Zacząłem jeszcze mocniej drapać ścianę many, próbując dobrać się do chłopaka. Zapewne byłbym przy nim szybciej, gdybym się nie wyczerpał. Nie wiem dlaczego, to chyba ta irytacja, ale.. nie chciałem go skrzywdzić. Głęboko w sobie czułem, że nie chce, chce dla niego dobrze, ale jednak wkurw wygrał.
Nieco odsunąłem się czując zawroty głowy, które przeszły tak szybko, jak przyszły. Podbiegłem i całym ciałem przebiłem ścianę upadając zaraz za Hanzem. Podniosłem się, rzucając mu groźne spojrzenie.
Obnażyłem kły odganiając od siebie myśl, iż w pewnym stopniu jest mną znudzony. Znów skoczyłem posyłając ku niemu dwie drobne nitki. Nim się zorientowałem, odbił je, a te trafiły we mnie. Odskoczył na bok, a ja upadłem kwiląc.
-Uspokój się.-powtórzył. Chyba dotarło, bo opuściły mnie siły. Nie podniosłem się, ani też nic nie powiedziałem. Łapałem myśli około minuty. Wstałem, popatrzyłem na niego i spuściłem lekko łeb.
-Przepraszam.-wyrzuciłem z siebie podchodząc do niego wolno. Usiadłem grzecznie spuszczając uszy.-Nie powinienem cie atakować.
-Nie powinieneś.-przyznał.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
-O co pokłóciłeś się z Safiru?-zapytał nagle tym swoim spokojnym głosem. Miałem już coś warknąć, ale zdusiłem w sobie tą chęć.
-Bo.. Zabrał mi ciebie a teraz chciał się przymilić..-burknąłem. Spiął się jakbym powiedział, że będziemy mieli dziecko. Podniosłem brew i kontynuowałem.-Głupia sprawa.
Podniosłem łapę z której leciało trochę krwi i skrzywiłem się. Założyłem, że to koniec konwersacji i zmieniłem się w człowieka. Moja skóra chyba nigdy nie była taka poharatana, a ręka aż tak skrzypiąca. Posłałem mu ostatnie spojrzenie i odszedłem bez odpowiedzi, za to z większym mind-fuckiem.
_____
W jaskini spotkałem się ze zirytowanymi minami oraz głupimi pytaniami ,,czy jestem z siebie zadowolony". Chyba z najbardziej lubianego stałem się czarną owcą watahy. Dotarłem do swojego pokoju, usiadłem i jedyne co zrobiłem, to przekląłem pod nosem. Przyłożyłem ręce do twarzy przecierając oczy.
_____
Przez trzy dni nie ruszyłem się z łóżka. Spałem, potem się nudziłem, potem chodziłem po poduszce w miejscu, odpoczywałem, znowu spałem.. I tak w kółko. Ale jak się spodziewałem, odwiedziła mnie rodzinka. Natalie zwyzywała mnie, a potem przesiedziała do wieczora, wtedy zmieniła się z ojcem. Ten natomiast wyśmiał mnie, a potem pocieszył mówiąc, że zawsze mogę wrócić do starej watahy. Pokiwałem głową zgadzając się z tą informacją.
Dopiero późno w nocy przyszedł do mnie Safiru. Nie próbował się zbliżyć, po prostu usiadł i mówił. Opowiedział mi o tym, jak spędzał czas z Hanzem. Słuchałem, wsysając informacje jak odkurzacz nono.
W końcu powiedział o jakiejś nocy. Mówił, że dużo wypili, że się całowali.. A dalej nie słuchałem. Przerwałem mu kładąc dłoń na jego ramieniu.
-Nie chce wiedzieć. Z resztą, to nie ma teraz znaczenia.-powiedziałem.
Nie ma sensu tego ciągnąć. Taka jest prawda. Za dużo się męczymy, ciągle się okłamujemy i wkurwiamy nawzajem..
-Jak to nie ma znaczenia?-zdziwił się. Wzruszyłem ramionami.
-Nie ma znaczenia, bo to już jest koniec.
END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz