❢ Strony Dodatkowe ❢

piątek, 31 października 2014

Od Perish'a

Dotarłem do jakieś watahy, nie wiedziałem nawet jak tu trafiłem...
Spotkałem jakąś waderę, która okazała się tutejszą Alfą.
Zaproponowała mi dołączenie, no i zgodziłem się. Chodziłem właśnie po terenach, próbowałem się zorientować gdzie co jest. Jakoś się zapoznałem, ale gdy miałem znaleźć jaskinię to już był wielki problem..
Bynajmniej tak mi się zdawało, bo po jakiś 10 minutach ją znalazłem.
Byłem tak zmęczony, że gdy się położyłem od razu usnąłem...
*
Obudziłem się następnego dnia. Rozciągnąłem się, ziewnąłem i wyszedłem z jaskini. Rozejrzałem się, nie znałem tutaj nikogo i jak na razie zbytnio nie miałem ochoty na jakieś przyjaźnie. Poszedłem do Zacisza..
 *
Gdy dotarłem na miejsce, usiadłem i patrzyłem przed siebie. Wpatrzony tak rozmyślałem nad wszystkim i nad niczym. W pewnym momencie usłyszałem czyiś głos.
- Nowy jesteś?

<Ktoś? xd>

Od Hanza CD Verbeux

Wstałem wcześnie rano, obudziły mnie dziwne pyłki spadające na mój nos. Pokręciłem nim i kichnąłem. Oczy gwałtownie się otwarły. Okazało się,że to ostatnie pyłki mniszka lekarskiego miałem na nosie. Nie wiem dlaczego zaśmiałem się. Przeciągając się poczułem miłe uczucie "strzelania" w kręgosłupie. Mały zapas pożywienia przerzuciłem sobie przez szyje nie ruszając go. Muszę mieć coś na drogę. Szybkim truchtem podszedłem do polany przy której się zatrzymałem. W nosie zatańczyły mi zapachy licznych zająców i paru saren, zaciągnąłem się jeszcze raz i powoli, ostrożnie wyszedłem na skraj polany (dużej polany). Rozejrzałem się i w oddali ujrzałem dwa siłujące się głupie młode kozły. Skrajem lasu prze truchtałem do miejsca najbliższego do ofiary. Stałem moment w pozycji gotowości czekając na odpowiednią chwilę. Już miałem puścić się w sprint, lecz ktoś zatrzymał mnie w półkroku.
-Od kiedy to tak jesteś zwolennikiem tradycyjnych metod polowania? Hanzoo...-powiedział głos za mną.
Wkurzony odkręciłem się, miałem gdzieś jeśli jestem na czyiś terenach, byłem głodny, nawet nie zwróciłem uwagi na to że ten ktoś zna moje imię . Z warkotem odwróciłem się.
-Spokojnie chłopie, ogar. Nie poznajesz mnie?-uniósł brew.
-E-Euzewiusz-wyjąkałem wpatrując się w basiora.
-Yup, we własnej osobie- przeciągnął się- Uprzedzę twoje pytanie. Nie już nikogo nie znalazłem z watahy.
Westchnąłem zapadł moment ciszy. 
-A ty tu się błakasz bo kogoś szukasz tak?
Skinąłem.
-To masz mnie!-pocieszył mnie.
To fakt, ale liczyłem na brata albo nie wiem...Nie najlepszy przyjaciel jest wystarczający. 
Uśmiech zagościł na moim pysku.
Poszliśmy zapolować, gadając na różne tematy, w pewnej chwili mówiliśmy o "mojej" watasze.
-Może chodź ze mną? Masz zamiar tak się błąkać całe życie? Nie sądzę, to nie w twoim stylu- zmrużyłem oczy.
< Euzek? XD >

Dołączyła do nas Red Luna

Witamy w
Watasze Croyance Lourd


Dołączył do nas Euzewiusz

Witamy w
Watasze Croyance Lourd


Dołączył do nas Perish

  Witamy w 
Watasze Croyance Lourd


wtorek, 28 października 2014

Od Verbeux CD Hanz

  Patrzyłem za oddalającym się Hanzem ze ściśniętymi dłońmi. Mimo, że cieszyłem się z jego wyprawy po bliskich, okropne uczucie, świadomość tego, że zostałem sam nie pozwalała na uśmiech. Gdy zniknął za krzakami przyłożyłem dłoń do twarzy i załkałem cicho. Dupek uzależnił mnie od siebie tak bardzo.. Tak niesamowicie mocno za nim tęsknie..
Odwróciłem się do reszty niektórych zmartwionych osób i uspokajająco uśmiechnąłem się. Większość łyknęła te małe kłamstwo, ale nie Safiru. Przypominał mi tym jedną z sióstr, która zawsze wiedziała wszystko o wszystkim i niczym. Znalazł się przy mnie bardzo szybko z rękoma w bluzie.
-Hej..-rzuciłem wycierając oczy.-To pożegnanie by..
-Są na naszym terenie od dłuższego czasu i błądzą w kółko. Chcą nas zdezorientować.
Zmarszczyłem czoło.
-O kim mówisz?-roztrzęsiony wyszukałem fajki w kieszeni i odpaliłem jednego.
-O twojej rodzinie, Verb.-Zacisnąłem usta. Jest to wiadomość wesoła, ale jednak psychicznie dla mnie było to za dużo. Moim postanowieniem numer dwa była dobra zabawa podczas nieobecności partnera by zdusić ból w sercu.
-Na razie pozwólmy im. Przejdziesz się ze mną?-zapytałem gasząc papierosa.
-A chuj że mi się chce.-jak zwykle szczery do bólu.-Możemy posiedzieć w jaskini.
-Racja, możemy.-Hanz by poszedł.. i znowu o nim myślę..
_____
  Pierwszy dzień minął spokojnie, drugi był fatalny a dzisiaj to już idiotyzm mojej osoby przeszedł samego siebie. Zmieszałem przypadkiem prawie gotową maść na stawy ze złą, trującą rośliną i jeszcze wylałem zawartość. Ból na dłoniach był niesamowity, krzyczałem wtedy, dużo, głównie ze złości. Spuchnięte dłonie owinęła mi Octavia, za co jej podziękowałem całusem. Chyba po ,,złości'' zrozumiałem, że być może robie z siebie debila i wcale nie jestem uzależniony, tylko oleniwiony. Wziąłem się więc w garść i pierwsze co zrobiłem to wybrałem trzy osoby na kandydata na alfę. Następnie rozkazałem wszystkim wybrać się ze mną na polowanie.
I tak głównie mijał mi pusty czas..
<Mosz to i jo dobrze, dobrze a tom?>

Od Hanza CD Verbeux

Lekko zdezorientowany wplotłem swoje dłonie w jego jaśniejące włosy.
-Umiesz objawiać się w ogniu?-spytałem bo to umie większość magów.
-Ehh, problem w tym, że nie-westchnął smutno i zapadła cisza.
Słońce już zaszło, a na niebie powoli pojawiały się gwiazdy. Patrzyliśmy tak prawie całą noc, a ja mu pokazywałem dużo konstelacji, o większości nie słyszał nawet.
_________
Dzień po miłej nocy z Verbeuxem, spakowany stałem w przejściu jaskini. Wszyscy byli w salonie. Odwróciłem się do nich.
-Wróć cały-uśmiechnęła się Octavia.
-Wedle życzenia-zaśmiałem się.
-Hanz?-odezwał się Verb.
-Tak?-spoważniałem.
-Pamiętaj ja będę czekać-podbiegł do mnie i przytulił, odwzajemniłem uścisk, musiałem korzystać. Po chwili się oderwałem i dźgnąłem chłopaka w bok.
-Wrócę, bo mam do kogo-uśmiechnąłem się- Do zobaczenia!
-Na razie!
-Wróć!
-Cześć!
Usłyszałem w odpowiedzi. Wyskoczyłem z jaskini i ruszyłem biegiem z małym zapasem pożywienia w drogę. Szybko minąłem Zarośla i biegłem w sypkim piasku Zacisza. Jakoś ostatnio miałem energii ponad. Postanowiłem rozwinąć skrzydła, aby minąć pustynie szybciej. Promienie słoneczne odbijały się od łusek pokrywających moje ciało. Już tęskniłem za Verbem, ale wiem, że tam jest bezpieczny, więc dla tego byłem szczęśliwy. Poiłem żywą nadzieje,że odnajdę ojca, albo chociaż kogoś znajomego. Ku mojemu szczęściu na Zaciszu temperatura też spada z porami roku.
___________
Drugi wieczór podróży, przede mną jeszcze dwa, a ja chcę wrócić, a jednocześnie iść dalej. Siedziałem wpatrując się w ogień buchający z ogniska. Miałem pusty wzrok. Zostało mi mało zapasów. Muszę jutro coś z rana upolować, a teraz idę spać. Verbeux. Verbeux. Imię chłopaka błąkało się po mojej głowie i działało uspokajająco. Mozolnie zamykałem oczy przyglądając się buchającemu żarowi z ogniska. Ciepło utuliło mnie do snu.
<Verbeux zgłoś się. Co tam u was?>

poniedziałek, 27 października 2014

Od Verbeux CD Hanz

  Pobiegłem za nim ledwo widząc. Wokół było ciemno, gdyż nadeszła noc. Uciekł mi, dlatego stanąłem i rozejrzałem się. Wcześniej byłem w ciemności niepokonalny, szybki i stanowczy, niebezpieczny.. teraz czułem się jak dziecko we mgle. Założyłem, że przemiana nie dokońca się zakończyła.
-Hanz, wyłaź to już nie jest śmieszne.-warknąłem idąc prosto. W pewnym momencie na plecy skoczył mi ów zguba śmiejąc się. Zrzuciłem go wierzgając po czym odwróciłem się i posłałem mu wkurzone spojrzenie.
-Idiota. Wracajmy wreszcie do jaskini, błagam..
-Już idziemy, książe.
_____
  Przez całą drogę nie wydawał się specjalnie szczęśliwy. Mogłem tylko gdybać. Właśnie położyłem się do łóżka zmęczony, kiedy Hanz usiadł na fotelu nie gasząc światła. Przewróciłem się na bok.
-Masz zamiar przeszkadzać mi tym światłem?-zapytałem zmęczony. Westchnął i wyszedł, gasząc. Wzruszyłem ramionami i zasnąłem, mrucząc coś o naćpaniu się w cholerę.
_____
  Minęły trzy, cztery dni a ja wciąż nie dostałem odpowiedzi od Hanza na temat bycia alfą. Z każdą rozmową byłem coraz wredniejszy z bezsilności, a on coraz cichszy. To chyba irytowało mnie najbardziej.
Próbowałem porozmawiać z nim normalnie, ale on nie chciał mi powiedzieć, co jest przyczyną tego smutku, przygnębienia.. Jakbym był obcą osobą, zbywał mnie a ja dalej trzymałem się go kurczowo. Teraz bez niego bym sobie nie poradził..
Uzależnił mnie od siebie.
-Kurwa masz coś do mnie, czy co? Już ci się nie podobam, brzydzisz się mną?-warknąłem czując dejaavu. Patrzył na mnie niedowierzając.
-Przestań, nawet tak nie mów.-odparł. Z nerwów wstałem i zacząłem machać ogonem nisko.
-Ale mi nie wierzysz! Nic nie mówisz, a ja też cierpie. Nie chce..-dokończyłem cicho.
-Wierze ci.-powiedział jak zawsze.
Próbując nowego sposobu, zamknąłem się i położyłem grzecznie. Znajdowaliśmy się w tym momencie na jednej z gór, leżąc i wpatrując się w krajobraz.
-..nie dasz mi spokoju, prawda?-usłyszałem po chwili. Podniosłem łeb i przekręciłem nim w geście zaciekawienia.-Ehh.. myślałem o czymś. Ale jest to głupia sytuacja..
-Jaka mianowicie?-ponagliłem.
-..chodzi o.. mojego ojca.-burknął.-O rodzinę. O bliskich..
Otworzyłem szerzej oczy. Było to duże zaskoczenie dla mnie. Kiedy spochmurniał myślałem, że to przeze mnie i.. uh.. Kompletnie nie wiedziałem jak się zachować. No.. i mnie udzielił się dupny humor, bo przypomniałem sobie o mojej rodzinie. Matka.. praktycznie nie mam pojęcia, co się z nią stało. Ojciec, zapewne ma ten żal do mnie. Żal, że to ja.. ja namówiłem ją do zdrady, ze złości, a siostry.. Natalie, tak bardzo za wami tęsknie..
-..nie martw się, to tylko takie.. zastanawianie się..-odezwał się.
-Gdzie są? Bo chyba żyją?-zapytałem. Zmrużył oczy przez co nieco się zmartwiłem.
-Nie mam pojęcia..-mówi głosem przepełnionym bólem i tęsknotą. Wydałem z siebie ciche ,,oh..''.
-Dlaczego ich nie poszukasz?-uderzyłem w najcięższy punkt.
-..wiesz, że to nie jest takie proste. Musiałbym..
Olśniło mnie.
-..opuścić watahę i odejść.-powiał lekki wietrzyk mierzwiąc naszą sierść.
-Nie ma innego wyjścia.
-..Hanz, kocie..-zacząłem.-..dla ciebie zawsze będzie tutaj miejsce, każdy będzie czekał..
-Zaczekałbyś?
-Ty zrobiłbyś to samo. Gdybym mógł, poszedłbym z tobą.
-Nie chce cie tu zostawić samego, Verb.-pokręciłem łbem.-Nie zrobię tego.
-Chcę żebyś był szczęśliwy, chłopie. Zrób to dla mnie.-zaproponowałem kładąc się na boku oparty o niego.
<omg co ja piszole>

Od Verbeuxa CD Octavii

-Wooh..-burknąłem łapiąc wciąż oddech.
Hanz trzepnął mnie ogonem a ja zerwałem się i od razu zacząłem na niego ujadać. Znowu wdałbym się z nim w bójkę, gdyby nie chrząknięcie Safiru. Opanowałem się zwracając ku waderze. Uśmiechnąłem się i zacząłem mówić.
-Zdecydowaliśmy, całą grupą, że..-przedłużyłem.-..zostaniesz naszą alfą, Octavio.
Ukłoniłem się, klękając na zgiętą łapę a tak samo postąpili inni. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
-To żart, prawda?-zapytała zaskoczona. Pokręciłem łbem, a ona podbiegła do mnie i przytuliła się pyszczkiem w mój bok.
-Dziękuję, ale.. to duża odpowiedzialność, ja nie wiem czy..
-Dasz sobie rade.-przerwałem jej.-Słońce jesteś bardzo mądra i masz w sobie ziarnko wielkiego drzewa pod którym każdy może się schronić!
Chyba przekonała ją ta odpowiedź, bo ze szklistymi oczami odsunęła się z uśmiechem.
-Więc? Zostaniesz naszą ochroną?
<Ołki dołki>

Od Octavii

Od kilku dni nie widziałam żywej duszy. Wszyscy rozpłynęli się w powietrzu. Całymi dniami siedziałam w jaskini, co jakiś czas sprawdzając, czy kogoś niema. Wyszłam z jaskini, mając nadzieje, że znajdę coś do jedzenia. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast jakiegoś mięska, zobaczyłam Varberuxa. Krzykną coś, ale zanim cokolwiek zrozumiałam, stał przy mnie zdyszany. Odwrócił się do mnie, i powiedział, że musimy gdzieś iść... Zaczął biec, a ja nadal stałam jak wryta. Przetarłam oczy, i dopiero zobaczyłam, że Verb jest daleeeko..
Pobiegłam za nim najszybciej jak umiałam. Nie było łatwo Go dogonić. Dopiero, gdy do niego dobiegłam, zobaczyłam że jest biały.
- Co Ci.. Dlaczego jesteś..
- Cii.. - Uciszył mnie i pobiegł dalej.
Dotarliśmy do dużej jaskini. Weszłam, zdyszana i brudna od błota. Otrzepałam się i spoglądnęłam na jaskinie. Miałam co najmniej.. głupią minę. Wszyscy siedzieli w jaskini. Hanzo, Cass, Eliane, Argona, Men, Luna, Nivan, Safiru i Arvixlon. Wszyscy byli jacyś.. Uśmiechnięci, radośni. Spojrzałam pytająco na Verba.

<Kamillo?>

Streszczenie

No więc, ponieważ wiem, że na chacie nikt mnie nie posłucha, napisałem posta.

Dziś, 27 o 20:35 wprowadziłem kilka zmian, być może dobrych, być może złych. Nie wiem, nikt mi nie pomagał, a ja bogiem nie jestem, nie wymyślę czegoś idealnego, chociaż staram się jak mogę, dla was i ogólnego przetrwania tego bloga.
Zamieszczę tu listę, co i jak się zmieniło`~

-Dodałem Głos do formularzy, ponieważ dużo wilków ma postacie ludzkie. Jak ktoś chce, może wstawić warczenie swojego wilka, czy szczekanie/ujadanie, nie ma problemu.
-Poprawiłem sytuację z naszą walutą, gdyż nie wiadomo było kto ile ma pieniędzy. Od teraz każdy będzie miał dopisaną ilość w formularzu.
-Na arenie zostały dopisane nagrody! Idź, zapisz się i wygraj coś ciekawego!
-Od teraz na arenie wystarczy dwoje uczestników i ich zgoda na rozpoczęcie. Nagrody się nie zmieniają.
-Muzyka NIE włącza się sama/gdyż jej nie ma.
-Każdy może napisać jakie piosenki chce widzieć na playliście osobie na chacie.
-Każde dołączenie do watahy basiora/wadery będzie opisane w poście.
-Wybrałem alfę.
-Od teraz opowiadania można wysyłać do moderatora i alfy.
-Wilki muszą napisać chociaż jedno opowiadanie na miesiąc nie posiadając przywileju pisarza. Inaczej ich właściciele zostaną poinformowani o uwadze, a następnie dostaną wiadomość o wydaleniu z watahy.


Przepraszam, że na razie tak mało, niestety nie jestem w stanie zrobić wszystkiego w godzinę wieczorem, zmęczony dniem.

Z góry dziękuję za uwagę,

moderator

Od Hanza CD Verbeux

Cieszył się cały czas, przypominał mi teraz mojego ojca, nie było to dla mnie super, lecz dobijające. Chciałem go szukać, ale było to nie wykonalne, tak jak zostawienie Verba samego. Nie mogłem pójść od tak sobie pójść szukać rodziny.
-Coś się stało? Czemu jesteś smutny?-stanął po chwili jak wryty patrząc na mnie wyczekująco.
-Nic, nie jestem smutny, tylko zamyślony-mruknąłem.
-Mnie nie oszukasz. O co chodzi?-spojrzał na mnie surowo.
-Na prawdę-odpowiedziałem poważnie. Zmierzył mnie wzrokiem.
-Mów-rozkazał oschle.
-Nic nie mam dopowiedzenia- zacząłem biec, a on za mną. Krzyczał moje imię, a ja zacząłem się śmiać jak szaleniec.
<drama XD>

sobota, 25 października 2014

Od Verbeux CD Hanz

  Biegliśmy koło siebie rozglądając się. Zacząłem rozmyślać, kiedy nagle doszedłem do pewnego wniosku..
Zatrzymałem się jak wryty i zacząłem skakać dookoła, co zauważył Hanz i również się zatrzymał. Spojrzał na mnie pytająco.
-Zmieniłem się!-krzyknąłem.-Boże, jestem biały..
Przyglądałem się swoim łapom, kiedy chłopaka jakby olśniło.
-Faktycznie..-mruknął i podszedł. Obejrzał mnie i wzruszył łapami.
-Tylko tyle? Patrz jaki jestem zajebisty!-syknąłem i szczerząc się uniosłem klatkę piersiową żeby pokazać jaki dumny jestem.-No, jakiś pożytek z tego związku..
Prychnął, a ja podskoczyłem. Byłem nieco wyższy, niż wcześniej, więc teraz stałem prawie na równi z Hanzem. Nie byłem już zwykłym psem..
Ostatni raz westchnąłem szczęśliwy.
-Dobra, wracamy..-rzuciłem i puściłem się biegiem drogą powrotną. 

<wyczerpałem sie..>

Od Hanza CD Verbeux

Uniosłem brew.
-Znowu coś mnie omieło?
-A ty znowu swoje-westchnął.
-Dobra dobra-uniosłem dłonie w geście poddania-Chodź zrobimy obchód.
Zamieniłem się w wilka i moment zaczekałem na Verba. Biegiem ruszyliśmy przez łąki które otaczały las w stronę gór. Chłodne jesienne powietrze wypełniało płuca. Lekko wyprzedziłem Verbeuxa.
-No więc co robimy?-zapytał.
-Obchód?
Westchnął i nic już nie powiedział. Biegliśmy w ciszy.
<UGH MASZ TO>

Od Verbeux CD Hanz

  Przymknąłem oczy oddychając powoli. Chwilę zajęło mi dojście do siebie. Podniosłem się czując wychodzące ze mnie przyrodzenie chłopaka. Usiadłem obok niego, podpierając się na kolanie. Nagle wzięła mnie ochota na palenie, dlatego nachyliłem się nad komodą i wyciągnąłem z szufladki paczkę mocnych. Odpaliłem jednego i zaciągnąłem się mocno, a następnie wypuściłem kłębek dymu nosem i ustami. Jaszczur podparł się na łokciach i popatrzył na mnie skrzywiony.
-Musisz tutaj palić?-zapytał zirytowany.-W ogóle, musisz palić tą chemię?
Rozwiązałem włosy. Złapałem papierosa w usta i zsunąłem się z łóżka. Stojąc już na nogach podszedłem do drugiej półeczki gdzie ogarnąłem trochę ciuchy. Założyłem na siebie nowe bokserki pomimo wiedzy, iż pomiędzy pośladkami wycieka mi nasienie. Narzuciłem na siebie również ciepłą bluzę i wyszedłem z pokoju, nie próbując nawet posłuchać czarnowłosego. Powolnym krokiem doszedłem do wyjścia z jaskini. Stanąłem przy drzewie, oparłem się o nie i z westchnieniem kontynuowałem palenie.
Teraz noce i dni są chłodne. Bardzo. Coraz bliżej zima.
-Powinien wreszcie zgodzić się na bycie alfą.-powiedziałem do siebie wydmuchując. Wcześniej wiecznie uniesiony ogon cudem wisiał przy nodze, za co podziękowałem niebiosom.
-Ciężki dzień?-zapytał mnie ktoś podchodząc blisko. Przyjrzałem się tej osobie. Był to Safiru z typowym dla niego uśmieszkiem na twarzy. 
-Ciężka godzina.-odparłem dopalając peta. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Oparł się o drzewo obok i odrzucił głowę do tyłu patrząc w niebo.
-Mam dla ciebie ciekawą informację.-podsunął zaciekawiając mnie.-Poszedłem się przejść i zauważyłem cztery wilki, dwa samce, dwie samice i białowłosą dziewczynę na plecach jednego z basiorów..
Moje zainteresowanie opadło, ale dla grzeczności zapytałem, co z tym mam wspólnego.
-Ich zapach był podobny do twojego.-zakończył rozmowę. Złapał mnie za rękę i pocałował w dłoń.-A teraz wybacz, idę się przespać.
Popatrzyłem w ziemię zastanawiając się. Zaraz potem zauważyłem stojącego w przejściu partnera. Czekał spokojnie z założonymi dłońmi. Odepchnąłem się od drzewa i podszedłem do niego, od razu zawieszając mu się na ramieniu.

<Seksi będzie jak będę miał humor ;d>

Od Hanza CD Verbeux

Nie skomentowałem jego słów, oparłem się na dłoniach kładąc je z tyłu, odchyliłem głowę do tyłu sapiąc. Chłopak położył mi dłonie na ramieniu następie wbijając paznokcie w skórę. Opadał i podnosił się, opadał i podnosił się. Syknąłem, gdy strużka krwi spłynęła po mojej piersi.
-Tro-trochę to b-b-oli- wysapałem ciężko, Verbeux natychmiastowo zdjął swoją z mojego barku i jedną położył obok, a drugą na swoim penisie i zaczął tą ręką poruszać (wiadomo jak) drażniąc mój brzuch. Jęknąłem, ale każde moje jękniecie próbowałem hamować, aż Verb się zatrzymał.
-Słodko...Wstydzisz się jęczeć, jak zawsze...Chcę cię słyszeć-zachęcił mnie i wrócił do wcześniejszego zajęcia. No i o po tym już spokojnie wydawałem z siebie stęknięcia, jęknięcia, sapanie i inne. Było tak cholernie przyjemnie...Mmmmmmm. I znowu rytmicznie poruszanie się na moich biorach. Oderwałem dłonie od łóżka i zacisnąłem prawą na szczęce Verba i przyciągnąłem do swojej twarzy, obaj sapaliśmy. Zamknąłem mu usta swoimi nadal ściskając go za szczękę, aż jęknął z bólu albo z przyjemności...Nie wiem.
Na moment oderwałem się od niego.
-Zaraz-a-az...-wyjąkałem.
-Wie-em ja t-eż- odpowiedział i od razu biała maź znalazła się na moim brzuchu. Minęła jeszcze chwila zanim doszedłem w Verba, a on krzyknął. 
<Masz już to XD>

czwartek, 23 października 2014

Od Verbeux CD Hanz

  Siłą magii znalazłem się na jego kolanie, co nie było zbyt wygodne zważywszy na mały, choć właściwie to nie wcale taki mały ,,problem" między nogami. Sapnąłem czując gniecenie.
-Jestem okrutny..-powtórzył pod nosem gładząc mój bok. Zjechał nieco do tyłu, drapiąc mnie po drobnych włoskach wokół ogona. Z mojego gardła wydobyło się coś na wzór ,,purrrrrrrrrr..". Nagle złapał mnie za początek ogona i mocno szarpnął w dół tak, że jęknąłem z bólu i popatrzyłem na niego oburzony. 
Nie przestał, pociągnął kolejny raz wprawiając mnie w coraz większe zdenerwowanie. Ale nie przeszkadzało mu rzucanie wściekłych spojrzeń. W końcu wkurwiony nachyliłem się nieco by złapać jego własną dłoń i odciągnąć od delikatnego dodatku, oraz ułożyć na swoim pośladku. Chwilę temu zrozumiałem, że chce się pobawić dłużej przed czymś ostrzejszym. Okej, niech będzie. Skoro chce sobie jeszcze poczekać, mnie to nie przeszkadza. Parę razy przejechałem biodrami po linii kolana podnosząc w tym czasie swoje włosy do góry i związując je ruchem palca. Zszedłem z niego i poszedłem w stronę łóżka. Wszedłem na nie i z tyłkiem w górze oraz głową między poduszkami przejechałem parę razy palcem po główce swojego penisa. Wiedziałem, że Hanz obserwuje i to chyba jeszcze bardziej mnie podniecało. 
Denerwujące mnie od dłuższego czasu kremowe bokserki zsunąłem na kolana i całkiem ściągnąłem, po czym rzuciłem je na podłogę. Rozstawiłem nieco szerzej nogi dla własnej wygody i złapałem w dłoń napiętego członka, zagryzając wargę. Poruszyłem parę razy w przód i w tył nie mogąc się powstrzymać przed mocniejszym wypięciem tyłka. W takiej cholernie wygodnej dla mnie i seksownej pozycji robiłem sobie dobrze już nie powstrzymując się przed jękami. Kiedy prawie dochodziłem sapiąc, chłopak podszedł i przewrócił mnie na plecy i ułożył dłoń między pośladkami, powoli wsuwając we mnie palec, przy okazji całując w usta. Odsunąłem go lekko żeby móc coś powiedzieć.
-Może dzisiaj spróbujmy bez niczego..-mruknąłem.-..Tak jest ciekawiej.
Zdziwił się bardzo i zastygł nie wiedząc, czy to dobry pomysł. Sam wziąłem się się w garść i kazałem mu usiąść. Spełnił moją zachciankę, a ja pochyliłem się i zębami zsunąłem jego bokserki jedynie uwalniając przyrodzenie. Chcąc chociaż raz zrobić coś więcej niż jęczenie, od razu wziąłem je w buzię dosyć szybko unosząc i opuszczając głowę. Ręką również robiłem krągłe ruchy zaraz za ustami. Pobawiłem się tak z parę minut.
-Verb..-mruknął rozkazująco. Zlitowałem się i usiadłem na jego biodrach ostatni raz posyłając mu rozpalone spojrzenie. Pośpieszając złapał po obu bokach za biodra i lekko ścisnął. 
Wziąłem w dłoń jego penisa i nakierowałem na małą dziurkę po między moimi pośladkami. Powoli opadałem na niego czując zbierające się w kącikach oczu łzy. Bolało jak cholera, jakby ktoś mnie od środka rozpychał, ale wytrwałem do końca, to znaczy do połowy przyrodzenia i zatrzymałem się, chcąc się przyzwyczaić, ale nie wiem ile czekałem i tak bolało. W końcu spojrzałem prosto w oczy jaszczura i opadłem do końca. 
-Kurwa, nie wiedziałem, że to takie hardkorowe..-powiedziałem żartobliwie ale wcale nie było mi do śmiechu. W końcu podniosłem się lekko i znów opadłem. Powtórzyłem tą czynność parę razy aż przestało być to tak ciężkie i przyśpieszyłem ruchy. 

<Jezu, będę miał koszmary..>

Od Hanza CD Verbeux

Uniosłem brew zakładając jedną nogę na oparciu robiąc rozkrok.
-Jakieś konkretne wymagania książę?-powiedziałem uśmiechając się zadziornie. Niepewny odwrócił wzrok.
Słodko... Przyglądałem się jego niewinnym ruchom bawiąc się dolną wargą.
Za długo tak stoi. Wyciągnąłem rękę i swoimi magicznymi zdolnościami przyciągnąłem chłopaka do siebie. Łapiąc za ręce.
Jestem okrutny? Hmm... Możliwe.. Ale podobało mi się.

<To tyle nie chce mi się więcej ; D>

Od Verbeux CD Hanz

  Ścisnąłem mocniej dłoń. Chłopak całował moje podbrzusze, przegryzał i zasysał skórę za co dziękowałem mu pomrukami, sapnięciami i cichymi jękami. Natrętny ogon podniósł się i zaczął klepać go w ramię.
-Hanz już nie mogę..-jęknąłem żałośnie i zdziwiony własną reakcją spojrzałem w dół na jego twarz. Cały czas był skupiony na pieszczeniu mnie, dopiero gdy drugą rękę wsunąłem w jego włosy odsuwając go nieco, spojrzał wprost na mnie. Marzyłem, żeby mnie teraz pocałował.
Jakby czytając mi w myślach podsunął się wyżej i wpił w moje rozwarte wargi. Wyplątałem rękę z jego uścisku i mocno go objąłem. Paznokciami drapałem lekko plecy, tonąc ze szczęścia i przyjemności. Kiedy oderwał się od moich ust, dalej trzymając go w uścisku nachyliłem się nad jego uchem i ugryzłem go niechcący gdy się poruszył. Przepraszająco polizałem go w tym miejscu;
Usiadł i popatrzył się na mnie kusząco rozciągając ręce w górze. Myśląc na pół trzeźwo poruszyłem znacząco biodrami zagryzając wargi. Patrzył na to spokojnie posyłając mi złośliwy uśmiech. Wypuściłem powietrze z ust i kontynuowałem ocieranie się cichutko jęcząc. W pewnym momencie złapał mnie za biodra unieruchamiając. Ułożył wygodniej ręce i podniósł mnie na poduszki, wyswobadzając moje nogi. Wstał i podszedł do fotela, a następnie usiadł zakładając nogę na nogę. Śledziłem go wzrokiem.
-..jesteś okrutny..-westchnąłem kląc na siebie w myślach za bezmyślne chwalenie go.
-No nie wiem..-mruknął.-Jak chcesz, możesz podejść..
Widziałem te iskierki w jego oczach. Zsunąłem się z łóżka i podszedłem do niego.
-Więc?-zapytałem machając ogonem żywo i z dłońmi we włosach w według mnie seksownej pozycji.
<Te anime źle na mnie działa yo ;*;>

Od Hanza CD Verbeux

Zaśmiałem się. Może czas zabawić się w łóżku inaczej? Tak, dziś to najlepszy dzień na nowe wrażenia. Ohhh Hanzo, zachowujesz się jak roztrzepany nastolatek....A w sumie? Raz się żyje co nie? Ale jak na mnie to trochę dziwne, cóż... Trochę się zastanawiałem, ale Verbeux dźgnął mnie w bok.
-Marzysz o mnie?-zapytał ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Skąd wiesz, że nie?-"zawisnąłem nad nim.
Musnął mnie w usta roztrzepując mi kruczo-czarne włosy.
-Momentami nie mogę powiedzieć czy jesteś wilkiem, czy jaszczurką, czy smokiem , czy krukiem, czy...-zamilkł jak przyłożyłem mu palce do ust.
-Nie sądzisz, że za dużo słów wylewasz na światło dzienne?-wyszeptałem.
-Czasami-wzruszył ramionami.
Położyłem swoją dużą ciężką dłoń na jego klatce piersiowej i zacząłem błądzić po mięśniach, które powstały tuż po moim przybyciu do watahy. Pochyliłem się i zacząłem muskać mostek i szyje Rudego, ale po chwili zostałem odsunięty, a mina Werba była poważna, chyba sobie coś uświadomił.
-Hanz... Musisz zostać alfą-mruknął.
-Nie teraz, może potem. I jak na razie radzimy sobie bez głównego przywódcy-uśmiechnąłem się zachęcająco, a Verbeux przyjął to też się uśmiechnął, wróciłem do swojego ulubionego zajęcia, dodatkowo lewą dłoń wplotłem w dłoń kochanka.
-Jesteś okrutnie dla mnie cudowny-wysapał, a ja w nagrodę zostawiłem parę malinek na piersi. Oderwałem się i zrzuciłem z siebie T-shirt i bluzę, pozostając w dolnej części ubrania.
-Eje jej! A dół?-zaśmiał się. Rozpiąłem pasek i rozporek i ponownie nad nim zawisłem.
-Dół? Robota dla ciebie książę-powiedziałem uwodzicielko wracając do całowania ciała chłopaka.
-Jesteś niemożliwy- jęknął i stopami zsunął moje spodnie odkrywając ogon z czego skorzystałem i zszedłem niżej do pępka w dół. Verb jęknął. Nadal trzymałem lewą ręką dłoń ukochanego, a drugą masowałem uda, tworząc nowe malinki na biodrach.
<soł seksi ;D>

środa, 22 października 2014

Od Verbeux CD Hanz

  Oblałem się czerwienią na twarzy. Przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało, na co zareagowałem sapnięciem.
-Oi, wieczór jeszcze daleko..-mruknąłem. Polizał równie wrażliwe miejsce którym jest koniec szczęki i spojrzał na mnie odsuwając się. Na jego twarzy widniał uśmiech satysfakcji. Poczułem się zażenowany dlatego schowałem twarz za dłońmi.
-Po co czekać na wieczór..-zapytał zabierając moje ręce i kładąc je na swoich ramionach.
-Hanz.. a może by tak skosztować jeszcze raz twojego wina?-burknąłem. Usiadł już obok mnie, więc również i ja klęknąłem na kolanach. Posłałem mu uśmiech, a on podniósł brew w górę po czym wziął szklankę i upił z niej trochę napoju i złapał mnie za brodę. Automatycznie przysunąłem się a on pocałował mnie, wysuwając lekko język. Otworzyłem usta, słodko-gorzki sok wlał się w moją buzię. Po moim policzku spłynęła jego stróżka, którą po chwili wytarł kciukiem.
-To było..
-Podniecające?-podsunął gładząc mnie po szyi.
-..nowe.-dodałem.-Robisz to specjalnie..
-Co robię?-zapytał bardziej dla zabawy, niż z ciekawości. Dopiero teraz poczułem jak mi jest gorąco.
Ściągnąłem denerwujące mnie spodnie i koszulkę. Mimo to całe ciało mnie paliło. Usiadłem i westchnąłem odrzucajac głowę do tyłu. Zaraz poczułem jak chłopak, dalej w ubraniu obejmuje mnie i kładzie brodę na moich włosach.
-Kocham cie.-rzucił radosnym głosem. Odwróciłem się i wdrapałem na niego, siadajac na skrzyżowanych nogach.
-A ja ciebie nie kocham. Ja cie uwielbiokocham!-wystawiłem mu język który spróbował pochwycić zębami, ale w porę go schowałem.-Nhh.. gorąco mi jak nigdy.
Zsunąłem się z kolan i w zwykłej pozycji położyłem się na plecach.
-Nie dziwię się..-powiedział przyglądając mi się. Pod działaniem tego wzroku zakryłem ogonem nieco obrzmiałe przyrodzenie.
Boże, ten wieczór nadchodzi tak wolno..
<po obejrzeniu dwóch yaoiców wyszło tylko to ; oo>

Od Hanza CD Verbeux

-No dobrze mały bezbronny słodki kotecku-poszedłem to małego barku w kącie i wyjąłem dwa kieliszeki i do każdego z nich wlałem wino aroniowe mojej roboty. Wróciłem do łóżka z kieliszkami i siadłem na chłopaku rozkrakiem, podałem mu kieliszek pochylając się nad nim.
-Proszę mój malutki bezbronny uroczy książe-koteczku-uśmiechąłem się. Verbeux miałknął. Zaśmiałem się, bo nie do końca mu wyszło. Uroniłem łyk, a on może dwa.
-Dobry kompot ci w tym roku wyszedł-zaśmiał się złośliwe.
-E,e,e synuś nie pozwalaj sobie-pokręciłem palcem śmiejąc się w głos, a on tuż za mną. Zabrałem mu kieliszek i oba położyłem na komodzie obok łóżka, a Verbeux wydał z siebie głuchę "EJ".
-No więc jeśli nie smakuje ci moje wino może posmakuje co innego?-uśmiechąłem się łobuzersko.
-Możliwe-również tak samo się uśmiechnął.
Schyliłem się do niego i złożyłem na jego szyji parę soczystych całusów. Verb odchylił głowe do tyłu głośno oddychając. Uśmiechnąłem się dotykając ustami jego szyję. Lubi to... A ja lubię mu to robić. Poszedłem w górę pogryzając mu małżowine.
-A co powiesz na ciekawe spędzenie wieczoru?-wyszeptałem mu czule do ucha. Przeszył go dresz, raczej przyjemności niż przerażenia.
<za dużo yaoi jak na jeden dzień *-*>

wtorek, 21 października 2014

Od Verbeux CD Hanz

Leżałem na Hanzie okrakiem bawiąc się jego dłonią, kiedy do środka wparował nowy basior i powiedział, że pilna sprawa i, że mamy iść do salonu. Jak to usłyszałem, opadłem na chłopaka bez sił.
-Dopiero co zmartwychwstałem a już mam biec na pomoc światu.-warknąłem.-Co ja kurwa Harry Portfel?
Jaszczur westchnął i przeturlał nas na bok tak, że to ja byłem pod nim. Wydąłem usta zły.
-Jak wrócimy to resztę dnia spędzimy sami, hmm?-zaproponował. Wyszczerzyłem się i dałem mu soczystego całusa w nos. Zwlekliśmy się z łóżka, a przy tym nie obyło się bez molestowania wzrokiem moich odkrytych przez koszulkę pośladków. Nie skomentowałem tego tylko napiąłem się chcąc zmienić w wilka, ale nie mogłem. Za czwartym razem poczerwieniałem ze złości i wstydu.
-Wiedziałem!-syknąłem.-Jak zmienię się w puchatą jaszczurkę to będziesz mnie błagał o litość!
-Oczywiście książe.-odparł z uśmieszkiem. Złapałem za spodnie i w takiej postaci wyszedłem do salonu. Zobaczyłem tam tą samą waderę która śniła mi się w wojnie. Teraz była martwa.
-Verbeux, ktoś znalazł ją w wodzie dzisiaj rano..
Nawet się nie zastanowiłem i głośno powiedziałem do Hanza.
-Niech wyrzucą ją w górach do krateru. Niech zgnije tam gdzie powinna.
Chłopak powtórzył. Nie miałem zamiaru tego ciągnąć dlatego szybko ulotniłem się do pokoju. Walnąłem się na łóżko z jękiem przyjemności. Owinąłem się kołdrą i zacząłem mruczeć.
-Mały kotek?-szepnął mi do ucha partner. Przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałem na niego z niewinną minką.
-Maleńki, zmęczony koteczek chcący się poleniwić.-sprostowałem i spojrzałem na półkę.-Napić też bym się mógł.. bo o dzieciach na trzeźwo nie potrafię mówić serio.
<Bezbronny, seksowny kotecek daje cd>

Od Hanza CD Verbeux

Zrobiłem zastawiającą się minę.
-No wiesz....-zacząłem że złośliwym śmieszkiem.
-No?-uniósł brew Verbeux.
-Fundamentem małżeństwa jest miłość, a cegiełkami dzieci-uśmiech nie schodził mi z pyska.
-Ty-zaśmiał się Verbeux dźgając mnie w bok.
-No ja?
-Będziesz tatą-razem zaczęliśmy się śmiać.
Nastąpił moment ciszy.
-Ale tak serio? Nie głupi pomysł z tym wszystkim-bawił się moimi włosami.
Uśmiechnąłem się. Palcami każdą moją rysę twarzy "obrysował". I tak leżeliśmy pare godzin obmyślając i rozmawiając na ten temat.
<i do jakiego związku doszedł Hans i Verb XD?>

Od Verbeux CD Hanz

  Czułem przyjemne ciepło wokół mnie. Ktoś przesunął dłonią po moim czole, przeczesując również włosy. Zamruczałem gardłowo jak kot, wtedy osoba obok zaśmiała się, a kolejna burknęła coś pod nosem. Otworzyłem lekko oczy i zobaczyłem pochylającego się nade mną Safiru, sprawdzającego temperaturę i stojącego Hanza pijącego coś parującego z kubka o sfochanej minie. Pierwszy raz poczułem się normalnie. Podniosłem się do siadu i podrapałem po głowie.
-Widzisz, woli kiedy ja go pieszczę.-powiedział rozbawiony Saf.
-Spierdalaj.-fuknął w odpowiedzi jaszczur i wygonił go z pokoju. Nareszcie odstawił naczynie i usiadł koło mnie. Uśmiechnąłem się i usiadłem na kolanach przytulając go.
-Przepraszam..-wymamrotałem w jego szyję.-..musiałeś się dla mnie poświęcić, wybaaacz~
-Nie przepraszaj, ważne, że już ci lepiej i..
-Czekaj!-przerwałem mu.-W mojej tradycji taka wymiana stosowana jest w małżeństwie.
Zamurowało go a ja odsunąłem się kawałek z rumieńcami. Zaczesałem przydługie pasemko już na powrót ukochanych rudych włosów za ucho.
-J-jeśli chcesz możemy udawać, że nic takiego się nie stało..-burknąłem i przymknąłem oczy.-Moje siostry raczej nie odnajdą mnie tylko po to by sprawdzić, czy się ożeniłem, w tym wypadku..
Chłopak złapał mnie za szczękę i pocałował. Coś za mną zaczęło mocno uderzać o pościel. Odsunął się po chwili i spojrzał na mnie z czułością co sprawiło, że te coś za mną przyśpieszyło ruchy. Obejrzałem się za siebie i zamarłem.
-Co to kurwa jest!?-krzyknąłem stając na równych nogach i patrząc na puchaty biały ogon.
-Może to przez te zaklęcie..-podsunął czarnowłosy powstrzymując śmiech. Złapałem niechciany element i cały czerwony usiadłem zasłaniając go kołdrą.
-mphh.. słodki jesteś.-palnął chichrając się za co oberwał w łeb.
-..ty lepiej odpowiedz na moje pytanie..

<XD>

Od Hanza CD Verbeux

Byłem zdezorientowany całą sytuacją, ale po tym jak Verbeux złapał mnie za rękę wróciłem na Ziemię. Nagle dotarło do mnie, że on myśli o jednym z najsilniejszych zaklęć Białej Magii-zmiana czystości krwi. Bez wachania rozciąłem sztyletem obok dłoń i palce. Odwinąłem bluzę ukazując głęboką ranę, jedynie syknął z bólu. Najgorsze...włożyłem trzy moje zakrwawione palce w jego ranę. Wrzasnął wijąc się na podłodzie.
-Folo norus kurdiuv morem...Folo norus kurdiuv morem-zacząłem powtarzać coraz głośniej. Otoczyła nas moja niebieska aura, a moje oczy wraz z białkami stały się niebieskie. Nadal powtarzałem zaklęcie , aż aura zaczęła opadać, pokazując koniec "zabiegu" zmiany krwi. Teraz Verbeux będzie miał połowę mojej siły, co może być dla niego korzystne.
Wyjąłem trzy palce z śliskiej krwi, widocznie Verb zemdlał tak na serio. Resztkami sił opatrzyłem go i ułożyłem na łóżku, zmęczony siadłem patrząc na niego pustym wzrokiem. Oby to było to co przewidział. Zamknąłem oczy, aby wróciły białka i zierenice.
<masz>

poniedziałek, 20 października 2014

Od Verbeux CD Hanz

  Nie wiem, ile czasu spałem, ale kiedy otworzyłem oczy znów zauważyłem przy sobie Hanza, lecz tym razem w pełni śpiącego. Uśmiechnąłem się mimo zamieszania w głowie i wstałem tak cicho, że go nie zbudziłem, albo po prostu był tak bardzo zmęczony, że wpadł w kamienny sen. Ziewnąłem i wszedłem do pomieszczenia obok, które sprawiłem sobie niedawno. Był tam ściek oraz dopływ wody, więc można było uznać to za łazienkę. Znalazłem również lustro, które powiesiłem przy ,,kranie". Podszedłem do niego i ochlapałem sobie twarz zimną, bo nie załatwiliśmy junkersa, wodą a następnie przeczesałem włosy wpatrując się w swoje odbicie. Wcześniej piękne, wyraziste rude włosy stały się ciemniejsze, oczy całkowicie zmieniły kolor z błękitnego na bordowy a skóra jakby przybrała nowy kolor, bardziej opalony. Usta jedynie pozostały takie same, ku mojej uciesze. Kiedy się tak przyglądałem własnemu odbiciu, zarejestrowałem stróżkę krwi spływającą z mojego nosa. Nachyliłem się i zmyłem ją, ale gdy znów popatrzyłem w lustro, krew leciała mi nawet z oczu. Rozszerzyłem je mocno i dotknąłem zabrudzonych policzków, ale nic tam nie było. Mimo to u postaci przede mną zaczynało lecieć jej coraz więcej. Zacząłem się trząść, ale w tym samym momencie do środka wkroczył jaszczur. Od razu rzuciłem się w jego stronę i przytuliłem.
-Ja już nie moge.. ja się zabije..-wychlipałem.-Ta krew.. ja już nie chce jej widzieć!
Chłopak głaskał mnie po włosach i uspokajał. Zawsze działało, ale tym razem nie mogłem.. nie potrafiłem zakończyć histerii, dopóki znów nie zacząłem śnić o atakowaniu Hanza..
_____

  Za każdym razem, codziennie widziałem krew. Wszędzie, oraz przynajmniej dwa razy dziennie omdlewałem i śniłem o ataku. Dzisiaj zacząłem się nad tym zastanawiać. Widzę krew.. więc to przez nią muszę wariować. Doszedłem do wniosku, że musi siedzieć we mnie coś, co nie daje mi spokoju. Był to ciężki wybór, dla mnie, ale kiedy tylko Hanz poszedł po królika, klęknąłem na środku pokoju z mieczem w dłoni i wyciągnąłem dłoń do przodu. Nasz wujek zrobił tak samo, ale jego partnerka mu nie pomogła i umarł. Złapałem za ostrze i mocno wbiłem w sam środek. Okropny ból przeszył całe moje ciało, ale nie przestałem i pociągnąłem ranę do zgięcia i wyjąłem sztylet. Odrzuciłem je na bok i drżącą ręką ścisnąłem nadgarstek mocno, a lejąca się krew przyśpieszyła ucieczkę. Zaraz po tym wrócił chłopak i blady szybko rzucił się w moim kierunku. Odepchałem go lekko i pokazałem na jego usta.
-Błagam..-szepnąłem.-..kochasz mnie, prawda?
-Boże Verb coś ty zrobił?!
-..musisz tylko zabrać to ze mnie..-zakaszlałem krwią.
-Rany boskie, bandaż..-powiedział i wstał, ale złapałem go za rękę i popatrzyłem mu w oczy.
-..musisz to wyciągnąć, musisz..-niedokończyłem bo powoli omdlałem z powodu utraty krwi..

<Mocz>

Od Hanza CD Verbeux

Odrzuciłem go słabą kulą białej many, odrzuciło go na tyle abym mógł wyciągnąć z kieszeni strzykawke z środkiem usypiającym. Że zwinnością jaszczurki wbiłem mu igłe w tętnicę szyjną. Wkurzony wyrwa się i znowu zaczął wymachiwać swoim mieczem tym razem przyprawiając mnie o rany cięte, po chwili upadł na kolana, a po minucie osunął się na ziemię śpiąc. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do jaskini. Przechodząc przez salon zastałem Safiru. Na moment choroby Verbeuxa zawarliśmy sojusz.
-Znowu?-zamknął książkę-Który to już raz w tym tygodniu? Czwarty?
Skinąłem głową na znak "tak".
-Co raz częściej się to dzieję.
-I jest co raz bardziej agresywny. Znalazłeś coś w moich książkach?
-Nic, a nic-rzucił książkę na stół.
Westchnąłem i ruszyłem do swojego pokoju. Ułożyłem Verba na łóżku.
-Co oni ci zrobili?-wyszeptałem przeczesując mu włosy.
<noo :I>

niedziela, 19 października 2014

Od Lunaris

Jak zwykle chodziłam po lesie i patrzyłam się na..W sumie na co mogłam się patrzeć?To tylko drzewa,jakieś krzaczki,zwierzaki i tyle.Tak więc szłam przez te drzewka z nadzieją że ten las wreszcie się skończy.
-Wreszcie!-krzyknęłam gdy zobaczyłam jakieś góry.
Wspięłam się na pagórek i zobaczyłam że słońce zachodzi..
-Ładnie tu..W sumie to chyba zostanę.
Nagle usłyszałam że ktoś się zbliża.
-Kto ty?-zapytał.A że stał tyłem nie widziałam kto to.
-Wilk.
-Ty lepiej mnie nie denerwuj.-mruknął i podszedł bliżej.
-A co Cię to obchodzi?-zapytałam i przeskoczyłam na kolejną górkę.
-Lepiej się przedstaw.Radzę Ci..
Nie miałam zamiaru z nim gadać więc musiałam opuścić to ,,Piękne miejsce" i iść dalej.

**********************************

Zaczynało robić się ciemno.Jak zwykle nie wiedziałam gdzie jestem.Widzę jedno..Kosteczki,jakieś kolce i no emmm..Kosteczki.Położyłam się pod głazem i zobaczyłam zbliżającego się do mnie wilka.
-Dobra posłuchaj!Odwal się ode mnie!Nie wiem kim jesteś ale lepiej już z tąd znikaj!-warknęłam i miałam ochotę go rozszarpać.
-Ale o co chodzi?-powiedział.
Kurde nie ten wilk.

<Ktoś....Mam mało weny ale nie pisałam od 5 miechów ;___________; >

Od Verbeux

  Przekręciłem się z jednego boku na drugi, nie mogąc zasnąć. Sny o tym, jak zaczynam atakować Hanza sprawiały, że trzęsły mi się ręce, głównie ze strachu. Obok mnie leżał chłopak i kiedy tylko poczuł, że się podnoszę, obudził się i zaspany mruknął coś pod nosem.
-Uh-un..-odparłem wymijająco i przytuliłem się do niego, dalej czując ciarki na plecach. Od dłuższego czasu tak właśnie jest, jaszczur pilnuje mnie prawie cały czas. A to wszystko przez ten sen o wojnie, chociaż ja uważam, że nie był.. Wszystko było wyraźne! Ale inni zachowują się jakby nic się nie stało. Powoli szaleję, z każdym tym pojebanym snem.. 
_____

  Kolejny raz rzuciłem sztyletem w drzewo, trenując, kiedy Hanz kichnął. Prawie trafiłem kolejnym prosto w ptaka. Westchnąłem i położyłem dłonie wzdłuż ciała.
-Stojąc tu jak słup i kichając wcale mi nie pomagasz.-mruknąłem. Wytarł nos dalej stojąc tam, gdzie stał. Podszedłem do niego i poklepałem po policzku.
-Wracamy?-zapytał z ulgą. Pokiwałem głową i ruszyłem do jaskini. Szedł koło mnie, pilnując mnie jak jakiegoś pojebanego psychola. Czasem robi się to irytujące.
Złapałem go za dłoń i stanąłem w miejscu. Spojrzałem wprost w jego oczy i zacząłem mówić.
-Nie wiem czemu śnią mi się takie rzeczy, również nie wiem, dlaczego nie pamiętam większości rzeczy sprzed ,,omdlenia", ale jestem pewien, że jeśli raz czy dwa razy zostanę sam na godzinkę to nic się nie stanie. Nie jestem dziewczyną!-zakończyłem dramatycznym piskiem, układając usta w dziubek. Pokręcił głową i przybliżył się, obejmując mnie i cmokając w utworzony dziubek. Dźgnąłem go w żebro. Zerknąłem w bok i z przerażeniem i zdenerwowaniem oraz szokiem wpatrywałem się w stojącego Hanza i klęczącą przed nim Cassie, robiącą..
Poczułem jak wszystkie moje kończyny rozpływają się, a mózg zasłania delikatna mgiełka.. I po tym znowu to samo, co zawsze w moich snach..
Odepchnąłem Hanza i z dziwnym paleniem na policzku rzuciłem się na niego tworząc sztylet. Magia dookoła mnie zaczęła buchać, a on zmrużył oczy i zaczął się bronić..

<MOSZ>

Od Verbeux END Hanz

  Podbiegłem do niego i obejrzałem boki i twarz. Zmrużyłem oczy i zacząłem się trząść ze złości. Odwróciłem się do niego tyłem z najeżoną sierścią. Nic nie powiedziałem, za to Cassie zaczęła go wypytywać dlaczego jest poraniony, czy znalazł ich kryjówkę, a ja znów zwróciłem głowę ku niemu.
-Jesteś idiotą.-odszedłem do siebie nawet nie czekając na odpowiedź. Wszedłem do pokoju i zmieniłem się w człowieka z wciąż drgającymi rękoma. Usiadłem przy papierze i złapałem w dłoń marker, a następnie zacząłem kreślić kolejne kreski oznaczające strategie. Safiru przyniósł mi plotkę, że osiedlają się w jaskini tak jak my, blisko gór. Dla niego było to proste, szybkie i bezbolesne.. Uderzyłem końcówką narzędzia o swoje wargi. Zaraz po tym do środka wszedł zmaltretowany chłopak i spojrzał na mnie, czekając na coś. Wstałem i jednym krokiem znalazłem się przy nim, po czym uderzyłem go w twarz. Pozostał lekki ślad, tak samo jak i świerzbienie w ręce. Opuściłem ją w dół.
-Powinieneś się wstydzić..-zacząłem starając się nie krzyczeć.-..Rzucasz się w tarapaty za każdym razem, kiedy masz coś zrobić..
-Zrobiłem to co musiałem, prawdopodobnie nie będzie już tej ,,wojny" w której ucierpieliby wszyscy z nas.-powiedział jakby to było oczywiste. Skrzywiłem się na myśl o tym, co mogło mu się stać, gdyby wpadł prosto w sidła alfy. Złapałem go za podbródek i ścisnąłem.
-Nie musiałeś, ja ci tego nie kazałem. Z resztą, jedynie straciłeś siły, a Safiru dawno..
-Safiru! Safiru, Safiru! Wiecznie tylko on!-syknął. Odsunął moją rękę.-Co nie zrobię, źle. Gdy wracam poraniony słyszę ,,idioto!", a do niego co? ,,Boże, co ci się stało? Trzeba to opatrzyć"~!
Otworzyłem szeroko oczy. 
-Zawsze tylko on.. Ja już się nie liczę, co?-zapytał załamanym głosem, z nutą wredności.-A może to od niego wracasz czasem późno w nocy? Dobrze bzyka?
Zmrużyłem oczy odsuwając się o krok do tyłu. Więc mi nie wierzy, tak? Kurwa, po tym wszystkim.. Spuściłem lekko głowę wkurzony na maksa a następnie ją podniosłem i spojrzałem prosto w jego oczy.
-Wyjdź.-rzuciłem. Nie ruszył się z miejsca, wpatrując we mnie z niemym pytaniem. Tym razem głośno krzyknąłem.-Wynocha!!
Ścisnął pięści i wyszedł. Tak jak mu kazałem. Nawet raz nie pomyślałem, że robię źle. Oczy zasłoniły mi zasłony słonej cieczy. Skoro mi nie ufa, nie będę go zatrzymywał. Może nawet kurwa odejść, proszę bardzo! Nie mam zamiaru za nim wybiec, jak w jakimś pieprzonym filmie. To co zrobi, to jego sprawa, od teraz. Powinienem się zająć strategią..
-Kłótnia godna słabego szmatławca.-skomentował ni stąd ni zowąd sprawca tego całego zamieszania. Poklepał mnie po ramieniu i rzucił karteczkę na stół, a następnie oparł się o ścianę.-Chłoptaś nastraszył betę, alfa się wkurwił i ledwo udało mi się uciec. Masz tam narysowane, gdzie dokładnie jest ich baza.
-Dzięki..-burknąłem kolejny raz zasiadając przy papierach.
_____

  Wieczór nadszedł okropnie szybko, żadne z nas nie było przygotowane na to, co ma nadejść. Siedziałem między paroma wilkami dyskutującymi i chwalącymi się swoimi umiejętnościami. To mnie ucieszyło, jako jedyne, przynajmniej są nastawieni pozytywnie na walkę i pokazanie się, gorzej z odniesieniem ran czy też wykluczanej przez nas przegranej. Wpatrywałem się w wykrojoną w skale dziurę, w której gdy tylko pokaże się promień słońca, wyruszamy. Dłużyło się to niemiłosiernie. 
-Spokojnie.-mruknął mi do ucha długoogonowy. Westchnąłem.
-Nie widziałeś Hanza? Bez niego będzie trudniej..-rzuciłem rozglądając się. Wskazał łbem na zaciemniony kąt z którego obserwował nas zguba. Kiwnąłem do Saf'a głową i wpatrzyłem się znów w dziurę. Zaczęły prześwitywać delikatne promienie słońca. Wstałem i zawyłem, informując o czasie. Tak jak zaplanowałem, dwie najszybsze osoby czyli jaszczur i Safiru pobiegli przodem, strażnik stanął przy mnie jako ochrona a reszta biegła za nami. Do gór był kawałek, dlatego zanim dotarliśmy, słońce wyszło nieco wyżej i oświetliło więcej terenów. Dla mnie, było to przeszkodą, ale da reszty lepsza widoczność i same plusy. Dobiegliśmy do wskazanego miejsca. Dwóch basiorów już dawno siedziało i oczekiwało wyjścia wilków. Ku naszemu zdziwieniu, nic takiego się nie stało, jakby już dawno opuścili te miejsce. Zakląłem i odwróciłem się do naszych z tyłu, już chcąc powiedzieć, że zawracamy, ale z wgłębienia w ziemi wybiegł jeden wilk, którego odrzucił Arix. Szybko zwróciłem się ku dziurze, cofając powoli. W jednym momencie zaczęły z niego wybiegać wadery i basiory, przeskakując nas i stając za nami. Z lasu również poczęli wyłaniać się coraz to silniejsi przeciwnicy, warcząc pod nosem. Prychnąłem. Nareszcie zauważyliśmy fałszywego alfę, czyli betę ich watahy. Nie był w idealnym stanie, ale wciąż pozostawał groźny. Zmroziło mi serce, kiedy po nim wyłoniło się jeszcze dwóch, jednak silniejszych i zdrowych basiorów oraz jedna, emanująca magią wadera. Znów cofnąłem się do tyłu nie wiedząc, na ile mogę sobie pozwolić. Najeżyłem sierść i przemówiłem.
-Witajcie, jestem Verbeux.-powiedziałem donośnie.-Jak wiecie, na tych terenach stacjonuje nasza wataha od dłuższego czasu, czego nie mamy zamiaru zmieniać. Oferujemy parę dni na wyniesienie się, oraz gościnę.
Jeden z silniejszych basiorów zaśmiał się kpiąco, a drugi go uciszył. Zagryzłem zęby.
-No więc, Verbeuxie.. Jesteś alfą, zgadujemy?-mruknęła wadera.-Nigdzie się nie wyniesiemy, kundlu.
Pokazałem zęby wkurwiony i zacząłem ujadać. Ci jednak nic sobie z tego nie zrobili. Stanęliśmy po jednej stronie, tak samo zrobili oni. 
-Nie pozostaje nic innego jak was wyprosić.-sprostowałem. Już wybrałem sobie cel. Wadera też patrzyła prosto na mnie, pewnie sama zamierzała mi dokopać. Idiotka. Szczeknąłem i wszyscy rzucili się w stronę wybranego przez siebie przeciwnika. Hanz i Safiru użerali się z dwoma strażnikami, więc nie miałem szans, gdyby wadera mnie przyszpiliła do ziemi. 
Dlatego od razu wytworzyłem pole ochronne na wszelki przypadek. Wystrzeliłem również ku niej nici, próbując złapać za łapy, ale ona podskoczyła i nagle zmieniła się w kobietę. Ze swojej kieszeni z boku koszulki wyciągnęła jakiś proszek i rozsypała go w locie dookoła. Ten zaczął powoli na mnie spadać, mimo to nie zwróciłem na to uwagi. Przemieniłem się w człowieka również i naciągnąłem apaszkę na usta. Zacząłem biec ku niej, a ona stała. Patrzyła na mnie z uśmieszkiem. Na szybko wyczarowałem miecz i wbiłem w jej brzuch, a ona śmiejąc się wyciągnęła go z siebie. Dziura na jej brzuchu zrosła się, a ja poczułem rwący ból w tych samych okolicach. Upadłem na kolana plując krwią, a ona butem przygniotła moją twarz do trawy.
-Nudzisz mnie.-stwierdziła po chwili.-Jesteś alfą.. Ciekawe co pomyślą sobie twoi poddani kiedy zobaczą, jak zabijasz jednego ze swoich, ha?-Chciałem coś odpowiedzieć, ale złapała mnie za włosy i pociągnęła do góry. Ugryzła mnie w kawałek szyi, próbowałem ją odepchnąć, ale ta wgryzła się jeszcze mocniej. Dziwna złość zaczęła rosnąć we mnie, a mózg powoli wypełniał się obrazami, za które mógłbym zabić. Głównie Hanza.. Oderwałem się od niej, niesiony niczym więcej jak jednym słowem: zniszczyć. Nie potrafiłem nad sobą zapanować. Zacząłem biec w stronę odpychającego basiora Hanza. Wokół mnie zaczęły latać nici, jednak o wiele silniejsze i mocniejsze, a magia ulatywała ze mnie jakby parując. Dobiegłem do niego i podskoczyłem, uderzając mieczem w ziemię, gdyż oboje uniknęli ciosu. Zacząłem machać bronią w stronę jaszczura, który co chwile odskakiwał. Nie słyszałem co krzyczał, nic już nie rozumiałem, to nie byłem ja.
Uśmiechałem się, uderzałem a magia raniła basiora. Nie panowałem nad sobą, ta wadera mnie zmieniła. Czułem ból na policzku, palący i irytująco wkurzający. Udało mi się drasnąć chłopaka w brzuch, a krew bryzgnęła mi na twarz. Jeszcze większa furia we mnie wstąpiła, mimo, że nie chciałem. Miałem ochotę krzyknąć: To nie jestem ja! Bo czułem się winny, przygnębiony, ale nie potrafiłem. Usta mnie nie słuchały. W końcu czarnowłosy zmienił się w człowieka i unikając kolejnego ciosu, odepchnął mnie na bok. Upadłem na kolana, z których od razu się podniosłem i strzyknąłem szyją.
-Verbeux! Kurwa co ty odpierdalasz!?-krzyknął, co tym razem zrozumiałem, jednak drugiego mnie to nie ruszyło. Kroczyłem ku niego, z rozżarzonymi oczami. Zacisnął zęby, a ja w tym samym momencie buchnąłem magią dookoła. Odrzuciło go, a latające pasy z nici rzuciły się ku niemu. przyszpiliły go do ziemi. Podszedłem do niego z kpiącym uśmiechem. Wyrywał się, dłońmi rozrywał kolejne pasy, ale z tych tworzyły się nowe. Kolejny raz buchnęła ode mnie magia, przyprawiając go o jęk bólu. Zaśmiałem się, a ten spojrzał wprost w me oczy. Zobaczyłem w nich smutek, zdenerwowanie, niedowierzanie i ból, ogromny ból. Udało mi się na moment zawładnąć nad swoim ciałem, na chwilę, więc zdążyłem tylko złapać się za głowę i upaść kolejny raz na kolana. Zacisnąłem palce na swojej twarzy i włosach, czując niewyobrażalny ból. Wyczerpywałem się. Ale zanim zdążyłem zrobić cokolwiek innego, na powrót wstąpił we mnie ten drugi, fałszywy ja. Podniosłem się i wyczarowałem miecz. Powolnym krokiem podszedłem do jaszczura, stanąłem nad nim i wycelowałem w sam środek jego serca. Już miałem zakończyć jego życie, ale drugi człowiek, również emanujący magią, równie silny złapał mnie za ręce i popchał do tyłu tak, że upadłem na plecy. Szybko usiadł na moich biodrach i dłonie położył na moich nadgarstkach. Poczułem na nich ból, jak gdyby ktoś wypalał mi ręce. Krzyczałem w środku, ale na zewnątrz bez emocji siłowałem się z zakapturzoną postacią. Moje rude włosy, zmieniły kolor na czarny, a oczy zasłoniła mgła. Znów prawie odepchnąłem tą postać, ale ta unieruchomiła owe nadgarstki do ziemi magią. Tym razem złapała moją twarz i kciuki położyła na powiekach, ponieważ drugi ja na moment zamknął oczy. Okropny ból rozsadził moją czaszkę i tym razem i ja i on, fałszywy ja
krzyknęliśmy. Oba głosy, nieco inne zmieszały się ze sobą, a dusze odskakiwały od ciała na centymetry co chwilę. Wszystkie nici puściły Hanza, a magia przestała uderzać dookoła. Prawie zabrakło mi tchu, kiedy zabrał palce. Nie widziałem, nie potrafiłem otworzyć oczu. Kiedy podziękowałem bogu za koniec katuszy, położył dłonie na mojej klatce piersiowej. Już nie krzyczałem, krzyk nie chciał się wydobyć. Drugi ja jakby wyparował, a ta sama potężna magia z nim. Była jedna różnica.. nie czułem już nic. Moja magia zniknęła. Tym razem nawet po wydobyciu ze mnie złego, nie ruszyłem się. Można by rzec, dryfowałem. Odczuwałem swoją obecność w ciele, ale nic więcej. Mogłem myśleć, to była jedyna opcja. To miał być koniec, koniec cierpień, ale grubo się myliłem. Ten sam facet położył kciuk na moim palącym policzku, a oczy i usta same się otworzyły, wydobywając z pierwszego krzyk. Zabrał dłoń i wstał, a oczy pozostały otwarte. Mogłem teraz zarejestrować co się dzieje wokół. Mnóstwo wilków leżało poranionych, wszędzie była rozlana krew. Kiedy chciałem coś powiedzieć, to tak, jakbym stracił czucie. Nie mogłem. Hanz wstał, i spojrzał na mnie. Jako, że moje oczy zasunięte były mgłą, wyglądałem na martwego. Zaczął biec ku właściwie swojemu wybawcy i złapał go za szatę, krzycząc i warcząc. Ten powiedział coś, a jaszczur puścił go, jakby właśnie usłyszał, że umrze za parę dni. Ręce spuścił wzdłuż ciała, a wzrok skierował ku mnie. Pokiwał głową i wziął do ręki miecz, który podał mu zakapturzony chłopak. Podszedł do mnie i z drżącymi rękoma podniósł go. Dlaczego? Dlaczego chcesz mnie zabić? A on, jakby usłyszał te pytania, kolejny raz spojrzał w moje oczy i opuścił ręce z mieczem. Wyrzucił go w bok.
-Nie mogę tego zrobić..-usłyszałem. Nic więcej do mnie nie dotarło, bo chłopak który obezwładnił mnie z mocy, zakrył mnie swoją szatą. Poczułem tylko jak ktoś mnie podnosi i zabiera..
_____

  Obudziłem się w swoim pokoju, objęty przez Hanza na siedząco. Odsunął się kawałek i popatrzył w moje oczy. Zdziwiłem się, bo kto normalny by tego nie zrobił. Co jeszcze bardziej mnie zdziwiło to to, że chłopak pocałował mnie jak gdyby nigdy nic i wstał.
-Nie idziesz na śniadanie?-zapytał i skierował się ku wyjściu. Miałem wrażenie, że coś mi się pojebało. Przed chwilą walczyłem z nim wbrew własnej woli, a potem.. potem.. Nie mam pojęcia. Wstałem i zmrużyłem brwi, nie rozumiejąc co się dzieje. Skąd wziąłem się nagle w pokoju? Wyszedłem za nim i poszedłem do salonu, gdzie wszyscy już zajadali, a gdy wkroczyłem, na sekundę każdy spojrzał w moją stronę, a najdłużej patrzył Safiru, co akurat mnie nie zdziwiło, ale sam jakby przypomniał sobie coś i odwrócił wzrok. Ogólnie panowała przyjemna atmosfera, jakby nie było żadnej wojny i jakbyśmy żyli w spokoju. W moim mózgu był zamęt..

____________________
END

sobota, 18 października 2014

Od Safiru END Hanza

  Kiedy ten chłoptaś mnie opatrzył, spojrzał mi w oczy na wystarczająco długo, abym się z nim połączył. Nie poczuł tego, więc nie wiedział, że jest w niebezpieczeństwie. Wychodząc rzucił jeszcze, żebym z nim nie zadzierał. To wystarczająco mnie zirytowało. Uderzyłem pazurami w kamień przede mną. Basior zaczął upadać, aż w końcu całkiem rozłożył się na ziemi. Wstałem z podniesioną głową i podszedłem do niego. Kundel odleciał. ,,Nie zadzieraj ze mną"? Te słowa powinny być skierowane do niego.
Łapą ścisnąłem jego łeb, a ten poruszył się niespokojnie. Ściskałem coraz mocniej, aż usłyszałem chrzęst. W tym samym momencie ze swojego pokoju wyszedł Verbeux. Spojrzał na mnie i wydał z siebie zduszony pisk.
-Co ty robisz?!-krzyknął i podbiegł, odpychając mnie. Nachylił się nad jaszczurem i zaczął go cucić. Westchnął widząc to i odsunąłem się od jego duszy. Od razu otworzył oczy i spojrzał na rudego. Prychnąłem i zamknąłem klapę drzwi, tak, żeby mi już do środka nie weszli. Położyłem się i przymknąłem oczy.
To będzie ciekawy okres próbny..

