Trzasnąłem wkurzony kamienną płytą, aż zatrzęsło się w całej jaskini. Co za idiota! Mam go dosyć. Zachowuję się jak baba! A nawet gorzej! Zawsze jest moja wina! Teraz niech się goni mam go dosyć! Nawalałem pięściami o grafitową ścianę gdzie zostawały kawałki skóry i krew.
-Ej spokojnie Han-wyszeptał Euzewiusz z chamskim uśmiechem na twarzy, dopiero teraz ogarnąłem że jest tutaj ze mną. Przygniotłem go do ściany za pomocą magii.
-Nie wtrącaj się!-ryknąłem i teleportowałem go do swojego pokoju, a potem sam się przeniosłem na pola zmieniając się w wilka. Musiałem się gdzieś wyładować! Rzucałem rozwścieczony silnymi kulami Czarnej Many, miałem w d.upie to że jest zakazana. Czułem, że ktoś mnie obserwuje z warkotem się odwróciłem i ujrzałem białą wilczyce która siedziała parę metrów za mną o zapachu takim samym lecz bardziej intensywnym co u Verbeuxa. Patrzyła na mnie spokojnie i opiekuńczo.
-Czemu jesteś taki zły?
Zatkało mnie, ale złość na partnera nadal trzymała mnie w swoim uścisku. Usiadłem na zimnej ziemi. Nie opowiedziałem i nie chciałem odpowiedzieć.
-No cóż... Dlaczego tak bardzo pachniesz moim bratem?
Byłem zmieszany.
-No bo ee jesteśmy przyjaciółmi...Ale teraz to już mam wątpliwości co do tego-wyjąkałem wyjaśnienie a swoją dopowiedz wymruczałem pod nosem, ale najwidoczniej wilczyca mnie zrozumiała.
-Nie martw się zawsze miewał wahania nastroju-uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Położyłem uszy, cała złość się ulotniła, ale zastąpił ją smutek...Ogromny smutek. Który był wyczuwalny w mojej aurze.
-Nie chcę tam wracać. Nie chcę już go więcej widzieć, mam już dosyć jego humorków. Nie wiem co o nim myśleć...nie wiem co o tym wszystkim myśleć...nie wiem co o sobie myśleć-mruczałem wpatrując się w ziemie.
-Wszystko będzie dobrze, zapewniam cię-zaśmiała się.
-Oby-wyszeptałem, dopiero teraz zauważyłem, że moje łapy krwawią.
-Wiesz co może chodźmy do mojego ojca on cie opatrzy-spojrzała znacząco na rany.
-Dam sobie radę, ale dziękuję za propozycje-odpowiedziałem uprzejmie po czym wymruczałem formułkę uzdrawiającą.
_________
Był to kolejny dzień w którym nie odzywałem się do Verbeuxa. Nie unikałem go, lecz on mnie tak. Zapewne gdyby nie bodajże siostra jego, rozniósłbym całą dolinę na pył, chyba tak miało być. Skumplowałem się z wrogiem... tak z Safiru. Był miły gdy się go bliżej poznało. Często ostatnio był moim kompanem do picia alkoholu, co mi w znacznym stopniu pomagało. Szłem właśnie zrobić obchód gdy za krzaków dobiegł tłumiony krzyk i ujrzałem uciekającego Verbeuxa. W sumie nie byłem zdziwiony tym widokiem.
<lol XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz