pocierając łapkami ramiona, a ja kucam przy ogniu. I nagle do głowy wleciały słowa Arien'a.. Nie potrafisz go zniewolić. Parsknąłem do siebie, uśmiechnąłem na sekundę diabelsko i odwróciłem do niego, by przyjrzeć z normalniejszym uśmiechem.
- Na razie się zagrzejemy. Ale mam prośbę, pójdziesz do spiżarki po te piersi z kurczaka? Moglibyśmy je usmażyć. Jak balować, to balować. - zachichotałem.
- Jasne. - kiwnął z uśmiechem, wstał i powoli wyszedł. Od razu podniosłem się na nogi, rozejrzałem i zamyśliłem na sekundę. Miałem go zniewolić, ale z doświadczenia wiem, że on nie za bardzo pisze się na coś więcej niż mamy do tej pory. Już tyle razy próbowałem, że zliczyć się nie da.. Postanowiłem załatwić to w troszkę inny sposób, niż do tej pory. Usiadłem na kanapie w atrakcyjnej pozie, z nogą na nodze, oparłem głowę o rękę i czekałem, aż wróci. I tak miałem na sobie tylko podkoszulek, więc o seksapil-up nie musiałem się martwić. Kiedy wreszcie wszedł do środka z małym zawiniątkiem, spojrzał na mnie wyczekująco.
- Chcesz teraz je zrobić? - zapytał, a ja pokręciłem przecząco, nic więcej nie mówiąc. Wzruszył lekko ramionami, odłożył je na półkę i podszedł, siadając obok mnie w pozycji która aż prosiła się o objęcie go i przytulenie do siebie. Mimo to, ja tylko patrzyłem z uśmiechem na ognisko. - ..jesteś na mnie zły?
- Hmm.. - udałem, że zastanawiam się nad tym, zachichotałem krótko i skoczyłem na nogi, łapiąc go za ręce i ciągnąc też do góry. - Wręcz przeciwnie.
Wymruczałem to tuż do jego ucha, obejmując za biodra. Patrzyłem na jego twarz z bardzo bliska, lustrując powoli usta, nosek i oczy, w które głęboko spojrzałem. Gdzieś w miedzy czasie jedna z moich dłoni wsunęła się pod jego koszulkę i sweter, zaczepiając palcami miękką i gładką skórę. Usta przysunąłem do jego brody, całując ją lekko, potem złożyłem kilka całusów na jego szczęce i zjechałem na usta. Druga dłoń powędrowała niżej, na jego pośladek i zacisnęła.
- Nath, dzisiaj nie dam ci się napić.. - powiedział mając odruch jakby chciał mnie odsunąć, ale ja się nie dałem i trzymałem go mocno, robiąc malinki na szyi i obojczyku.
- Nie zamierzam cię gryźć. - wyszeptałem, a obie dłonie złapały go pośpiesznie za sweter, który uniosłem do góry i zdjąłem z niego, rzucając na kanapę. - Chcę tylko dotykać ciało które kocham.. Pozwolisz mi, Karmelku?
Nie czekając na odpowiedź kucnąłem, podsunąłem do góry jego koszulkę i zacząłem całować jego brzuch, obiema dłońmi przetrzymywałem go pół za pośladki, pół za biodra i plecy. Wysunąłem język i zacząłem kreślić wzorki na całej jego powierzchni, co chwilę spoglądając do góry na jego oczy. Modliłem się, żeby mi pozwolił. Z jednego strony to pomogłoby z Arkiem, z drugiej i tak od dłuższego czasu miałem na niego okropną ochotę..
< fufufuufufuf >
- Dlaczego tak sądzisz? - zapytałem patrząc mu w oczy z uśmiechem prawie za słodkim jak na mój zwyczaj. Ostatnio często uśmiecham się w ten sposób, ale tylko i wyłącznie do niego, bo kocham widzieć jego błyszczące oczy pełne dziecięcego szczęścia.
- Widzę, że źle się czujesz, kiedy na nas patrzy.. - zapewne chciał powiedzieć coś jeszcze, ale parsknąłem głośno, by chwilę potem przysunąć go do siebie jeszcze bardziej i wtulić nos w jego brzusio rozbawiony. Wciągnąłem zapach z jego za dużego swetra i zerknąłem z dołu.
- Nie martw się nim. - otarłem się głową o to samo miejsce, pomrukując i objąłem go, przytulając się mocno.
- Nie martwię się nim, martwię się o ciebie. - poprawił mnie, kładąc mi dłoń na głowie i przeczesał moje włosy, które wyjątkowo nie były ułożone, tylko rozczochrane, bo nie miałem siły pindrzyć się przed lusterkiem. Albo po prostu mi się nie chciało, tak czy siak, nie myślałem o tym. Wstałem z fotela, popatrzyłem na niego z góry i dotknąłem jego policzka, by po chwili bardzo lekko się zarumienić i przekląć. Teraz nie jest moment na rumienienie się, Królu. Ogarnij dupkę.
- Jeśli tak bardzo ci zależy, pójdę z nim porozmawiać. - wymamrotałem, puszczając go całkiem i drapiąc się w tył głowy. I tak miałem pewnego dnia pójść do skrzydlatego i załatwić parę spraw, a teraz tylko to pośpieszam i będę mieć z głowy. Jeśli w ogóle dojdzie do rozmowy na takich torach jakich ja tego chcę. Coraz bardziej zacząłem w to wątpić. Już nic więcej nie mówiąc dałem mu całusa w czoło i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do salonu. Tutaj najczęściej przebywał, bo lubił rozmawiać z innymi wilkami, nienawidził samotności i siedzenia cicho u siebie. Zmieniłem się w wilka, wyszukałem go wzrokiem i z duszą na ramieniu podszedłem, siadając na przeciwko niego. Ten, podniósł się, bo leżał opierając łeb na łapach i usiadł w tej samej pozycji co ja, z wykrzywioną mordką.
- Oh, już cie twój kochanek nie chce, czy ci się znudził? - wyrzucił od samego początku w złym humorze. Pominąłem fakt nazywania Louis'a kochankiem i wywróciłem oczami, ziewając lekko.
- To już się robi nudne, Ar. - warknął wilczo. - Przyszedłem poprosić, żebyś nie szpilował nas tak wzrokiem kiedykolwiek wyjdę z nim z pokoju, to niekomfortowe.
- A komfortowe jest powstrzymywanie się przed zabiciem go? - drgnąłem, zmarszczyłem brwi, a on wstał z uśmieszkiem na pysku. Obszedł mnie, zaczepiając ogonem i stanął za mną, opierając klatkę i łapy o mój grzbiet. - Jego krew z pewnością jest pyszna, ale ty nie możesz jej wypić..
- Nie tylko krew się liczy, hamuję się, potrafię powstrzymać rządzę. - westchnąłem, próbując nie dać się złapać na jego sztuczki i spojrzałem na ziemię przed sobą, która nagle wydała się ciekawsza niż wirująca ściana.
- Kogo próbujesz oszukać? - zapytał słodko i strasznie na raz, przez co ponowiłem drgnięcie i spiąłem się. - Za każdym razem kiedy wbijasz kły w jego delikatną skórę modlisz się, żeby zapamiętać smak każdej drobnej kropelki, bo musisz się hamować.. Ale to ci nie wystarcza.
Zaśmiał się nagle, znowu mnie obszedł i stanął bardzo blisko, szczerząc szczęki tuż przy moim prawym oku.
- Wypijanie krwi saren? Jeleni? Przecież wiesz, że nie do tego cie stworzono. - niepotrzebnie wsłuchałem się w jego bełkot, a teraz jak zahipnotyzowany słuchałem tego, powoli czując okropną ochotę na wyżycie się, zaatakowanie, uderzenie czegoś. - Chcesz ludzką krew.. dużo ludzkiej krwi.. jesteś demonem, Nath. Jesteś mordercą.
Wyraz jego pyska przypominał szaleńczy uśmiech i zadowolone spojrzenie psychopaty, ale ten, który pojawiał się na moim, wcale nie był lepszy. Wilk popchał mnie na bok, położył łapę na moim ciele i zmienił mnie w człowieka, sam też się zmieniając i odchodząc nieco. Mimo to, kontynuował.
- Dlaczego po prostu wszystkich nie zabijesz? Są słabi. - mówił spokojnie i zachęcająco, ale z nutką obojętności. - Przecież i tak tą watahą rządzą duchy, a nie te chodzące mięsa. Czujesz to? Mm.. zapach na prawdę dużej uczty. Roznosi się tutaj przez ten cały czas, dlaczego nie skorzystasz?
Opanowałem się, pokręciłem głową i zatrząsłem się, przerażony tym, jak blisko byłem zgodzenia się z nim. Zmarszczyłem brwi, wstałem i poprawiłem pomiętą bluzę, podchodząc bliżej niego.
- Jesteś tylko starym manipulatorem, ale na mnie to nie przejdzie. - burknąłem. Nie mogłem być na niego zły, bo on taki po prostu jest, tego się nie zmieni. Jest moim partnerem i nie możemy nawzajem podcinać sobie skrzydeł. Arien spojrzał na mnie swoim przeszywającym spojrzeniem, złapał mnie za szczękę i przysunął blisko swojej twarzy.
- Nawet nie potrafisz go zniewolić. - zacmokał pod nosem. - I ty śmiesz używać swojego rodowego nazwiska..
Nasza rozmowa w tym momencie się urwała, bo odszedł, pogwizdując i nie miał zamiaru się wracać. W mojej głowie przewijało się tak wiele myśli i przemyśleń na ten temat, że żeby złapać się jednej, jedynej, musiałem spędzić tam dobre piętnaście minut po prostu stojąc i gapiąc się w ścianę. Kiedy świadomość wróciła, byłem już pewien, czego chcę i co zrobię, by zakończyć tą wieczną cichą wojnę między nami wszystkimi. Ale do tego potrzebowałem czasu.
• • •
Nadszedł dzień, w którym znowu cała wataha, oprócz mnie, wybrała się do miasta. Powrót planowany był na następny dzień, pod wieczór, więc miałem teoretycznie dwa dni tylko dla siebie. Tak przynajmniej myślałem, kiedy wyszli z jaskini. Ku mojemu zdziwieniu, około godziny później do mojego pokoju zajrzał Louis, z czerwonym noskiem, nieco zdyszany, a widząc, że tylko leżę na kanapie i gapię się na sufit, podszedł i usiadł na skrawku. Popatrzyłem na niego, podnosząc się i unosząc brwi.
- A ty nie powinieneś być w drodze do miasta? - zapytałem, a on westchnął ciężko.
- Arien kazał mi wrócić, bo stwierdził, że ich spowalniam.
- A ty go posłuchałeś. - uśmiechnąłem się kręcąc głową, usiadłem normalnie i poczochrałem go po włosach. Wstałem, podszedłem do paleniska i zacząłem je rozpalać, chcąc zrobić nam po herbacie i ogólnie zagrzać pomieszczenie. Dla samego siebie bym nie rozpalał, bo nie miałem takiej potrzeby, ale skoro już mam przy sobie tego zmarzlucha, trzeba się nim zająć. Patrząc w powoli trawiący drewno ogień myślałem o wszystkim i o niczym, ale kiedy zapytał, co będziemy robić, powoli ogarniałem sytuację, w jakiej się znajdujemy. Jesteśmy na tych terenach sami, jesteśmy sami w jaskini przez dwa dni, ja jestem sam, z nim, on tam siedzi, w swoim przydużym sweterku, grzeje się pocierając łapkami ramiona, a ja kucam przy ogniu. I nagle do głowy wleciały słowa Arien'a.. Nie potrafisz go zniewolić. Parsknąłem do siebie, uśmiechnąłem na sekundę diabelsko i odwróciłem do niego, by przyjrzeć z normalniejszym uśmiechem.
- Na razie się zagrzejemy. Ale mam prośbę, pójdziesz do spiżarki po te piersi z kurczaka? Moglibyśmy je usmażyć. Jak balować, to balować. - zachichotałem.
- Jasne. - kiwnął z uśmiechem, wstał i powoli wyszedł. Od razu podniosłem się na nogi, rozejrzałem i zamyśliłem na sekundę. Miałem go zniewolić, ale z doświadczenia wiem, że on nie za bardzo pisze się na coś więcej niż mamy do tej pory. Już tyle razy próbowałem, że zliczyć się nie da.. Postanowiłem załatwić to w troszkę inny sposób, niż do tej pory. Usiadłem na kanapie w atrakcyjnej pozie, z nogą na nodze, oparłem głowę o rękę i czekałem, aż wróci. I tak miałem na sobie tylko podkoszulek, więc o seksapil-up nie musiałem się martwić. Kiedy wreszcie wszedł do środka z małym zawiniątkiem, spojrzał na mnie wyczekująco.
- Chcesz teraz je zrobić? - zapytał, a ja pokręciłem przecząco, nic więcej nie mówiąc. Wzruszył lekko ramionami, odłożył je na półkę i podszedł, siadając obok mnie w pozycji która aż prosiła się o objęcie go i przytulenie do siebie. Mimo to, ja tylko patrzyłem z uśmiechem na ognisko. - ..jesteś na mnie zły?
- Hmm.. - udałem, że zastanawiam się nad tym, zachichotałem krótko i skoczyłem na nogi, łapiąc go za ręce i ciągnąc też do góry. - Wręcz przeciwnie.
Wymruczałem to tuż do jego ucha, obejmując za biodra. Patrzyłem na jego twarz z bardzo bliska, lustrując powoli usta, nosek i oczy, w które głęboko spojrzałem. Gdzieś w miedzy czasie jedna z moich dłoni wsunęła się pod jego koszulkę i sweter, zaczepiając palcami miękką i gładką skórę. Usta przysunąłem do jego brody, całując ją lekko, potem złożyłem kilka całusów na jego szczęce i zjechałem na usta. Druga dłoń powędrowała niżej, na jego pośladek i zacisnęła.
- Nath, dzisiaj nie dam ci się napić.. - powiedział mając odruch jakby chciał mnie odsunąć, ale ja się nie dałem i trzymałem go mocno, robiąc malinki na szyi i obojczyku.
- Nie zamierzam cię gryźć. - wyszeptałem, a obie dłonie złapały go pośpiesznie za sweter, który uniosłem do góry i zdjąłem z niego, rzucając na kanapę. - Chcę tylko dotykać ciało które kocham.. Pozwolisz mi, Karmelku?
Nie czekając na odpowiedź kucnąłem, podsunąłem do góry jego koszulkę i zacząłem całować jego brzuch, obiema dłońmi przetrzymywałem go pół za pośladki, pół za biodra i plecy. Wysunąłem język i zacząłem kreślić wzorki na całej jego powierzchni, co chwilę spoglądając do góry na jego oczy. Modliłem się, żeby mi pozwolił. Z jednego strony to pomogłoby z Arkiem, z drugiej i tak od dłuższego czasu miałem na niego okropną ochotę..
< fufufuufufuf >
Od Louis'a CD Nathan
Czytałem właśnie nic nie wnoszącą do mojego życia książkę, opowiadającą o tym jak poprawnie usmażyć kurczaka, gdy do mojego pokoju niespodziewanie wtargnął Arien, pomocnik Nathan'a, który umiał zirytować mnie samą swoją obecnością. Powinienem dać mu za to jakąś nagrodę, jest pierwszą osobą, która wyprowadziła mnie z równowagi.
A order najbardziej wk*rwiającego i przeszkadzającego matoła wszechczasów otrzymuje... ARIEN! Zapraszamy po odbiór wiadra szczawiu.
A order zazdrośnika wszechczasów otrzymuje Louis! Zapraszamy po odbiór wpi*rdolu...
Uhuhu, język ci się wyostrzył. To źle, masz być cnotką.
A wracając. Po co czytałem książkę kucharską? Aby coś ugotować. Podobno gotujący chłopak jest bardziej atrakcyjny. Mam nadzieję, że to nie działa tylko na kobiety.
- Wstawaj Jeleniu, ubieraj się i idziemy- wręcz wysyczał. Uniosłem brwi w pytającym geście, na co on tylko powtórzył polecenie. Dodał tylko, że Nathan mnie potrzebuje, na co zerwałem się na równe nogi i sekundę póżniej, stałem przy nim gotowy, by wyruszyć do jego pokoju. Wywrócił oczami, ale nic nie powiedział, tylko zaprowadził mnie na miejsce.
Będę starał się sprawdzać stan krwi, jaką ma zamiar wypoć Nath. Nie chcę, żeby się jeszcze gorzej zatruł, czy coś. Nie będę dawał mu swojego osocza co tydzień, jeśli chcę jeszcze pożyć. Po prostu się tyle nie naprodukuję, no i będę okrutnie osłabiony.
Tym razem znowu dałem mu się napić. Chciałem, żeby poczuł się lepiej. Nienawidzę, kiedy on cierpi. Kiedy ktokolwiek cierpi, ale na niego jestem niezwykle wyczulony. Ilość pytań ode mnie, pod tytułem: "Dobrze się czujesz?", "Nic cię nie boli?" Wykraczała poza schemat i wchodziła nieco w psychiczne zachowania.
Krótka rozmowa, była tym razem na mój temat. Zatroszczył się o to, czy nic mnie nie boli...
- Szkodzi, bo cię kocham i się o ciebie martwię...- mruknął nagle, dalej masując palcami miejsce, w które pewien czas temu, wbite były jego białe jak perełki zęby. Uśmiechnąłem się nieco. Martwi się o mnie. To urocze i jakże przyjemne...
Jednak jeszcze raz przeanalizowałem to zdanie...
- C-co?- zająkałem się, czując falę gorąca. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc do końca o co mi chodzi- K-k-kocha-chasz mnie?- wyszeptałem, wpatrując się w jego błękitne oczy. Początkowo nic nie rozumiał, lecz nagle mocno zacisnął palce na mojej skórze, dając znak, że to do niego dotarło. Widać było, że nieco się speszył, bo odwrócił wzrok i mocno zagryzł szczęki.
- Nie... nie zwracaj na tamto uwagi... tamta krew mi... za... zaszkodzi...- nie dałem mu szansy dokończyć, bo moje wargi naparły na niego. Teraz to ja byłem tym stanowczym. Podobało mi się, ale wiedziałem, że to nie moje miesce. Wolę być uległy i podporządkowany Nathan'owi. Blondyn wstał i okraczył mnie, ponownie odbierając mi możliwość jakiejkolwiek władzy. Ale nie zrobiło mi to różnicy. Ważna była tylko nasza bliskość. Czułem, że przez te dwa, całkiem przypadkiem, wypowiedziane słowa, zamknęliśmy się naszej prawdziwej intymnej sferze. To nie było to co wcześniej. Wtedy zależało nam głównie na kontakcie fizycznym, a teraz wiem, że on żywi do mnie jakieś uczucie. Czy to miłość, nie mogę być pewiej, ale zapewne jest to coś silnego.
Zblokował moje ręce nad moją głową, dalej molestując moje wargi swoimi. Tym razem oplotłem go nogami w pasie i wręcz na nim zawisłem. Mruknął coś niezrozumiałego w moje usta, gdy całkiem przypadkiem nasze krocza otarły się o siebie. Gdy odsunął się ode mnie, wpatrując się w moją twarz z uśmiechem, zachichotałem cicho.
- Też cię kocham...
***
Niesamowite jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Nie byliśmy parą, ale chłopak zachowywał się, jakby tak było. Gdy wracaliśmy z polowania, splótł nasze palce, przy obradzie watahy, ściskał delikatnie moje kolano, a przy wieczornym spędzaniu czasu w gronie wszystkich, ciągle siedziałem wtulony do niego. Częściej też szeptał mi miłe słowa na ucho i zaczął całować moją skroń, co widocznie ostatnimi czasy stało się jego ulubionym zajęciem. Cieszyłem się, że go mam. Czułem się bezpieczny w jego towarzystwie, ale przede wszystkim- kochany. Nigdy nikt nie okazywał mi tyle uczucia w ciągu całego mojego życia, jak on w czasie naszej krótkiej znajomości.
Ale ciągle towarzyszył nam krzywy i złowrogi wzrok Arien'a. Mi to nie przeszkadzało, ale Nathan'a wyraźnie to peszyło. Zmartwiło mnie to nieco, więc popołudniu postanowiłem pogadać z blondynem na ten temat...
- Naaaaaaaath- burknąłem, chowając się w, jak zwykle, o wiele za dużym swetrze. Dzisiejszy był w kolorze jasnego błękitu.
- Hmmm?- był wyraźnie zainteresowany jakąś książką. Ostatnio czytał ją do późna i skończył z nią na twarzy podczas snu. Musiałem ostrożnie wyjąć go spod jego ręki i przykryć go kocem, mimo, że chłopak nigdy nie marzł. Spać też dużo nie spał, więc ta sytuacja naprawdę mnie zdziwiła.
- Wiem, że nie powinienem się wtrącać, ale... powinieneś porozmawiać z Arien'em...- wyszeptałem, myśląc już nad argumentami, których będzie zapewne oczekiwał ode mnie starszy chłopak.
(Kh kh. Chcę pizzy)
A order najbardziej wk*rwiającego i przeszkadzającego matoła wszechczasów otrzymuje... ARIEN! Zapraszamy po odbiór wiadra szczawiu.
A order zazdrośnika wszechczasów otrzymuje Louis! Zapraszamy po odbiór wpi*rdolu...
Uhuhu, język ci się wyostrzył. To źle, masz być cnotką.
A wracając. Po co czytałem książkę kucharską? Aby coś ugotować. Podobno gotujący chłopak jest bardziej atrakcyjny. Mam nadzieję, że to nie działa tylko na kobiety.
- Wstawaj Jeleniu, ubieraj się i idziemy- wręcz wysyczał. Uniosłem brwi w pytającym geście, na co on tylko powtórzył polecenie. Dodał tylko, że Nathan mnie potrzebuje, na co zerwałem się na równe nogi i sekundę póżniej, stałem przy nim gotowy, by wyruszyć do jego pokoju. Wywrócił oczami, ale nic nie powiedział, tylko zaprowadził mnie na miejsce.
Będę starał się sprawdzać stan krwi, jaką ma zamiar wypoć Nath. Nie chcę, żeby się jeszcze gorzej zatruł, czy coś. Nie będę dawał mu swojego osocza co tydzień, jeśli chcę jeszcze pożyć. Po prostu się tyle nie naprodukuję, no i będę okrutnie osłabiony.
Tym razem znowu dałem mu się napić. Chciałem, żeby poczuł się lepiej. Nienawidzę, kiedy on cierpi. Kiedy ktokolwiek cierpi, ale na niego jestem niezwykle wyczulony. Ilość pytań ode mnie, pod tytułem: "Dobrze się czujesz?", "Nic cię nie boli?" Wykraczała poza schemat i wchodziła nieco w psychiczne zachowania.
Krótka rozmowa, była tym razem na mój temat. Zatroszczył się o to, czy nic mnie nie boli...
- Szkodzi, bo cię kocham i się o ciebie martwię...- mruknął nagle, dalej masując palcami miejsce, w które pewien czas temu, wbite były jego białe jak perełki zęby. Uśmiechnąłem się nieco. Martwi się o mnie. To urocze i jakże przyjemne...
Jednak jeszcze raz przeanalizowałem to zdanie...
- C-co?- zająkałem się, czując falę gorąca. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc do końca o co mi chodzi- K-k-kocha-chasz mnie?- wyszeptałem, wpatrując się w jego błękitne oczy. Początkowo nic nie rozumiał, lecz nagle mocno zacisnął palce na mojej skórze, dając znak, że to do niego dotarło. Widać było, że nieco się speszył, bo odwrócił wzrok i mocno zagryzł szczęki.
- Nie... nie zwracaj na tamto uwagi... tamta krew mi... za... zaszkodzi...- nie dałem mu szansy dokończyć, bo moje wargi naparły na niego. Teraz to ja byłem tym stanowczym. Podobało mi się, ale wiedziałem, że to nie moje miesce. Wolę być uległy i podporządkowany Nathan'owi. Blondyn wstał i okraczył mnie, ponownie odbierając mi możliwość jakiejkolwiek władzy. Ale nie zrobiło mi to różnicy. Ważna była tylko nasza bliskość. Czułem, że przez te dwa, całkiem przypadkiem, wypowiedziane słowa, zamknęliśmy się naszej prawdziwej intymnej sferze. To nie było to co wcześniej. Wtedy zależało nam głównie na kontakcie fizycznym, a teraz wiem, że on żywi do mnie jakieś uczucie. Czy to miłość, nie mogę być pewiej, ale zapewne jest to coś silnego.
Zblokował moje ręce nad moją głową, dalej molestując moje wargi swoimi. Tym razem oplotłem go nogami w pasie i wręcz na nim zawisłem. Mruknął coś niezrozumiałego w moje usta, gdy całkiem przypadkiem nasze krocza otarły się o siebie. Gdy odsunął się ode mnie, wpatrując się w moją twarz z uśmiechem, zachichotałem cicho.
- Też cię kocham...
***
Niesamowite jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Nie byliśmy parą, ale chłopak zachowywał się, jakby tak było. Gdy wracaliśmy z polowania, splótł nasze palce, przy obradzie watahy, ściskał delikatnie moje kolano, a przy wieczornym spędzaniu czasu w gronie wszystkich, ciągle siedziałem wtulony do niego. Częściej też szeptał mi miłe słowa na ucho i zaczął całować moją skroń, co widocznie ostatnimi czasy stało się jego ulubionym zajęciem. Cieszyłem się, że go mam. Czułem się bezpieczny w jego towarzystwie, ale przede wszystkim- kochany. Nigdy nikt nie okazywał mi tyle uczucia w ciągu całego mojego życia, jak on w czasie naszej krótkiej znajomości.
Ale ciągle towarzyszył nam krzywy i złowrogi wzrok Arien'a. Mi to nie przeszkadzało, ale Nathan'a wyraźnie to peszyło. Zmartwiło mnie to nieco, więc popołudniu postanowiłem pogadać z blondynem na ten temat...
- Naaaaaaaath- burknąłem, chowając się w, jak zwykle, o wiele za dużym swetrze. Dzisiejszy był w kolorze jasnego błękitu.
- Hmmm?- był wyraźnie zainteresowany jakąś książką. Ostatnio czytał ją do późna i skończył z nią na twarzy podczas snu. Musiałem ostrożnie wyjąć go spod jego ręki i przykryć go kocem, mimo, że chłopak nigdy nie marzł. Spać też dużo nie spał, więc ta sytuacja naprawdę mnie zdziwiła.
- Wiem, że nie powinienem się wtrącać, ale... powinieneś porozmawiać z Arien'em...- wyszeptałem, myśląc już nad argumentami, których będzie zapewne oczekiwał ode mnie starszy chłopak.
(Kh kh. Chcę pizzy)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
❢ Zasady opowiadań ❢
• Pięć pożytecznych punktów: •
• 2. - nie muszą mieć sensu, jeśli są pisane humorystycznie
• 3. - przy pisaniu scen łóżkowych, zaznacz przy tytule +18
• 4. - opowiadania +16 nie zaliczają się do +18, a więc lekkie scenki nie trafiają pod hard-zakładkę
• 5. - odpisywanie na opowiadania do innych w zakresie dwóch tygodni