❢ Strony Dodatkowe ❢

sobota, 31 października 2015

Od Nathan'a CD Louis

  Kiedy Karmelek położył się, zakopując pod skórami i odwracając do mnie plecami w pomieszczeniu nastała kompletna, głucha cisza, tak cicha, że aż głośna. Nie miałem ochoty zasypiać, nic a nic. Leżałem chwilę plecami do jego pleców, patrząc na ścianę i rozmyślając nad Księciem, nad Portkiem, który kategorycznie mnie unikał, przez co jeszcze bardziej się zacząłem irytować i zmarszczyłem brwi, by westchnąć. Nieco minutę później, młodszy zaczął się wiercić i odwrócił się, układając wygodniej głowę. Wręcz czułem na sobie jego wzrok przez dłuższy czas, który się po mnie ślizgał, dlatego sam odwróciłem się do niego przodem, od razu rzucając spojrzenie na jego oczy. Był zaspany, a jednocześnie przytomny, choć niekoniecznie trzeźwy umysłowo. Wyglądał jakby zamyślił się, bo nie zareagował nawet gdy uśmiechnąłem się chamsko, próbując go speszyć. Uniosłem więc brwi, podniosłem się na boku w górę, po czym zsunąłem z niego skórę, którą był przykryty po uszy.
- Wyjątkowo śpiąca królewna. - skomentowałem. Karmel wreszcie wrócił do żywych, pokręcił głową i próbował znów się przykryć, ale powstrzymałem go, nachylając się bardziej nad jego twarzą.
- Skoro już zostałeś, to pozwól mi zasnąć.. - wymamrotał.
- Ależ jasne, tylko, że to ty mnie lustrowałeś z takim zapałem, że aż stało się to namacalne. - uśmiechnąłem się do niego, przysunąłem nos do jego szyi i wciągnąłem zapach, oblizałem jeszcze raz wargi i wstałem z łóżka, ostatni raz przyglądając mu się. - Dobranoc słodzizno.
Nie czekając na jego senną odpowiedź ruszyłem do wyjścia, by korytarzem dotrzeć do swojego własnego pokoju, w którym jedyne co w tym momencie mogłem robić, to albo spać, albo czytać. Wybrałem drugą opcję. Niestety, przeliczyłem się i zanim się zorientowałem, odpłynąłem z brodą na otwartej stronie książki.
  Obudził mnie zapach dzikiej krwi, wyjątkowo mętnej, rozlanej, pobrudzonej. Sapnąłem i uniosłem lekko powieki, by zobaczyć po środku ,,komnaty króla Nath'a" dwa zabite bobry. Zmarszczyłem brwi jeszcze bardziej niż zazwyczaj, rozejrzałem się i w kącie pokoju dostrzegłem śpiącego wilka, a dokładniej Pana Louisa. Usiadłem więc, podrapałem się po karku i wstałem, by podejść do niego i kucnąć. Wyciągnąłem rękę, ułożyłem dłoń między jego uszami i podrapałem go lekko.
- Wstaawaj. - zaśmiałem się cicho. - Halo.. Śpiochuu.
Jako, że ciche wybudzanie nie zadziałało, postanowiłem zostawić go w spokoju. A czego się spodziewaliście? Śpi słodko na moim kawałku ziemi, wydając z siebie przez sen śmieszne odgłosy parskania i powarkiwania, widać, że jest zmęczony, jeszcze te martwe zwierzęta.. Musiał się namęczyć na polowaniu, kiedy ja pozostałem w krainie Morfeusza. Uśmiechnął się na samą myśl o tym. Odszedłem, zabrałem je na drugi koniec pomieszczenia, gdzie oskórowałem je, wybrałem mięso, pozbyłem się niepotrzebnych resztek i rozpaliłem ognisko w dziurze z wylotem prosto na dwór, podłożyłem je na patyki robiąc prowizorycznego grilla. Westchnąłem, znowu miałem mętlik w głowie. Trwałem w ciszy może z pół godziny po której Karmelek podszedł z workami pod oczami i usiadł na kolanach przy mnie kucającym.
- Dzień dobry.. - mruknął ziewając potężnie. Uśmiechnąłem się wrednie.
- Czy ja wiem czy taki dobry.. zmusiłeś mnie do przyrządzania mięsa. - poskarżyłem się, ten uniósł brwi i prychnął zły.
- Ale ja musiałem--
- Wiem, Louis. - przerwałem mu, doskonale rozumiejąc złość. - To był żart. Dziękuję.
Złapałem go za tył szyi, przysunąłem do siebie i złożyłem całusa na czole, wstałem i z miski na półce mocą przeniosłem wodę w powietrzu, ugaszając ogień. Na razie mięso ,,zasklepiło" się i odymiło, dalej jest surowe, ale przynajmniej się nie zepsuje. Nie chce mi się przy nim siedzieć, mam ochotę zrobić coś innego. Choć sam nie wiem co. Po krótkiej analizie własnych potrzeb uśmiechnąłem się szeroko do siebie, przeciągnąłem i wyciągnąłem rękę do chłopaka.
- Chodź. - rzuciłem, przyciągając go do góry i do siebie, okręciłem nas jak w tańcu i chichocząc złapałem za dłoń, splatając z nim palce. - Pójdziemy tam, gdzie nie mam prawa przychodzić. - Nachyliłem się bardziej nad jego uchem i wyszeptałem resztę. - Prosto w Serce Szatana~
Szybkim krokiem wyprowadziłem nas na dwór, idąc drogą tak, jakbym był z czegoś wielce szczęśliwy i zadowolony, z uśmiechem na mordce. W pewnym momencie przyśpieszyłem i w biegu zmieniłem się w wilka, odwracając i obserwując jego przemianę w ruchu. Dotrzymywał mi tempa przez bardzo długi czas, w którym nie rozmawialiśmy, żeby móc złapać dech. Czekała nas bardzo długa wędrówka przez Góry Bogów.



  Pół dnia warte było zachodu. Zziajani, z lekko dygocącymi łapami stanęliśmy może sto metrów od wejścia do miasta Nowtown. On - zmęczony tak bardzo, że aż usypiający na stojąco, ja - gotowy na kolejne wrażenia. Zmieniłem się w człowieka, dałem mu znak, żeby również się przemienił i wziąłem oddech podekscytowany.
- Teraz przejdziemy drugą stroną, żeby nikt mnie nie zauważył. Próbuj być cicho, okay? - wyszczerzyłem się, ruszając przodem, skradałem się, kucałem, przechodziłem pod płotem ukrytym przejściem, by wyjść na brukowaną uliczkę, na której było parę ludzi i gdzie nie gdzie przechadzały się wilki, lub inne zwierzęta. Przegryzłem dolną wargę, odwróciłem się do niego i zrobiłem ruch głową w prawo, na małą piwniczkę, do której weszliśmy jak najciszej potrafiliśmy. Już przy wejściu słychać było głośne krzyki, warczenie, szczekanie i inne odgłosy wiwatów. Po przejściu korytarza naszym oczom ukazało się sprytnie urządzone pobojowisko jak do walk kogutów, a na nim para wilków która walczyła między sobą, przelewając krew. Nie miałem pojęcia, czy mu się spodoba, ale to było to, co podnosiło mi poziom adrenaliny. Zaciągnąłem go na puste miejsca, posadziłem na krześle i sam kucnąłem.
- Tutaj można zobaczyć, jak silne są wilki innych watah.. to miasto jest pod władaniem Croyance Lourd, nawet tu pozostaje piętno duchów dawnych właścicieli. Czujesz tą atmosferę? - zachichotałem, by stanąć za nim i objąć go, układając brodę na jego ramieniu. - Pokażę ci jak walczę, a potem ty pokażesz, co potrafisz. Spokojnie, nikt cie tu nie zabije, nie kiedy ja z tobą jestem. - wymruczałem.

Od Louis'a CD Nathan

Znałem już odpowiedź na pytanie blondyna. Jednakże zamyśliłem się czy to powiedzieć. Jego gorące palce na mojej szyi, kolejny raz tego dnia doprowadzały mnie do szaleństwa. Wpatrywałem się w jego rękę, stojąc z plecami przylepionymi do jego klatki piersiowej, dopóki jej nie zabrał i nie odszedł mrucząc pod nosem, że zadaje głupie pytania.
- Zaryzykowałbym- wyszeptałem wracając do sprzątania. Jego kroki ucichły, co znaczyło, że się zatrzymał.
- Co?- jego głos wyjawiał, że jest rozbawiony.
- Zaryzykowałbym. Dałbym się ugryźć- po tym ponownie zamilkłem i przystąpiłem do uporządkowywania gratów na półce. O dziwo chłopak już nic nie powiedział. Wyrzucił zalegające na podłodze ściery i ponownie opadł na moje łóżko. Prawdziwy królewicz, który w każdym miejscu czuje się jak w domu. Jednak nie miałem zamiaru go wyganiać. Lubiłem jego towarzystwo. Przedewszystkim lubiłem słuchać jego głosu. Był dla mnie dziwnie melodyjny i niesamowicie mi się podobał.
Nie umknęło mojej uwadze to, że nieustannie się we mnie bezczelnie wpatrywał, z dziwnym, krzywym uśmieszkiem. Nagle mimowolnie dotknąłem palcami miejsca, które kilka godzin temu było molestowane przez usta Nathan'a.
- Mówisz... że to niebezpieczne?- mruknąłem nisko, monotonnym jak zwykle głosem. Odpowiedział mi jego śmiech.
- Ja jestem niebezpieczny...
"I to mnie kręci"- nawet nie wiem kiedy mój mózg wytworzył podobne stwierdzenie. Co się pomyślało, to się nie odmyśli, więc zostało mi tylko wymierzyć sobie mentalnego policzka. Miałem jedynie nadzieję, że nie powiedziałem tego na głos. Widocznie nie, bo chłopak nie odparł na to jednym ze swoich inteligentnych i błyskotliwych komentarzy.
- To... mówiłeś o jakimś polowaniu?- nagle i niespodziewanie całkowicie zmieniłem tor naszej rozmowy. Pokiwał głową i usiadł, prostując nogi, które teraz wystawały daleko za łóżko.
- Yhym. Wataha się zbiera i idziemy na łowy, więc lepiej, żebyś odpoczął. Szczególnie po moim "obiedzie"- zaśmiał się, przeczesując włosy swoimi długimi palcami.
- Czuję się już dobrze. Osłabienie trwało zaskakująco krótko.
- To może zezwolisz na mały posiłek?
- Przyjemności trzeba dozować, Nath.
- To brzmi jakbyś zabraniał mi seksu.
- Jesteś zboczony- na to chłopak wybuchł śmiechem, podpierając się na łokciach. W pewnym momencie miałem ochotę podejść do niego, usiąść na nim okrakiem, przylgnąć do niego i zasnąć, bo szczerze, to zaczynało już mnie przenosić do krainy Morfeusza. Mimowolnie ziewnąłem, przeciągając się, a następnie drapiąc po karku.
- Śpiąca królewna- nie mógł sobie odpuścić komentarzu. Przytaknąłem. Było dopiero po 17, ale naprawdę byłem wycieńczony dzisiejszym dniem. Chłopak nie był chętny do wyjścia, a ja do wyproszenia go, więc wychodziło na to, że zostawał tu. Poszedłem więc umyć twarz i zęby. Gdy szorowałem kły, dostałem wodą po twarzy. Rozejrzałem się, po pokoju. Nathan dalej leżał na materacu. Posłał mi pytające spojrzenie, a ja tylko wzruszyłem ramionami i kontynuowałem czynność. Gdy skończyłem, zdjąłem spodnie i ruszyłem do łóżka. Blondyn naprawdę nie miał zamiaru się stamtąd ruszać. Dobrze, że było większe, więc on leżał na jednej stronie, a ja zakopałem się pod skórami na drugiej. Początkowo leżałem zwrócony do niego tyłem, jednak po pewnym czasie przewróciłem się do niego twarzą. W ciszy wpatrywałem się w jego, jakże arystokracki, profil.

(Nathan? Niespodziewani goście, łapka w górę, idę ćpać karmel default smiley xd)

Od Nathan'a CD Louis

  Moment, w którym moje wydłużone, zaostrzone kły wbiły się w jego delikatną skórę, przebijając ją i pozwalając krwi wypłynąć jak z nadzianego pączka był dla mnie wręcz niemożliwie zadowalający. Krwi nie piłem tak dawno, że nie potrafiłbym teraz powiedzieć, kiedy dokładnie ostatnim razem się żywiłem czymś innym niż to, co znalazłem po drodze. Od razu w mojej głowie pojawiła się lampka mówiąca ,,nie spierdol tego", dlatego też gdy podniósł się na palcach, by mi pomóc z różnicą wysokości postanowiłem po prostu wziąć go na ręce, złapałem go za uda i uniosłem, a ten grzecznie oplótł mnie w pasie, jakby wcale nie przeszkadzało mu bycie noszonym przez innego faceta. Wytłumaczyłem to sobie tak, że trucizna wstrząsnęła nim tak mocno, że zapomniał jak się logicznie myśli, a to byłoby.. logiczne. I wygodne. Im dłużej trzymałem w nim zęby, tym bardziej musiałem się hamować, by mruknąć głośno i wręcz namiętnie poruszyć chętnymi wargami, jakbym go całował. Te uczucie jest nie do opisania, jakbym pił napój bogów, przez moje ciało przepływa raz zimny, raz gorący prysznic, gdyby nie to, że już się przyzwyczaiłem, to pewnie drżał bym przed nim, teraz natomiast to on drżał, wydając z siebie jęk, który dla mnie brzmiał jak jęk bólu, więc ścisnąłem jego nogi, próbując przekazać, że już kończę i że musi wytrzymać. Zaraz po tym oderwałem twarz, dokładnie wylizałem rankę chuchając na nią, bo oddychałem ciężko i puściłem go powoli na ziemię, trzymając, aż upewniłem się, że ustanie sam, bez mojej pomocy. Potrzebowałem chwili dla siebie, by uporządkować myśli, które tak bardzo poplątały mi się w głowie, że nawet ułożenie prostego zdania sprawiało mi problemy. Chłopak musiał być wyjątkowo czysty, to znaczy, nienaruszony, dziewiczy.. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że jest prawiczkiem. Ale lepiej nie wysuwać pochopnych wniosków.
- Nath.. - usłyszałem jego również lekko słaby głos, które wypowiedziało moje imię. Zamrugałem, żeby nie pokazywać po sobie jaki jestem teraz słaby i naćpany i nałożyłem na twarz spokojny, rozbawiony wyraz twarzy.
- Hmpf? - uniósł wzrok, jego głos stał się pewny, jego postawa również się zmieniła, już nie kulił się i nie próbował chować tego, że się mi przygląda. Bo przyglądał. Wręcz wpatrywał.
- Ale powtórzymy to kiedyś? - brzmiał jakby mnie bardziej o to prosił, niż pytał, dlatego zachichotałem, przeczesując swoje nienagannie ułożone złociste włosy. W przeciwieństwie do postaci wilczej, w tej miałem je błękitne. No i moja gładka twarz.. opłacało mi się dbać o siebie przez ten cały czas. Przybliżyłem się znowu do niego, złapałem jego podbródek i uniosłem jeszcze bardziej, oglądając go, widocznie speszonego. Też bym się peszył, gdybym pytał się potomstwo demona o śmierć i dobrowolne oddawanie się.
- Wiem, że ci się spodobało, każdemu się podoba. - parsknąłem, zjechałem dłonią na jego szyję i kciukiem przejechałem po rance, na co lekko się skrzywił. - Nie mam w zwyczaju gryzienia dwa razy tych samych osób..
- Proszę. - powiedział normalnie, ale jego oczy zdradzały błaganie, jakie ze sobą ta prośba niosła. Westchnąłem cierpiętniczo, odsunąłem się i przetarłem kącik swoich ust.
- Jak tylko poczuje głód, zajrzę do ciebie, Karmelku. Jesteś równie słodki co twoja ksywka. - uniosłem kącik ust, znowu chcąc roześmiać się na jego peszącą, zawstydzoną reakcję.
- Zajrzyj.. jestem do dyspozycji. - nareszcie się uśmiechnął, co podniosło mnie na duchu i też popchało do uśmiechu.
- No, to co? Trzeba tu posprzątać. - wyszczerzyłem się, przeszedłem obok niego zaczepiając dłonią jego brzuch i poszedłem do siebie po szmatki, by wrócić i z rozczulonym uśmieszkiem zacząć wycierać każdy kącik. Zajmowaliśmy się ogarnianiem w ciszy i to mi całkowicie pasowało. Niestety, już pod koniec sprzątania zrobiło się ciemno i pomysł na pokazanie mu terenów nie był najlepszy. Odrzuciłem ścierki na bok, przeciągnąłem się mocno i rzuciłem na jego nowe łóżko, on również miał już wyłożone skóry. Patrzyłem na niego, kiedy ostatni raz wycierał jakąś półeczkę.
- Nie miałem bladego pojęcia o tym, że się zgodzisz.. byłem pewien, że tak jak inni uciekniesz. Albo pomyślisz, że jestem chory.
- Tak pomyślałem. - przyznał się, a ja zaśmiałem się szczerze.
- Domyśliłem się. Ale nie uciekłeś. - przekręciłem się na plecy z brzucha i podłożyłem ręce pod głowę. - Nie mów nikomu, że ci pomogłem ze sprzątaniem. To była zapłata za ugryzienie.
- Dlaczego mam nie mówić? Zgorszy cie to, Królu? - posłał mi kolejny słodki uśmiech, który był tak naturalny, że aż za bardzo. Ale podobał mi się. Może mam fetysz ładnych ludzi? To może być to. Albo po prostu dawno nie byłem z kobietą i wariuję. Albo też mogę się starzeć. Wszystko możliwe.
- No widzisz Karmelku ty mój, może bardzo, bardzo zgorszyć. - powiedziałem, wzdychając głośno. - Jak ktoś z moich ,,znajomych" się dowie, to będę tak skończony na dzielni.. Wiesz, szlachta nie pracuje.
Wstałem z jego łóżka, podszedłem bliżej i oparłem rękę na ścianie, odbierając mu szansę ucieczki, podobno dzięki temu ludzie są bardziej podatni na szczerość.
- Gdybym cie teraz poprosił o jeszcze jedno ugryzienie, zgodziłbyś się? - zapytałem cicho i głęboko, obserwując, jak opuszcza rękę w dół, był do mnie tyłem, więc nie widziałem jego twarzy i emocji. - Potrafię się zapomnieć.. i czasem trudno opanować mi chęć wyssania co do ostatniej kropelki..
Drugą dłoń ułożyłem na jego ramieniu i palcami wjechałem na szyję ze strony której nie gryzłem uciskając ją lekko, marszcząc do siebie brwi. Chciałem się upewnić, czy nie żartował, ale.. Z instynktu oparłem się o niego bardziej plecami głowę oparłem na czubku jego głowy, zginając bardziej rękę na ścianie.
- Wybacz, że pytam o takie głupoty.. Odpoczywaj sobie. Jutro pewnie wszyscy pójdziemy na polowanie. - odsunąłem się całkiem, by podejść do górki szmat.

< NICE DADDY KING XD >

Od Louis'a CD Nathan

Nigdy nie spotkało mnie nic podobnego. Wilki, jak i ludzie zazwyczaj starali się omijać mnie szerokim łukiem. Nie wiem co ich odstraszało, rogi, czy ogólnie mój wygląd. Tymczasem ktoś zaczyna mnie śledzić, wbija do mojego nowego, okrutnie zabałaganionego pokoju i jeszcze zagaduje. Początkowo starałem się go jak najbardziej ignorować, mając nadzieję, że da mi spokój i pozwoli posprzątać tę norę. Widocznie to nie działało, bo nakręcał się jeszcze bardziej. Usłyszałem coś w stylu, że ładnie pachnę, po czym znowu, powtarzam, znowu, zapytał mnie o moją godność. Zrezygnowany, wyjawiłem mu w końcu swoje imię, na co on wypalił, że będzie mnie nazywał Karmelem. Pewnie gdybym był w ludzkiej formie, spaliłbym soczystego buraka.
- ... Mogę Cię ugryźć?- na te słowa zamarłem. Wilk był co najmniej dziwny. Albo psychiczny. No cóż, jedno nie wyklucza drugiego, więc może i to i to. Wpatrywał się we mnie, a gdy przez dłuższą chwilę nie raczyłem odpowiadać, skrzywił się i wytłumaczył mi jeszcze raz o co mu chodzi.
Taki mały gryz, potrzebuję krwi. Jak masz ludzką postać, to będzie łatwiej- westchnął. Czyli ma też ludzką postać.
- Dobrze się czujesz?- mój jednostajny i znudzony głos, przerwał krótko trwającą ciszę.
- Świetnie, ale poczuję się lepiej, jeśli dasz mi się napić.
- Czy ja wyglądam jak prywatne poidełko dla spragnionych inaczej?- ściągnąłem brwi, obrzucając wilka wzrokiem od łap po głowę. Był większy ode mnie. Smukły, wysoki, biało-brązowy. Jego złote ślepia świdrowały we mnie dziurę. Interesowała mnie jego ludzka forma.
- Nie, ale mógłbyś się podzielić. Potrzebującym trzeba pomagać...- w tym momencie wiedziałem, że nie miałem szans go przegadać. Zawsze wymyśliłby jakąkolwiek wymówkę. Przynajmniej wiem, z kim nigdy się nie kłócić...
Mógłbym teraz ugodzić go porożem, jednakże zaciekawiła mnie jego propozycja. Ciekawe jakie to byłoby uczucie, być pożywieniem dla niego.
- Ale nie nabawię się żadnych chorób?- uniosłem brwi, przechylając nieco głowę. Przez pysk Nathan'a przemknął uśmiech, nieco szyderczy, ale był miły dla oka.
- Jestem zdrowy jak ryba, Karmelku...- zbliżył się do mnie- Ach, nie będzie bolało...- wyszeptał przy moim uchu. Brzmiało to, jakby uspokajał mnie przed seksem. Chrząknąłem cicho, odsunąłem się i chwilę później stałem przed nim w formie człowieka. Mógłbym schować swoje rogi, wolałem mieć jednak cokolwiek, co mogłoby mi pomóc w obronie, w razie czego. Usłyszałem chichot Nath'a, a po chwili stał przede mną w całej swojej ludzkiej okazałości. Wpatrywałem się w jego klatkę piersiową i część obojczyków.
Nie wierzę...
Wiem, że jestem niski, ale przy nim jestem karłem. Z porożem jestem jego wzrostu, podczas gdy bez nich ledwo sięgam mu do brody. Czułem jak się rumienię, a moje policzki zaczynają mnie piec. Uniosłem więc wzrok, by zobaczyć jego twarz i zmarłem.
Prócz tego, że cholernie wysoki, to jeszcze niesamowicie przystojny. Speszony wbiłem wzrok w swoje gołe stopy, bawiąc się przy tym skrawkiem swojej o wiele za dużej, białej koszulki.
- Uważaj, prawie mnie tym uderzyłeś- poczułem, jak łapie moje rogi, które za chwilę zaczęły się zmniejszać, aż znikły, a ja wydusiłem z siebie ciche: Przepraszam.
Usłyszałem westchnięcie z jego strony, a jego ciepły, ba, gorący oddech uderzył moją skórę na szyi. Musiał się nieźle zgiąć, aby jego twarz znalazła się w tym miejscu. Różni nas w końcu aż jedna głowa.
- Mogę?- wyszeptał, a ja poczułem jego palce na ramieniu, które wściekle zaczęły parzyć moją skórę.
- Nie... nie za dużo...
- Mam jeszcze wyczucie, Karmelku- mogłem stwierdzić, że chłopak się uśmiecha, po czym poczułem wargi na mojej szyi, a po chwili zęby, które z łatwością się w nią wbiły. Stanąłem na palcach, by było chociaż bardziej komfortowo. Gdy i to nie pomogło, niespodziewanie, chwycił mnie pod tyłkiem, po czym uniósł, bym oplótł go nogami w pasie. Było to bardzo intymne, a znam go ledwo godzinę. Czułem dziwne otępienie i spokój, a miejsce, w które wsysał się Nath, w ogóle mnie nie bolało. Odchyliłem głowę w bok, przy czym usłyszałem mruknięcie wyrażające aprobatę. Przymknąłem oczy, a gdy poruszył wargami, wydałem z siebie mimowolny i niekontrolowany jęk. Widocznie coś go tknęło, bo ścisnął palce na moich udach. Uśmiechałem się jak głupi, czując narastającą przyjemność.
Niestety nagle czar prysł, bo przestał, polizał ranę i odstawił mnie na ziemię. Zasmuciło mnie to i postanowiłem, że będę częściej dawał się kąsać. Chcę być jego prywatnym poidłem. Chcę, żeby codziennie się we mnie wgryzał. Chcę czuć jego wargi na swojej skórze i to dziwne uczucie towarzyszące przy krwi, która ze mnie wypływa, by zaspokoić jego głód. Zobaczyłem jak oblizuje wargi i prostuję się. Było mi słabo, ale nie zwracałem na to uwagi, tylko błogo się uśmiechałem...
- Nath...
- Hmpf?- podniosłem na niego wzrok i pewnym siebie głosem spytałem:
- Ale powtórzymy to kiedyś?- słychać było w tym nutkę nadziei...

(KarmeLOVE ghe ghe. Dalej tatusiu!)

Od Nathan'a CD Louis

  Guh, co za nudny dzień, serio. Siedzę w tym swoim małym pokoiku w jaskini, gapie się na sufit i zastanawiam się, dlaczego nie ruszę dupy, żeby się przejść, czy chociaż pobawić w ,,a może wpuszczą mnie do miasta". Aż mi gwiazdka przed oczami przeleciała, masz ci los. Mimo swojego lenistwa, wstałem na cztery łapy, przeciągnąłem się i ziewnąłem potężnie, po chwili mlaskając na tyle ile pozwalała mi wilcza mordka. Krok po kroczku wyszedłem na korytarz, potem do salonu i wyszedłem na dwór, gdzie rażony światłem słonecznym który dotarł do mnie po tylu dniach siedzenia w środku załapałem syndrom - nie, wracam do środka. Ale wyczułem w powietrzu zapach innego wilka, takiego, którego tu jeszcze nie było. Miałem małe deja vu w tym momencie, ale cóż. Pomerdałem wesoło ogonem na myśl o kimś nowszym, rozejrzałem się i usiadłem na kamieniu, czekając cierpliwie, aż beta przyprowadził świeżaka pod nasze progi. Chwilę gadali, by ten wyjaśnił rogaczowi, gdzie powinien w jaskini spocząć i takie tam. Nie, żebym był stalkerem, ale podążyłem za nim, by wpakować mu się do ,,pokoju" i najpierw ogarnąć w jakich żyje warunkach. Nie było źle.. ale wszędzie jest syf, dopóki go nie posprzątasz, prawda?
- Powinieneś zdjąć te pajęczyny, bo w nocy ci wejdzie taki zmutowany pająk i skończysz bez genitalii. - rzuciłem, podskakując na wydrążoną półkę w skale. - W sumie, to może poczekać.
Nie odpowiedział, sam widocznie był ciekawy swojego nowego domu. Ale ja tak szybko nie odpuszczam, niee, nie. Niech nie liczy na to, że uda mu się uniknąć sprawiedliwości arystokraty!
- Jak się nazywasz? - najlepiej tak zaczynać. - Ja jestem Nathan, albo Daniel. Ale częściej mówi się na mnie Nath. Ewentualnie zwracaj się do mnie Królu.
- Jasne. - parsknął. O, cicho, parsknął, czyli jest reakcja. Przekręciłem łeb, zeskoczyłem i z uniesionym ogonem zbliżyłem się, niuchając go.
- Ładnie pachniesz. To jak się nazywasz? - pospieszyłem go.
- Louis. - Miałem kiedyś kolegę Louisa! - ..albo Carmel.
- Będę nazywał sie Karmelem.. Karmelelele. - zaśmiałem się, położyłem mu łapę na pysku i wyszczerzyłem kły. - Słuchaj.. Karmel.. Mogę cię ugryźć?
Oho, już widzę jak ucieka. Normalnie widzę go biegnącego w przestworzach. Znaczy, po ziemi. Gdzieś. Może lepiej mu wyjaśnię.
- Taki mały gryz, potrzebuję krwi. Jak masz ludzką postać, to będzie łatwiej. - westchnąłem ciężko.

<Karmelelelelelle 8)>

piątek, 30 października 2015

Od Nathan'a CD Weston

  Uniosłem wysoko brwi, widząc, jak faktycznie spierdolił gdzie pieprz rośnie. Aż tak przerażam swoim zachowaniem i wyglądem, że nawet wilki z nieustraszonej watahy widmo się mnie boją? Cholera, dobrze myślałem. Najlepiej nażreć się tutaj ile się da, odpocząć i ruszać w drogę, żeby znaleźć osoby godne mojego towarzystwa. No, oczywiście pamiętajmy o tym, że te osoby muszą mieć nerwy ze stali. I to nie powinny być cioty.
  Westchnąłem cierpętniczo, zerknąłem na jego instrument i powstrzymałem się przed głośnym parsknięciem. Tak się pośpieszył na zdanie o krwi, że zapomniał o swoim cacku. Aż oblizałem usta z zadowoleniem, by zaraz zachichotać na wspomnienie ostatnio spotkanej wadery. O tak, to był okaz strachu. Wyszedłem z salonu, zmieniając się w wilka i niuchnąłem powietrze, chcąc sprawdzić, czy jest ktoś w pobliżu. I był, niedaleko wejścia do jaskini wyczuwałem zapach faceta który spotkał mnie pierwszego dnia, w którym również poznałem pana Księcia - który - boi - się - małych - przystojnych - arystokratów. Piekielnych arystokratów. Ha! Podążyłem za zapachem z uśmiechem na mordce, mokrym nosem z podekscytowania i merdającym ogonem. Pan Lucyfer którego lubię nazywać Lucek znowu przytargał tłustego jelenia, cały ujebany krwią. Podskoczyłem do niego, złapałem sam zwierzę i odciągnąłem w bok, by stanąć między nim a zdobyczą, z dziecięcym wesołonizmem, jeśli istnieje takie słowo. Nie, żebym był specjalnie skory do udawania dziecka, nie.. Jestem i tak najstarszy. I to mnie boli!
  Wyszczerzyłem ząbki, podskoczyłem jeszcze bliżej i zawarczałem ,,groźnie", by syknąć i stanąć na dwóch łapach.
- Chodź się pobaaaaw.. - przeciągle jęknąłem, stając już normalnie. - Albo chodźmy coś porobić. No! Proszeee? Wyglądasz na takiego co lubi chodzić do burdelu. Chodźmy do burdelu! Albo nie.. nie moge odwiedzać Nowtown.. - moja mina zrzedła. Tak na prawde dalej chciałem pobawić się z Księciem.. aż szkoda, że uciekł. I - znowu - napadła mnie myśl, jak smakuje jego krew. Nah.. muszę spasować, bo przy najbliższej okazji dostanie zawału. A jak dostanie zawału, to już na nic nie będę mógł liczyć. Nie, że liczę.. Damn.

<HEHE>

Od Weston'a CD Nathan



Pochwalił mnie to było już coś. Chyba… Uprzejmie podziękowałem, a raczej mruknąłem do siebie. Jakoś nie byłem skory do rozmowy z racji takiej, iż słuchał jak ćwiczę, a ja nie lubię jak ktoś słucha MOJEGO głupiego brzdąkania w struny. Westchnąłem odkładając swój instrument na bok. Naglę powiedział:
- Dzięki za gościnę.
Za jaką gościnę? Przecież, chyba chcę zostać czyż nie? A może nie chcę? Może go zbytnio irytuje? Najprawdopodobniej… Chwilę potem poprosił, abym wstał, no cóż, zrobię to. Co mi szkodzi? Chyba nic. Leniwie się podniosłem z podłogi podpierając się o swoje kolana i  bez mojego pozwolenie pochwycił moją dłoń. Delikatnie bawił się nią, a jego mina była na tyle śmieszna, że się nie zaśmiałem. Tak, to zdanie było bez sensu, ale ma swój przekaz. Niestety taki mam mózg.
- Tak jak myślałem.. też panujesz nad wodą. Albo lodem. - uśmiechnąłem się szeroko, pokazując szereg ładnych ząbków – zostawił moją dłoń mówiąc A kiedy ktoś jest ciekawy, nie mogę oprzeć się kosztowania jego krwi.
Co kurwa? Nie czaję. Myślałem, że to ja jestem bardziej niepoczytalny niż on, ale jednak się myliłem. Wcięło mnie stałem bezmyślnie patrząc się na niego. Puścił mi oczko i zaśmiał się tym swoim bezczelnych śmiechem następnie przeczesując blond włosy lekko odchylając głowę w tył. Wolałem się wycofać, nie wiadomo co mu jeszcze do głowy przyjdzie. Wyszedłem z jaskini i w piorunowym czasie dotarłem nad moje ulubione oczko wodne. Jest to moja nisza pośród tego gąszczu. Ułożyłem się obok niego, smętnie patrząc tafle wody oraz beznamiętnie machając łapą w wodzie. Zamieniłam się w człowieka, do w tej postaci, jest łatwiej wszystko, myśleć, poruszać się i żyć. Leżałem na boku z nogami podkulonymi i rękoma złożonymi pod głową. Nie dokończ nadal wiedziałem co chcę osiągnąć… Nie miałem żadnego planu i celu na życie, trochę chujnia. Bo nie mam co robić. Shit. Pomóż ktoś.
<lala nie umiem pisać>

czwartek, 29 października 2015

Od Nathan'a CD Weston

  Nie chcę zawsze zaczynać negatywnie, dlatego przyznam się ze szczerym sercem, że pierwszy raz jest mi dobrze. Oh, jak mi dobrze.. Siedzę sobie na paru skórach, w jaskini która ma w sobie wiele ludzkich przedmiotów, pozostawionych prawdopodobnie przez dawnych właścicieli. Leżę na brzuchu, najedzony i rozgrzany dzięki okryciu na plecach. Patrzę na książkę, na jej strony, ale nie mogę się za bardzo doczytać ani jednego słowa. Są pisane jakby w gniewie albo mocnych, wysokich emocjach, ale czy są negatywne, nie wiem. To pamiętnik i co w tym pamiętniku mnie urzekło to to, że pachnie.. rodziną. Trudno opisać ten słodko-ciepły zapach. Mógłbym tak leżeć i odpoczywać o wiele dłużej, gdyby do moich uszu nie dotarła melodia gdzieś z głębi korytarza. Uwielbiam muzykę, dlatego podniosłem się, ubrałem na siebie koszulkę którą zdjąłem przed rozłożeniem się i powolnym krokiem podążyłem za dźwiękami, docierając do salonu z Porterem. Przez ten tydzień zdążyłem dowiedzieć się o nim nieco więcej, chociaż zamienialiśmy rzadko zdania. Jego pełne imię to Porter Weston Robinson, a co zabawniejsze, pasuje mu jego własne określenie - Książę. Nim się obejrzałem sam zacząłem go tak nazywać na przemian z Portkiem. Zabawne, prawda? Siedział przy ścianie, po turecku, z gitarą w rękach i grał, odlatując do całkiem innej krainy umysłu, pewnie nawet nie zauważył kiedy wślizgnąłem się do środka i stanąłem blisko niego, opierając się o ścianę. W sumie, taka rola szpiega. Słuchałem brzdękania z dozą szacunku, bo sam potrafię grać tylko na nerwach, również nim się zorientowałem, zsunąłem się w dół, nachylając bardziej w jego stronę, kołysząc się delikatnie. Kiedy przerwał, uchyliłem powieki by spojrzeć wprost w jego oczy. Wpatrywałem się w nie badawczo, by uśmiechnąć się i wydać z siebie ,,smirk".
- Całkiem nieźle grasz. - odsunąłem się, poprawiłem koszulkę i oparłem skrzyżowane ręce na jednym zgiętym kolanie. - Byłem ciekawy kto grał, bo stawiałem na ukrytą dziewczynę której mi nie przedstawiliście, a tu proszę, książę w całej okazałości.
- Dzięki. - rzucił niby cicho, niby słabo i westchnął, odkładając gitarę na bok. Nie wyglądał dzisiaj na skorego do rozmowy, ale on zazwyczaj tak wyglądał gdy po prostu ze mną rozmawiał. Nic na to nie poradzę, że pewnie mnie nie lubi, a ja potrzebuję towarzystwa, kiedy już się do niego przyzwyczaiłem.
- Nie podziękowałem za gościnę. - powiedziałem ,,gościnę", bo nigdy nie dałem im pełnej odpowiedzi, czy zostaję, wolałem nie rzucać słów na wiatr. - Po za tym, chciałem coś sprawdzić. Wstaniesz?
Poczekałem, aż dźwignął się na nogi, patrząc wyczekująco, również wstałem i złapałem jego rękę, odkręcając, by spojrzeć na wewnętrzną stronę. Zmrużyłem oczy, które po chwili przybrały całkiem czarną barwę, ,,bawiłem" się jego opuszkami i puściłem, oczy wróciły do normalnego wyglądu.
- Tak jak myślałem.. też panujesz nad wodą. Albo lodem. - uśmiechnąłem się szeroko, pokazując szereg ładnych ząbków. - Teraz masz kolejny powód, by mnie unikać. Zrobiłeś się ciekawy. - nachyliłem się. - A kiedy ktoś jest ciekawy, nie mogę oprzeć się kosztowania jego krwi.
Puściłem mu oczko, roześmiałem się i znowu przeczesałem włosy, bo to już nawyk tak bardzo. Tylko czekałem, by chrząknął i ulotnił się gdzieś w bezpieczne miejsce. O tak, bawienie się ludźmi~

<heheheh>

Od Weston'a CD Nathan



Opowiadałem mu jak najbardziej szczegółowo o wataszy. Często zabierając cytaty Calvina, no ale przecież mnie nie słyszy, więc się raczej nie obrazi, co nie?
-Skoro już tu siedzisz.. – przerwał mi, przeczesując złote włosy - Chcę być szczery. Nie mam zbyt dobrej opinii, tu.. wszędzie. Ogółem, jestem chyba najbardziej znienawidzonym wysoko urodzonym wilkiem w tych stronach.
Sądzę, iż dogadałby się z Lucyferem i to nawet bardzo, może nawet aż za bardzo. Nie mam pojęcie z czego się zaśmiał… Aż tak głupi jestem? Lekko zrzedła mi mina, myśląc, że mam ze mnie ubaw.
-Na pewno spotykając się ze mną, pomagając mi, rozmawiając, nie zyskasz niczego poza problemami, także.. – wyjął ze swojej torby jajka, robił je na płaskim kamieniu próbując zrobić jakieś jedzenie. Nagle ciszę przerwał ryj jelenia. Z takim okrucieństwem mogła go zabić tylko jedna znana mi osoba. Chłopak pospiesznie zgasił ognisko, najwyraźniej spłoszony tym. Ja siedziałem sobie spokojnie, wiedząc kogo to sprawka. Milczał, a ja nie chciałem mu przeszkadzać w tak zachlanej panice. Zaczął coś do siebie mówić pod nosem, ale nie zrozumiałem żadnego wypowiedzianego przez niego słowa. Ktoś w pobliżu ciągną ogromną zwierzynę w naszą stronę. Nathan wstał i zaczął nerwowo chodzić w kółko. Coś do mnie mówił, ale nic nie zczaiłem. Kiedy z ciemności wyłoniła się sylwetka Lucyfera, automatycznie się na niego rzucił. Lucjan? Jak to Lucjan odskoczył, bo wyczuł jego aurę. Zazdroszczę mu tej zdolności. Jest przez nią bardzo nie przewidywalny i w dodatku wie jakie tobą targają uczucia. Często mnie tak przedrzeźnia, irytujące. Nath wpadł na jelenia klnąc w głos. Komornik tylko patrzył na niego z uniesioną brwią.
-No cóż…
**tydzień później**
Siedziałem sobie w „salonie” naszych jaskiń z gitarą w rękach. Miałem coś zagrać, ale się tylko na nią patrzyłem. Nie pamiętałem bowiem co miałem grać i w jakim celu to miało być. Nie wiem czy to miało być coś znanego, czy też nie, ale postanowiłem zagrać coś swojego. Oparłem ją na nogach wygodnie siadając po turecku opierając się o ścianę. Natychmiastowo muzyka mnie pochłonęła, przymknąłem oczy i tak snułem w głębiach moich myśli. Najlepsze nie mam pojęcia jak długo obok mnie stał Nathan, bo straciłem rachubę czasową, ale uważnie mi się przyglądał.
<krótkie sry ;-;>

Od Nathan'a CD Weston

Dalej, wcale a wcale nie przeszkadzało mi to, że się dosiadł jakby nigdy nic, nie pozwalając w spokoju zjeść. Choler'a.. kiedy ostatnio miałem coś w gębie? Dwa dni temu? Porażka, całkowita. Słuchałem chłopaka próbując nie robić żadnych zniechęcających min, choć bardzo chciałem taką zrobić, by sobie poszedł. Z jednej strony miło spotkać kogoś, kto nie każe ci wypierdalać (przepierdoliłem status), a z drugiej burczenie i znudzenie. Jeszcze gdyby potrafił się wysłowić, ale on co sekundę albo się zacinał, albo coś przekręcał i szybko się poprawiał, by zaśmiać się jak dziewka z nienaruszonym dziewictwem. Na początku nawet było ciekawie i śmiesznie, ale im bardziej się przysłuchiwałem, pewien, że się myli bo go nie słucham, tak jemu coraz bardziej odbierało głos. Zrezygnowany machnąłem w pewnym momencie ręką, żeby go uciszyć i w takiej głuszy zbierałem tematy, które mogłyby go wystraszyć. Wiecie, o co chodzi. Sam nie przyznam się, że chcę żeby sobie poszedł, wolę, by uciekł i żeby wina naszego ,,rozstania" spadła na niego. Nie potrafię myśleć kiedy jestem głodny..
Tematem przewodni była ta wataha, która.. istnieje? Istniała na pewno, ale teraz jest to wręcz boląca pustka. Wiele o niej słyszałem kiedy jeszcze miałem wstęp do miasta, podobno członkowie trzymali się blisko siebie i rządzili, aż coś się popsuło i wszyscy zniknęli. Jak duchy. Aż po moich plecach przeszły ciarki.
- Skoro już tu siedzisz.. - zacząłem, przeczesując włosy i znowu się do niego odwracając. - Chcę być szczery. Nie mam zbyt dobrej opinii, tu.. wszędzie. Ogółem, jestem chyba najbardziej znienawidzonym wysoko urodzonym wilkiem w tych stronach.
Zaśmiałem się sam ze swoich słów. O tak, dawno nie wspominałem o tym, jak potężną krew w sobie noszę. Wierzysz w boga? Uciekaj. Szatan już go zniszczył. Jestem satanistą, kto by pomyślał. Może to dlatego, że noszę w sobie geny demona.
- Na pewno spotykając się ze mną, pomagając mi, rozmawiając, nie zyskasz niczego poza problemami, także.. - sięgnąłem do torby, tak bardzo głodny, tak bardzo, wyciągnąłem jajka i kawałek oderwanego kamienia, wszystko ułożyłem nad ogniem i przytrzymałem z dwóch stron patykami, w ostatnim momencie nim je wbiłem, usłyszałem przeraźliwy ryk zabijanego jelenia i - w ciszy która panowała - tak się przestraszyłem, iż wodą ugasiłem ognisko.
Między nami zawisło dobre dziesięć sekund ciszy.
Po której zacząłem kląć głośno i chodzić wokół, przecierając twarz.

