❢ Strony Dodatkowe ❢
piątek, 31 października 2014
Od Perish'a
Spotkałem jakąś waderę, która okazała się tutejszą Alfą.
Zaproponowała mi dołączenie, no i zgodziłem się. Chodziłem właśnie po terenach, próbowałem się zorientować gdzie co jest. Jakoś się zapoznałem, ale gdy miałem znaleźć jaskinię to już był wielki problem..
Bynajmniej tak mi się zdawało, bo po jakiś 10 minutach ją znalazłem.
Byłem tak zmęczony, że gdy się położyłem od razu usnąłem...
*
Obudziłem się następnego dnia. Rozciągnąłem się, ziewnąłem i wyszedłem z jaskini. Rozejrzałem się, nie znałem tutaj nikogo i jak na razie zbytnio nie miałem ochoty na jakieś przyjaźnie. Poszedłem do Zacisza..
*
Gdy dotarłem na miejsce, usiadłem i patrzyłem przed siebie. Wpatrzony tak rozmyślałem nad wszystkim i nad niczym. W pewnym momencie usłyszałem czyiś głos.
- Nowy jesteś?
<Ktoś? xd>
Od Hanza CD Verbeux
wtorek, 28 października 2014
Od Verbeux CD Hanz
Odwróciłem się do reszty niektórych zmartwionych osób i uspokajająco uśmiechnąłem się. Większość łyknęła te małe kłamstwo, ale nie Safiru. Przypominał mi tym jedną z sióstr, która zawsze wiedziała wszystko o wszystkim i niczym. Znalazł się przy mnie bardzo szybko z rękoma w bluzie.
-Hej..-rzuciłem wycierając oczy.-To pożegnanie by..
-Są na naszym terenie od dłuższego czasu i błądzą w kółko. Chcą nas zdezorientować.
Zmarszczyłem czoło.
-O kim mówisz?-roztrzęsiony wyszukałem fajki w kieszeni i odpaliłem jednego.
-O twojej rodzinie, Verb.-Zacisnąłem usta. Jest to wiadomość wesoła, ale jednak psychicznie dla mnie było to za dużo. Moim postanowieniem numer dwa była dobra zabawa podczas nieobecności partnera by zdusić ból w sercu.
-Na razie pozwólmy im. Przejdziesz się ze mną?-zapytałem gasząc papierosa.
-A chuj że mi się chce.-jak zwykle szczery do bólu.-Możemy posiedzieć w jaskini.
-Racja, możemy.-Hanz by poszedł.. i znowu o nim myślę..
I tak głównie mijał mi pusty czas..
Od Hanza CD Verbeux
-Umiesz objawiać się w ogniu?-spytałem bo to umie większość magów.
-Ehh, problem w tym, że nie-westchnął smutno i zapadła cisza.
Słońce już zaszło, a na niebie powoli pojawiały się gwiazdy. Patrzyliśmy tak prawie całą noc, a ja mu pokazywałem dużo konstelacji, o większości nie słyszał nawet.
_________
Dzień po miłej nocy z Verbeuxem, spakowany stałem w przejściu jaskini. Wszyscy byli w salonie. Odwróciłem się do nich.
-Wróć cały-uśmiechnęła się Octavia.
-Wedle życzenia-zaśmiałem się.
-Hanz?-odezwał się Verb.
-Tak?-spoważniałem.
-Pamiętaj ja będę czekać-podbiegł do mnie i przytulił, odwzajemniłem uścisk, musiałem korzystać. Po chwili się oderwałem i dźgnąłem chłopaka w bok.
-Wrócę, bo mam do kogo-uśmiechnąłem się- Do zobaczenia!
-Na razie!
-Wróć!
-Cześć!
Usłyszałem w odpowiedzi. Wyskoczyłem z jaskini i ruszyłem biegiem z małym zapasem pożywienia w drogę. Szybko minąłem Zarośla i biegłem w sypkim piasku Zacisza. Jakoś ostatnio miałem energii ponad. Postanowiłem rozwinąć skrzydła, aby minąć pustynie szybciej. Promienie słoneczne odbijały się od łusek pokrywających moje ciało. Już tęskniłem za Verbem, ale wiem, że tam jest bezpieczny, więc dla tego byłem szczęśliwy. Poiłem żywą nadzieje,że odnajdę ojca, albo chociaż kogoś znajomego. Ku mojemu szczęściu na Zaciszu temperatura też spada z porami roku.
___________
Drugi wieczór podróży, przede mną jeszcze dwa, a ja chcę wrócić, a jednocześnie iść dalej. Siedziałem wpatrując się w ogień buchający z ogniska. Miałem pusty wzrok. Zostało mi mało zapasów. Muszę jutro coś z rana upolować, a teraz idę spać. Verbeux. Verbeux. Imię chłopaka błąkało się po mojej głowie i działało uspokajająco. Mozolnie zamykałem oczy przyglądając się buchającemu żarowi z ogniska. Ciepło utuliło mnie do snu.
<Verbeux zgłoś się. Co tam u was?>
poniedziałek, 27 października 2014
Od Verbeux CD Hanz
-Hanz, wyłaź to już nie jest śmieszne.-warknąłem idąc prosto. W pewnym momencie na plecy skoczył mi ów zguba śmiejąc się. Zrzuciłem go wierzgając po czym odwróciłem się i posłałem mu wkurzone spojrzenie.
-Idiota. Wracajmy wreszcie do jaskini, błagam..
-Już idziemy, książe.
-Masz zamiar przeszkadzać mi tym światłem?-zapytałem zmęczony. Westchnął i wyszedł, gasząc. Wzruszyłem ramionami i zasnąłem, mrucząc coś o naćpaniu się w cholerę.
Próbowałem porozmawiać z nim normalnie, ale on nie chciał mi powiedzieć, co jest przyczyną tego smutku, przygnębienia.. Jakbym był obcą osobą, zbywał mnie a ja dalej trzymałem się go kurczowo. Teraz bez niego bym sobie nie poradził..
Uzależnił mnie od siebie.
-Kurwa masz coś do mnie, czy co? Już ci się nie podobam, brzydzisz się mną?-warknąłem czując dejaavu. Patrzył na mnie niedowierzając.
-Przestań, nawet tak nie mów.-odparł. Z nerwów wstałem i zacząłem machać ogonem nisko.
-Ale mi nie wierzysz! Nic nie mówisz, a ja też cierpie. Nie chce..-dokończyłem cicho.
-Wierze ci.-powiedział jak zawsze.
Próbując nowego sposobu, zamknąłem się i położyłem grzecznie. Znajdowaliśmy się w tym momencie na jednej z gór, leżąc i wpatrując się w krajobraz.
-..nie dasz mi spokoju, prawda?-usłyszałem po chwili. Podniosłem łeb i przekręciłem nim w geście zaciekawienia.-Ehh.. myślałem o czymś. Ale jest to głupia sytuacja..
-Jaka mianowicie?-ponagliłem.
-..chodzi o.. mojego ojca.-burknął.-O rodzinę. O bliskich..
Otworzyłem szerzej oczy. Było to duże zaskoczenie dla mnie. Kiedy spochmurniał myślałem, że to przeze mnie i.. uh.. Kompletnie nie wiedziałem jak się zachować. No.. i mnie udzielił się dupny humor, bo przypomniałem sobie o mojej rodzinie. Matka.. praktycznie nie mam pojęcia, co się z nią stało. Ojciec, zapewne ma ten żal do mnie. Żal, że to ja.. ja namówiłem ją do zdrady, ze złości, a siostry.. Natalie, tak bardzo za wami tęsknie..
-..nie martw się, to tylko takie.. zastanawianie się..-odezwał się.
-Gdzie są? Bo chyba żyją?-zapytałem. Zmrużył oczy przez co nieco się zmartwiłem.
-Nie mam pojęcia..-mówi głosem przepełnionym bólem i tęsknotą. Wydałem z siebie ciche ,,oh..''.
-Dlaczego ich nie poszukasz?-uderzyłem w najcięższy punkt.
-..wiesz, że to nie jest takie proste. Musiałbym..
Olśniło mnie.
-..opuścić watahę i odejść.-powiał lekki wietrzyk mierzwiąc naszą sierść.
-Nie ma innego wyjścia.
-..Hanz, kocie..-zacząłem.-..dla ciebie zawsze będzie tutaj miejsce, każdy będzie czekał..
-Zaczekałbyś?
-Ty zrobiłbyś to samo. Gdybym mógł, poszedłbym z tobą.
-Nie chce cie tu zostawić samego, Verb.-pokręciłem łbem.-Nie zrobię tego.
-Chcę żebyś był szczęśliwy, chłopie. Zrób to dla mnie.-zaproponowałem kładąc się na boku oparty o niego.
Od Verbeuxa CD Octavii
Hanz trzepnął mnie ogonem a ja zerwałem się i od razu zacząłem na niego ujadać. Znowu wdałbym się z nim w bójkę, gdyby nie chrząknięcie Safiru. Opanowałem się zwracając ku waderze. Uśmiechnąłem się i zacząłem mówić.
-Zdecydowaliśmy, całą grupą, że..-przedłużyłem.-..zostaniesz naszą alfą, Octavio.
Ukłoniłem się, klękając na zgiętą łapę a tak samo postąpili inni. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
-To żart, prawda?-zapytała zaskoczona. Pokręciłem łbem, a ona podbiegła do mnie i przytuliła się pyszczkiem w mój bok.
-Dziękuję, ale.. to duża odpowiedzialność, ja nie wiem czy..
-Dasz sobie rade.-przerwałem jej.-Słońce jesteś bardzo mądra i masz w sobie ziarnko wielkiego drzewa pod którym każdy może się schronić!
Chyba przekonała ją ta odpowiedź, bo ze szklistymi oczami odsunęła się z uśmiechem.
-Więc? Zostaniesz naszą ochroną?
Od Octavii
Pobiegłam za nim najszybciej jak umiałam. Nie było łatwo Go dogonić. Dopiero, gdy do niego dobiegłam, zobaczyłam że jest biały.
- Co Ci.. Dlaczego jesteś..
- Cii.. - Uciszył mnie i pobiegł dalej.
Dotarliśmy do dużej jaskini. Weszłam, zdyszana i brudna od błota. Otrzepałam się i spoglądnęłam na jaskinie. Miałam co najmniej.. głupią minę. Wszyscy siedzieli w jaskini. Hanzo, Cass, Eliane, Argona, Men, Luna, Nivan, Safiru i Arvixlon. Wszyscy byli jacyś.. Uśmiechnięci, radośni. Spojrzałam pytająco na Verba.
<Kamillo?>
Streszczenie
Od Hanza CD Verbeux
Cieszył się cały czas, przypominał mi teraz mojego ojca, nie było to dla mnie super, lecz dobijające. Chciałem go szukać, ale było to nie wykonalne, tak jak zostawienie Verba samego. Nie mogłem pójść od tak sobie pójść szukać rodziny.
-Coś się stało? Czemu jesteś smutny?-stanął po chwili jak wryty patrząc na mnie wyczekująco.
-Nic, nie jestem smutny, tylko zamyślony-mruknąłem.
-Mnie nie oszukasz. O co chodzi?-spojrzał na mnie surowo.
-Na prawdę-odpowiedziałem poważnie. Zmierzył mnie wzrokiem.
-Mów-rozkazał oschle.
-Nic nie mam dopowiedzenia- zacząłem biec, a on za mną. Krzyczał moje imię, a ja zacząłem się śmiać jak szaleniec.
<drama XD>
sobota, 25 października 2014
Od Verbeux CD Hanz
Od Hanza CD Verbeux
Od Verbeux CD Hanz
Od Hanza CD Verbeux
czwartek, 23 października 2014
Od Verbeux CD Hanz
<Jezu, będę miał koszmary..>
Od Hanza CD Verbeux
<To tyle nie chce mi się więcej ; D>
Od Verbeux CD Hanz
-Hanz już nie mogę..-jęknąłem żałośnie i zdziwiony własną reakcją spojrzałem w dół na jego twarz. Cały czas był skupiony na pieszczeniu mnie, dopiero gdy drugą rękę wsunąłem w jego włosy odsuwając go nieco, spojrzał wprost na mnie. Marzyłem, żeby mnie teraz pocałował.
Jakby czytając mi w myślach podsunął się wyżej i wpił w moje rozwarte wargi. Wyplątałem rękę z jego uścisku i mocno go objąłem. Paznokciami drapałem lekko plecy, tonąc ze szczęścia i przyjemności. Kiedy oderwał się od moich ust, dalej trzymając go w uścisku nachyliłem się nad jego uchem i ugryzłem go niechcący gdy się poruszył. Przepraszająco polizałem go w tym miejscu;
Usiadł i popatrzył się na mnie kusząco rozciągając ręce w górze. Myśląc na pół trzeźwo poruszyłem znacząco biodrami zagryzając wargi. Patrzył na to spokojnie posyłając mi złośliwy uśmiech. Wypuściłem powietrze z ust i kontynuowałem ocieranie się cichutko jęcząc. W pewnym momencie złapał mnie za biodra unieruchamiając. Ułożył wygodniej ręce i podniósł mnie na poduszki, wyswobadzając moje nogi. Wstał i podszedł do fotela, a następnie usiadł zakładając nogę na nogę. Śledziłem go wzrokiem.
-..jesteś okrutny..-westchnąłem kląc na siebie w myślach za bezmyślne chwalenie go.
-No nie wiem..-mruknął.-Jak chcesz, możesz podejść..
Widziałem te iskierki w jego oczach. Zsunąłem się z łóżka i podszedłem do niego.
-Więc?-zapytałem machając ogonem żywo i z dłońmi we włosach w według mnie seksownej pozycji.
Od Hanza CD Verbeux
-Marzysz o mnie?-zapytał ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Skąd wiesz, że nie?-"zawisnąłem nad nim.
Musnął mnie w usta roztrzepując mi kruczo-czarne włosy.
-Momentami nie mogę powiedzieć czy jesteś wilkiem, czy jaszczurką, czy smokiem , czy krukiem, czy...-zamilkł jak przyłożyłem mu palce do ust.
-Nie sądzisz, że za dużo słów wylewasz na światło dzienne?-wyszeptałem.
-Czasami-wzruszył ramionami.
Położyłem swoją dużą ciężką dłoń na jego klatce piersiowej i zacząłem błądzić po mięśniach, które powstały tuż po moim przybyciu do watahy. Pochyliłem się i zacząłem muskać mostek i szyje Rudego, ale po chwili zostałem odsunięty, a mina Werba była poważna, chyba sobie coś uświadomił.
-Hanz... Musisz zostać alfą-mruknął.
-Nie teraz, może potem. I jak na razie radzimy sobie bez głównego przywódcy-uśmiechnąłem się zachęcająco, a Verbeux przyjął to też się uśmiechnął, wróciłem do swojego ulubionego zajęcia, dodatkowo lewą dłoń wplotłem w dłoń kochanka.
-Jesteś okrutnie dla mnie cudowny-wysapał, a ja w nagrodę zostawiłem parę malinek na piersi. Oderwałem się i zrzuciłem z siebie T-shirt i bluzę, pozostając w dolnej części ubrania.
-Eje jej! A dół?-zaśmiał się. Rozpiąłem pasek i rozporek i ponownie nad nim zawisłem.
-Dół? Robota dla ciebie książę-powiedziałem uwodzicielko wracając do całowania ciała chłopaka.
-Jesteś niemożliwy- jęknął i stopami zsunął moje spodnie odkrywając ogon z czego skorzystałem i zszedłem niżej do pępka w dół. Verb jęknął. Nadal trzymałem lewą ręką dłoń ukochanego, a drugą masowałem uda, tworząc nowe malinki na biodrach.
<soł seksi ;D>
środa, 22 października 2014
Od Verbeux CD Hanz
-Oi, wieczór jeszcze daleko..-mruknąłem. Polizał równie wrażliwe miejsce którym jest koniec szczęki i spojrzał na mnie odsuwając się. Na jego twarzy widniał uśmiech satysfakcji. Poczułem się zażenowany dlatego schowałem twarz za dłońmi.
-Po co czekać na wieczór..-zapytał zabierając moje ręce i kładąc je na swoich ramionach.
-Hanz.. a może by tak skosztować jeszcze raz twojego wina?-burknąłem. Usiadł już obok mnie, więc również i ja klęknąłem na kolanach. Posłałem mu uśmiech, a on podniósł brew w górę po czym wziął szklankę i upił z niej trochę napoju i złapał mnie za brodę. Automatycznie przysunąłem się a on pocałował mnie, wysuwając lekko język. Otworzyłem usta, słodko-gorzki sok wlał się w moją buzię. Po moim policzku spłynęła jego stróżka, którą po chwili wytarł kciukiem.
-To było..
-Podniecające?-podsunął gładząc mnie po szyi.
-..nowe.-dodałem.-Robisz to specjalnie..
-Co robię?-zapytał bardziej dla zabawy, niż z ciekawości. Dopiero teraz poczułem jak mi jest gorąco.
Ściągnąłem denerwujące mnie spodnie i koszulkę. Mimo to całe ciało mnie paliło. Usiadłem i westchnąłem odrzucajac głowę do tyłu. Zaraz poczułem jak chłopak, dalej w ubraniu obejmuje mnie i kładzie brodę na moich włosach.
-Kocham cie.-rzucił radosnym głosem. Odwróciłem się i wdrapałem na niego, siadajac na skrzyżowanych nogach.
-A ja ciebie nie kocham. Ja cie uwielbiokocham!-wystawiłem mu język który spróbował pochwycić zębami, ale w porę go schowałem.-Nhh.. gorąco mi jak nigdy.
Zsunąłem się z kolan i w zwykłej pozycji położyłem się na plecach.
-Nie dziwię się..-powiedział przyglądając mi się. Pod działaniem tego wzroku zakryłem ogonem nieco obrzmiałe przyrodzenie.
Boże, ten wieczór nadchodzi tak wolno..
Od Hanza CD Verbeux
-Proszę mój malutki bezbronny uroczy książe-koteczku-uśmiechąłem się. Verbeux miałknął. Zaśmiałem się, bo nie do końca mu wyszło. Uroniłem łyk, a on może dwa.
-Dobry kompot ci w tym roku wyszedł-zaśmiał się złośliwe.
-E,e,e synuś nie pozwalaj sobie-pokręciłem palcem śmiejąc się w głos, a on tuż za mną. Zabrałem mu kieliszek i oba położyłem na komodzie obok łóżka, a Verbeux wydał z siebie głuchę "EJ".
-No więc jeśli nie smakuje ci moje wino może posmakuje co innego?-uśmiechąłem się łobuzersko.
-Możliwe-również tak samo się uśmiechnął.
Schyliłem się do niego i złożyłem na jego szyji parę soczystych całusów. Verb odchylił głowe do tyłu głośno oddychając. Uśmiechnąłem się dotykając ustami jego szyję. Lubi to... A ja lubię mu to robić. Poszedłem w górę pogryzając mu małżowine.
-A co powiesz na ciekawe spędzenie wieczoru?-wyszeptałem mu czule do ucha. Przeszył go dresz, raczej przyjemności niż przerażenia.
<za dużo yaoi jak na jeden dzień *-*>
wtorek, 21 października 2014
Od Verbeux CD Hanz
-Dopiero co zmartwychwstałem a już mam biec na pomoc światu.-warknąłem.-Co ja kurwa Harry Portfel?
Jaszczur westchnął i przeturlał nas na bok tak, że to ja byłem pod nim. Wydąłem usta zły.
-Jak wrócimy to resztę dnia spędzimy sami, hmm?-zaproponował. Wyszczerzyłem się i dałem mu soczystego całusa w nos. Zwlekliśmy się z łóżka, a przy tym nie obyło się bez molestowania wzrokiem moich odkrytych przez koszulkę pośladków. Nie skomentowałem tego tylko napiąłem się chcąc zmienić w wilka, ale nie mogłem. Za czwartym razem poczerwieniałem ze złości i wstydu.
-Wiedziałem!-syknąłem.-Jak zmienię się w puchatą jaszczurkę to będziesz mnie błagał o litość!
-Oczywiście książe.-odparł z uśmieszkiem. Złapałem za spodnie i w takiej postaci wyszedłem do salonu. Zobaczyłem tam tą samą waderę która śniła mi się w wojnie. Teraz była martwa.
-Verbeux, ktoś znalazł ją w wodzie dzisiaj rano..
Nawet się nie zastanowiłem i głośno powiedziałem do Hanza.
-Niech wyrzucą ją w górach do krateru. Niech zgnije tam gdzie powinna.
Chłopak powtórzył. Nie miałem zamiaru tego ciągnąć dlatego szybko ulotniłem się do pokoju. Walnąłem się na łóżko z jękiem przyjemności. Owinąłem się kołdrą i zacząłem mruczeć.
-Mały kotek?-szepnął mi do ucha partner. Przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałem na niego z niewinną minką.
-Maleńki, zmęczony koteczek chcący się poleniwić.-sprostowałem i spojrzałem na półkę.-Napić też bym się mógł.. bo o dzieciach na trzeźwo nie potrafię mówić serio.
Od Hanza CD Verbeux
-No wiesz....-zacząłem że złośliwym śmieszkiem.
-No?-uniósł brew Verbeux.
-Fundamentem małżeństwa jest miłość, a cegiełkami dzieci-uśmiech nie schodził mi z pyska.
-Ty-zaśmiał się Verbeux dźgając mnie w bok.
-No ja?
-Będziesz tatą-razem zaczęliśmy się śmiać.
Nastąpił moment ciszy.
-Ale tak serio? Nie głupi pomysł z tym wszystkim-bawił się moimi włosami.
Uśmiechnąłem się. Palcami każdą moją rysę twarzy "obrysował". I tak leżeliśmy pare godzin obmyślając i rozmawiając na ten temat.
<i do jakiego związku doszedł Hans i Verb XD?>
Od Verbeux CD Hanz
Czułem przyjemne ciepło wokół mnie. Ktoś przesunął dłonią po moim czole, przeczesując również włosy. Zamruczałem gardłowo jak kot, wtedy osoba obok zaśmiała się, a kolejna burknęła coś pod nosem. Otworzyłem lekko oczy i zobaczyłem pochylającego się nade mną Safiru, sprawdzającego temperaturę i stojącego Hanza pijącego coś parującego z kubka o sfochanej minie. Pierwszy raz poczułem się normalnie. Podniosłem się do siadu i podrapałem po głowie.
-Widzisz, woli kiedy ja go pieszczę.-powiedział rozbawiony Saf.
-Spierdalaj.-fuknął w odpowiedzi jaszczur i wygonił go z pokoju. Nareszcie odstawił naczynie i usiadł koło mnie. Uśmiechnąłem się i usiadłem na kolanach przytulając go.
-Przepraszam..-wymamrotałem w jego szyję.-..musiałeś się dla mnie poświęcić, wybaaacz~
-Nie przepraszaj, ważne, że już ci lepiej i..
-Czekaj!-przerwałem mu.-W mojej tradycji taka wymiana stosowana jest w małżeństwie.
Zamurowało go a ja odsunąłem się kawałek z rumieńcami. Zaczesałem przydługie pasemko już na powrót ukochanych rudych włosów za ucho.
-J-jeśli chcesz możemy udawać, że nic takiego się nie stało..-burknąłem i przymknąłem oczy.-Moje siostry raczej nie odnajdą mnie tylko po to by sprawdzić, czy się ożeniłem, w tym wypadku..
Chłopak złapał mnie za szczękę i pocałował. Coś za mną zaczęło mocno uderzać o pościel. Odsunął się po chwili i spojrzał na mnie z czułością co sprawiło, że te coś za mną przyśpieszyło ruchy. Obejrzałem się za siebie i zamarłem.
-Co to kurwa jest!?-krzyknąłem stając na równych nogach i patrząc na puchaty biały ogon.
-Może to przez te zaklęcie..-podsunął czarnowłosy powstrzymując śmiech. Złapałem niechciany element i cały czerwony usiadłem zasłaniając go kołdrą.
-mphh.. słodki jesteś.-palnął chichrając się za co oberwał w łeb.
-..ty lepiej odpowiedz na moje pytanie..
<XD>
Od Hanza CD Verbeux
Byłem zdezorientowany całą sytuacją, ale po tym jak Verbeux złapał mnie za rękę wróciłem na Ziemię. Nagle dotarło do mnie, że on myśli o jednym z najsilniejszych zaklęć Białej Magii-zmiana czystości krwi. Bez wachania rozciąłem sztyletem obok dłoń i palce. Odwinąłem bluzę ukazując głęboką ranę, jedynie syknął z bólu. Najgorsze...włożyłem trzy moje zakrwawione palce w jego ranę. Wrzasnął wijąc się na podłodzie.
-Folo norus kurdiuv morem...Folo norus kurdiuv morem-zacząłem powtarzać coraz głośniej. Otoczyła nas moja niebieska aura, a moje oczy wraz z białkami stały się niebieskie. Nadal powtarzałem zaklęcie , aż aura zaczęła opadać, pokazując koniec "zabiegu" zmiany krwi. Teraz Verbeux będzie miał połowę mojej siły, co może być dla niego korzystne.
Wyjąłem trzy palce z śliskiej krwi, widocznie Verb zemdlał tak na serio. Resztkami sił opatrzyłem go i ułożyłem na łóżku, zmęczony siadłem patrząc na niego pustym wzrokiem. Oby to było to co przewidział. Zamknąłem oczy, aby wróciły białka i zierenice.
<masz>
poniedziałek, 20 października 2014
Od Verbeux CD Hanz
Nie wiem, ile czasu spałem, ale kiedy otworzyłem oczy znów zauważyłem przy sobie Hanza, lecz tym razem w pełni śpiącego. Uśmiechnąłem się mimo zamieszania w głowie i wstałem tak cicho, że go nie zbudziłem, albo po prostu był tak bardzo zmęczony, że wpadł w kamienny sen. Ziewnąłem i wszedłem do pomieszczenia obok, które sprawiłem sobie niedawno. Był tam ściek oraz dopływ wody, więc można było uznać to za łazienkę. Znalazłem również lustro, które powiesiłem przy ,,kranie". Podszedłem do niego i ochlapałem sobie twarz zimną, bo nie załatwiliśmy junkersa, wodą a następnie przeczesałem włosy wpatrując się w swoje odbicie. Wcześniej piękne, wyraziste rude włosy stały się ciemniejsze, oczy całkowicie zmieniły kolor z błękitnego na bordowy a skóra jakby przybrała nowy kolor, bardziej opalony. Usta jedynie pozostały takie same, ku mojej uciesze. Kiedy się tak przyglądałem własnemu odbiciu, zarejestrowałem stróżkę krwi spływającą z mojego nosa. Nachyliłem się i zmyłem ją, ale gdy znów popatrzyłem w lustro, krew leciała mi nawet z oczu. Rozszerzyłem je mocno i dotknąłem zabrudzonych policzków, ale nic tam nie było. Mimo to u postaci przede mną zaczynało lecieć jej coraz więcej. Zacząłem się trząść, ale w tym samym momencie do środka wkroczył jaszczur. Od razu rzuciłem się w jego stronę i przytuliłem.
-Ja już nie moge.. ja się zabije..-wychlipałem.-Ta krew.. ja już nie chce jej widzieć!
Chłopak głaskał mnie po włosach i uspokajał. Zawsze działało, ale tym razem nie mogłem.. nie potrafiłem zakończyć histerii, dopóki znów nie zacząłem śnić o atakowaniu Hanza..
_____
Za każdym razem, codziennie widziałem krew. Wszędzie, oraz przynajmniej dwa razy dziennie omdlewałem i śniłem o ataku. Dzisiaj zacząłem się nad tym zastanawiać. Widzę krew.. więc to przez nią muszę wariować. Doszedłem do wniosku, że musi siedzieć we mnie coś, co nie daje mi spokoju. Był to ciężki wybór, dla mnie, ale kiedy tylko Hanz poszedł po królika, klęknąłem na środku pokoju z mieczem w dłoni i wyciągnąłem dłoń do przodu. Nasz wujek zrobił tak samo, ale jego partnerka mu nie pomogła i umarł. Złapałem za ostrze i mocno wbiłem w sam środek. Okropny ból przeszył całe moje ciało, ale nie przestałem i pociągnąłem ranę do zgięcia i wyjąłem sztylet. Odrzuciłem je na bok i drżącą ręką ścisnąłem nadgarstek mocno, a lejąca się krew przyśpieszyła ucieczkę. Zaraz po tym wrócił chłopak i blady szybko rzucił się w moim kierunku. Odepchałem go lekko i pokazałem na jego usta.