<temat przewodni: jak Nath nie mógł usmażyć sobie jajek XD>

środa, 28 października 2015

Od Weston'a CD Nathan



Przechodziłem przez okolice, kiedy w moje nozdrza wpadł zapach nieznajomego mi wilka z Croyance Lourd. Był to specyficzny zapach, lekko miodowy zmieszany z wiosenną trawą i pokrzywą, szczerze bardzo ładny zapach, ale i tak dla mnie nie znajomy. Nie chciałem się zakradać, nie przyszło mi to nawet przez myśl. Przebijając się przez warstwę krzaków, miałem nadzieję, że kogoś jeszcze ściągnę do watahy, w tej chwili przyda się każdy. Przy ognisku siedział nieznany mi Ktoś, który powstał z ziemi kiedy wszedłem w winokręg światła paleniska. Szybko ruszył ku mi, tworząc w biegu sopel, którym mógłby mnie bez problemu zadźgać, albo coś innego okropnego mi zrobić. Z refleksem przejąłem nad nim kontrole (chodzi to lodową broń) i zabrałem go potencjalnemu właścicielowi, żeby nie zrobił mi krzywdy. Moment poparzył na mnie i wrócił do ogniska. Nie ruszyłem się z miejsca na krok, tylko sobie usiadłem, przy okazji zmieniając się w człowieka. Poprawiłem kurtkę i trochę nasunąłem kaptur obszytym od środka sztucznym futrem. Nie przestałem obserwować mężczyzny, wydawał mi się dość ciekawą osobą z dość trudnym charakterem. Długo myślałem nad tym jak zacząć z nim dialog, ale w ostatniej chwili gdy już miałem się odezwać, odwrócił się patrząc mi prosto w oczy, z nie wiadomych mi przyczyn zastygłem w miejscu, będą w pół wdechu, ale zaraz zamknąłem usta. Nie wypada gapić się na kogoś z otwartą gębą, nie?
-Po co tu przyszedłeś? – warknął.
-Sprawdzić kim jesteś – odpowiedziałem cicho.
-Teraz już wiesz. I co zrobisz z tym faktem?
-Jeszcze nie wiem. Miło by było wiedzieć z kim się rozmawia, co nie?
-Nath.
-Miło mi, Porter, ale wole Weston.
Coś mi podpowiedziało, aby zaryzykować i podejść bliżej. Podniosłem się, tylko po to aby zaraz siąść naprzeciwko niego przy ognisku. Miał w miarę pulchną twarz, ale to dobrze, bo chociaż wygląda na dożywionego, w przeciwieństwie do mnie. Szczupła pizda ze mnie, no ale najwidoczniej Bóg nie chciał żebym był mięśniakiem. Smutne… Nie chciałem czekać i zacząłem z nim konwersacje, bo po co mamy siedzieć w ciszy. Może jakiś sposobem go przemycę do WCL? Kto wie? Może zostanę przemytnikiem? Seks, dragi i drogie dziwki. Hehe, ale ze mnie śmieszek, aż wcale. To nie dla mnie, sry. Nie dziś, jutro też nie, niestety. Dobra wróć, to ta taśma, ziomek. Chciałem się coś dowiedzieć o Nathanie, jednak nie był wylewny, szkoda, ponieważ lubię słuchać historii ludzkich, są takie inresting. Na koniec wspomniałem o terenach wataszy, której się znajduje i trochę go zbiło z tropu, bo nie czuć aby tu była jakakolwiek wataha. Wszystko mu po kolei wytłumaczyłem, co i jak, z zapałem pilnego ucznia połykał każde moje słowo. Czułem się tak bardzo w centrum jego zainteresowania, że trochę mnie to skrępowało, więc niechcący zacząłem zjadać końcówki wyrazów, ewentualnie całe wyrazy, zacząłem coś przekręcać, wykręcać, za każdym razem nerwowo się śmiejąc pod nosem. Czułem się jak ostania pizda.

Od Nathan'a CD Weston

Przebiegłem przez grubo dwa kilometry chaszczy by wylecieć zziajany na mniej obrośniętą polankę. Na całym futrze miałem jakieś doczepki, gałęzie, liście, co się po drodze poprzyczepiało. Nienawidzę być oblepiony brudem, ale cóż, warto było, bo wyrobiłem się w południe. Mała torba przewiązana bandażami (prowizorka!) już ledwo się trzymała, dlatego zmieniłem się w człowieka i szybko zawiązałem ją od nowa na ciele, zaraz znów stając się czworonogim. A co sobie Nath'cik wymyślił na dzisiaj? Zbieranie prze smacznych, dojrzałych jaj ptaków. Nie, to nie jest obrzydliwe, to jest w sumie najlepsze wyjście, innym wypadkiem musiałbym polować na jelenie. A mi się nie chce.. jajecznica wystarczy. A jak trafię, może znajdę pisklaki?~
Zacząłem szperać nosem w średniej trawie, szukając jakichkolwiek gwiazd. Węch co jak co, wyrobiony miałem, dlatego szybko odnalazłem trop ptasiego zapaszku. Powoli, bardzo, zacząłem zbliżać się do ułożonego gniazdka, wysunąłem nos i sprawdziłem, czy nie ma w pobliżu niechcianych rodziców, by złapać w zęby delikatnie dwa jajka nieco mniejsze od tych kurzych. Wsunąłem je w kieszonkę torby i to samo zrobiłem z resztą - trzema. W mieście nie jestem mile widziany, więc.. witaj życie w którym musisz znajdywać jedzenie w chaszczach. Nie ważne. Znalazłem sobie w miarę bezpieczne miejsce do zrobienia ogniska. Wspominałem już, że szybko robi się ciemno? Nie? To już wiecie. Mógłbym przysiąc, że jest po szesnastej, ale ciemność i zimnota wręcz prosi się by wydawało ci się, że jest dwudziesta. Jak nie później. Rozpaliłem gałązki, ułożone w okrąg i w krótkim czasie załapało też drewno, które udało mi się przynieść ze sobą w torbie. Usiadłem w swojej człowieczej postaci i już miałem usmażyć sobie te czekające na ich kolej jajka, kiedy usłyszałem szelest. Wpierw rozejrzałem się, by zaraz uciec od ogniska i skryć się w trawie. Jakiś nieznany mi wilk wkroczył na teren oświetlony ogniem, by trącić z zaciekawieniem zostawiony bandaż. Nie wyglądał jakoś specjalnie niebezpiecznie, ale jak to ja - musiałem rzucić się w jego stronę. Uzbierana woda przed nim zmieniła się w sopel lodu którym chciałem go zastraszyć i przyszpilić do ziemi, ale straciłem orientacje po tym, jak wilk przechwycił sopel w swoje władanie. Stanąłem więc, zmarszczyłem wilczo brwi i warknąłem. Nic mi się jeszcze nie stało, jest okay. Wróciłem do postaci człowieczej, poprawiłem kurtkę rzucając mu jedno znaczące spojrzenie i usiadłem na ziemi, podkurczając lekko kolana. Musiałem się zagrzać - to była moja najnowsza myśl. Nie, żeby wilk mi przeszkadzał, dlatego przestałem ,,gotować", niee.. aż ciekawy odwróciłem do niego twarz.

<Haloes>

poniedziałek, 26 października 2015

Narazie

Mamy niedługo Hallowen, ale ten event się nie odbędzie z powodu małej liczby osób w wataszy, chyba że w ciągu 3 dni nazbiera się was tu spora gromadka, wtedy jest oczywiste to, że odbędzie. XD
~Hans

❢ Zasady opowiadań ❢

Pięć pożytecznych punktów: •

• 1. -
opowiadania powinny być odpowiednio nazwane przy wysyłaniu, jeśli nie piszesz z kimś, napisz tytuł
2. - nie muszą mieć sensu, jeśli są pisane humorystycznie
3. - przy pisaniu scen łóżkowych, zaznacz przy tytule +18
4. - opowiadania +16 nie zaliczają się do +18, a więc lekkie scenki nie trafiają pod hard-zakładkę
5. - odpisywanie na opowiadania do innych w zakresie dwóch tygodni