-Błagam..-szepnąłem.-..kochasz mnie, prawda?
-Boże Verb coś ty zrobił?!
-..musisz tylko zabrać to ze mnie..-zakaszlałem krwią.
-Rany boskie, bandaż..-powiedział i wstał, ale złapałem go za rękę i popatrzyłem mu w oczy.
-..musisz to wyciągnąć, musisz..-niedokończyłem bo powoli omdlałem z powodu utraty krwi..
<Mocz>
Od Hanza CD Verbeux
Odrzuciłem go słabą kulą białej many, odrzuciło go na tyle abym mógł wyciągnąć z kieszeni strzykawke z środkiem usypiającym. Że zwinnością jaszczurki wbiłem mu igłe w tętnicę szyjną. Wkurzony wyrwa się i znowu zaczął wymachiwać swoim mieczem tym razem przyprawiając mnie o rany cięte, po chwili upadł na kolana, a po minucie osunął się na ziemię śpiąc. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do jaskini. Przechodząc przez salon zastałem Safiru. Na moment choroby Verbeuxa zawarliśmy sojusz.
-Znowu?-zamknął książkę-Który to już raz w tym tygodniu? Czwarty?
Skinąłem głową na znak "tak".
-Co raz częściej się to dzieję.
-I jest co raz bardziej agresywny. Znalazłeś coś w moich książkach?
-Nic, a nic-rzucił książkę na stół.
Westchnąłem i ruszyłem do swojego pokoju. Ułożyłem Verba na łóżku.
-Co oni ci zrobili?-wyszeptałem przeczesując mu włosy.
<noo :I>
niedziela, 19 października 2014
Od Lunaris
Od Verbeux
Od Verbeux END Hanz
-Verbeux! Kurwa co ty odpierdalasz!?-krzyknął, co tym razem zrozumiałem, jednak drugiego mnie to nie ruszyło. Kroczyłem ku niego, z rozżarzonymi oczami. Zacisnął zęby, a ja w tym samym momencie buchnąłem magią dookoła. Odrzuciło go, a latające pasy z nici rzuciły się ku niemu. przyszpiliły go do ziemi. Podszedłem do niego z kpiącym uśmiechem. Wyrywał się, dłońmi rozrywał kolejne pasy, ale z tych tworzyły się nowe. Kolejny raz buchnęła ode mnie magia, przyprawiając go o jęk bólu. Zaśmiałem się, a ten spojrzał wprost w me oczy. Zobaczyłem w nich smutek, zdenerwowanie, niedowierzanie i ból, ogromny ból. Udało mi się na moment zawładnąć nad swoim ciałem, na chwilę, więc zdążyłem tylko złapać się za głowę i upaść kolejny raz na kolana. Zacisnąłem palce na swojej twarzy i włosach, czując niewyobrażalny ból. Wyczerpywałem się. Ale zanim zdążyłem zrobić cokolwiek innego, na powrót wstąpił we mnie ten drugi, fałszywy ja. Podniosłem się i wyczarowałem miecz. Powolnym krokiem podszedłem do jaszczura, stanąłem nad nim i wycelowałem w sam środek jego serca. Już miałem zakończyć jego życie, ale drugi człowiek, również emanujący magią, równie silny złapał mnie za ręce i popchał do tyłu tak, że upadłem na plecy. Szybko usiadł na moich biodrach i dłonie położył na moich nadgarstkach. Poczułem na nich ból, jak gdyby ktoś wypalał mi ręce. Krzyczałem w środku, ale na zewnątrz bez emocji siłowałem się z zakapturzoną postacią. Moje rude włosy, zmieniły kolor na czarny, a oczy zasłoniła mgła. Znów prawie odepchnąłem tą postać, ale ta unieruchomiła owe nadgarstki do ziemi magią. Tym razem złapała moją twarz i kciuki położyła na powiekach, ponieważ drugi ja na moment zamknął oczy. Okropny ból rozsadził moją czaszkę i tym razem i ja i on, fałszywy ja