Od Hanza CD Verbeux

Zamieniłem się w wilka i wybiegłem z jaskini, mijając Safiru i Octavie szepczących coś do siebie. Prychnąłem widząc Pana Zadufanego Dupka. Postanowiłem zacząć szukać od Gór Bogów, idealne miejsce. Milion kryjówek. Sprintem ruszyłem przez las w tamtą stronę. Z mojego grzbietu wyszły pionowe łuski wspomagające zwrotność, przydają się w większej prędkości. Zapewne biegłem szybciej niż przy normalnym swoim sprincie, nogi biegły jakby były właśnie do tej chwili stworzone. Mam dosyć kurwa Safiuru podrywa Verba, a ten mu na to pozwala, zaczynam mieć co do niego ogrom wątpliwości. Do tego propozycja bycia Alfą. Hanz! Nie czas, aby teraz płakać! Jeszcze bardziej przyspieszyłem.
________

Szedłem, wsłuchując się w nie typową dla Gór cisze, zawsze tu śpiewały ptaki. Może to i lepiej dla mnie, nabierałem jeszcze więcej siły jak po jakimś COMBO. Stanąłem ruszyłem barkami odchylając głowę tak, aby mi strzyknęło. To już chyba mój nawyk. Idąc w idealnej ciszy doszedłem od Kamienia Żywiołów, okrążyłem go i szedłem z pagórka na dół. Serio? Ominąłem go z drwiącym uśmiechem. Nagle ze wszystkich stron doszło gardłowe warczenie, a z krzaków wyszła zapewne cała wataha. Zrobiłem pełny obrót.
Wilki rzuciły się na mnie w jednym momencie, odrzuciłem ich polem magnetycznym. Zaśmiałem się, z 12 wilków podniosły się 3. Żałosne. Zrobiłem ruch łapą, wszystkie trzy uderzyły w trzy różne drzewa. Prychnąłem i ruszyłem dalej. Nagle ku mojemu zdziwieniu dostałem ogromną ilością many. Odrzuciło mnie łamiąc drzewa. Ledwo oddychałem, a połamane żebra (znowu) w niczym nie pomagały. Mozolnie wyjąłem z saszetki na szyi fiolkę przywracająca dawniejszy wygląd i zdrowie. Wypijając zawartość już o niebo lepiej się czułem, a po momencie byłem zdrów. Wstałem i wytworzyłem pole ochronę wokół mnie ruszając w stronę skąd przyleciała kula many. W barierę trafiły jeszcze dwie.
-No no no proszę jakiego mamy tu silnego doświadczonego szamana-wyszedł z cienia starszy wilk na oko miał już około dwudziestu paru lat. Przeszyłem go wzrokiem. Pomimo starości poruszał się wyjątkowo sprawnie i pewnie. Stanął naprzeciw mnie, był równie duży jak i ja, więc nawet nie ruszając głową spokojnie mogłem mu patrzeć prosto w oczy.
-Alfa robi obchód?-uśmiechnął się.
-Możliwe.-mruknąłem.
-A może Beta próbuje pomóc Alfie znaleźć wrogą watahę?
-Możliwe.
-Hm inteligemcji ci nie brakuje widocznie. Lubię cię, ale masz ci los. Podobają mi się te tereny, chętnie bym je zagarnął, wiesz?-rozejrzał się z złośliwym uśmiechem. Jak na staruszka werwy i złośliwości mu również też nie brakuje. Próbował mnie sprowokować, wyczułem w tym podstęp. Basior podniósł łapę i pazurem przebił moją barierę.
-Szaman Alfa lub Beta już nie modne czyż nie? Teraz wilki wolą zabójca, szpieg, wojownik...Żałosne czyż mnie lepiej być szamanem.
-Przepraszam, muszę cię zasmucić nie jestem szamanem, ani magiem.
-Oh a kim w takim razie? Ah Medykiem nieprawdaż? Żałosne.
-Doprawdy?
Wilk zarechotał.
-Cóż.. No więc może przed swoją śmiercią chcesz poznać napastnika?
-Chętnie.. Tobie też przydało się poznać twoją zgubę. Nazywam cie Hanzo.
-Cornel. Miło mi.
-Mi również. 
Cornel okrążył mnie. 
-Chcesz umrzeć szybko bezboleśnie czy w walce.
-Przepraszam, ale Śmierć mnie unika.
-To cię w końcu spotka.
-Nie byłbym tego taki pewien-wędrowałem za nim wzrokiem.
Wilk stanął i zaśmiał się.
-Suprana-rzucił we mnie zaklęciem. Odbiłem je, jeszcze parę razy nim próbował mnie zabić, ale każdy atak odparowywałem. Teraz moja kolej. 
-Virnija!
Basior odskoczył. Spróbowałem innym.
-Xerdio!
Basior z trudem odbił. Więc sparowałem jeszcze raz tym samym zaklęciem. Cornel próbował odbić, ale i tak go odrzuciło choć na na taką długość co oczekiwałem. Podniósł się powoli, a ja mu na to pozwoliłem. Wilk natychmiast po podniesieniu się zaczął rzucać szybkimi średnio silnymi pociskami, które odbiłem.
-Za słabo cię ceniłem.
-No widzisz.
-Jesteś inny niż swoje pokolenie.
-Też tak sądzę-odbiłem następną kulę many. Basior opadał z sił wykorzystałem to i rzuciłem w niego słabszą kulą many, aby go nie zabić. Następnie ponownie wytworzyłem barierę i podszedłem do Cornela. 
-Nie zabije cię pod warunkiem, że ty i twoje stado odejdziecie.
-Jesteś litościwy.
Nic nie powiedziałem. Jak przewidziałem wilk na do widzenia rzucił we mnie zaklęciem, które odbiło się od mojej bariery. Zmieniłem się w smoka wracając do jaskini, z nadzieją, że naprawdę opuszczą nasze tereny. Obym załatwił tą sprawę tak jak potrzeba.
______
Zostałem miło przywitany przez Cassie. Co było zaskakująco dla mnie ulgą. Nie mam pojęcia dla czego. Za progu wyszedł Verbeux.
-Gdzież ty się podziewał?! I dlaczego masz nowe blizny?!!
<to lepsze niż tamte nie wypały chyba>

piątek, 17 października 2014

Od Verbeux CD Hanza

-Coś się stało?-usłyszałem nad głową. Właśnie siedziałem przy wodzie i zastanawiałem się, czy ma sens w ogóle wybierać alfę. Raczej ma, ma! No, ktoś musi ponosić odpowiedzialność za innych, musi prowadzić nas na zwycięskie wojny, zmieniać tereny, a ja się na to nie nadaje, cholera jasna. Hanz to co innego, jest silny, nieco wybuchowy, na pewno dobrze sobie radzi z podejmowaniem różnych decyzji.. Zapytam go jak się upewnię. Jest to bardzo ważna i nieodwołalna decyzja.
-Nie, nic..-mruknąłem, przeciągając sobie ręce. W kościach strzyknęło, co przyjemnie obiło mi się o uszy. Westchnąłem jeszcze i spojrzałem na chłopaka.-Siadaj.
Powolnym krokiem podszedł i usiadł na trawie. Chrząknąłem głośno i ostatni raz westchnąłem, co stało się dla mnie codziennością. Wpatrywałem się w niego chwilę nie wiedząc co powiedzieć.
Bardziej wyglądało na to, iż to on chce o czymś pogadać. Dziabnąłem go w dłoń.
-Coś chciałeś chyba, nie?-zapytałem podkurczając nogi dalej wpatrzony.
-Właściwie, to chciałem wiedzieć gdzie jesteś..-odparł.-..myślałem, że pobiegamy razem.
Nic nie powiedziałem. Znów, tym razem ramieniem, szturchnąłem go, czekając aż się wygada. Nie wiem, jakoś czułem, że to nie wszystko. Długo musiałem czekać, żeby wzruszył ramionami.
Oparłem policzek o nie i potarłem. Wszystko się tak okropnie popieprzyło przez te parę dni, nic nie jest oczywiste, a Hanza jakby nie znam. Mam problemy ze zrozumieniem jego zachowania, ogólnie, to przeze mnie, czyż nie? Ja powoduję, że..
Oczy mi się zaszkliły. Moment potem po policzkach spłynęły słone krople, pozostawiając po sobie piekący ślad. Jestem tak okropnie, popieprzono zmęczony swoim ciotowskim zachowaniem, że nie wyrabiam, ale jednak, to prawda, że gdzie się nie znajdę, wszystko psuję. Są chwile dobre, owszem, ale nie było razu, żebym czegoś nie spartolił, kurwa..
Przetarłem dłonią oczy. Hanz patrzył w wodę, więc nie zauważył. Może i dobrze, bo to co przed chwilą było na mojej twarzy, to grymas bólu spowodowany gównem psychicznym. Nic przyjemnego.
-Hanz, słuchaj..-zacząłem.-..miałem poczekać, zastanowić się, ale wiem z góry iż większość alf wybiera się ,,na oko". A ty doskonale wiesz, że my takowego alfy nie mamy. 
-Kontynuuj..-posłałem mu zirytowane spojrzenie.
-Chcę żebyś został alfą.-powiedziałem. Nie skomentował, tylko siedział i jakby głęboko to obmyślał. Poruszyłem się próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Udało się.
-Hn?-mruknął pod nosem.
-Jutro o tym pomyśl, proszę. Daję ci czas do następnego piątku.-rzuciłem i popchałem go do tyłu na trawę. Położył się na plecy patrząc na mnie. Okraczyłem go, usiadłem wygodnie i przeczesałem niesforną grzywkę, po czym nachyliłem się i pocałowałem go w usta. Włączył się w pocałunek i poruszył ustami, za co podziękowałem mu mruczeniem. Położył dłonie na moich biodrach i delikatnie je ścisnął. 
Bawiłem się jego wargami co chwilę je podgryzając i ssąc. To chyba nigdy mi się nie znudzi. Palce wsunąłem w jego czarne kosmyki i przeczesałem je. W końcu nadszedł czas odsunięcia się, chociaż dla mnie było to za szybko. Usiadłem z powrotem na jego podbrzuszu z lekkimi rumieńcami.
-Przepraszam za swoje wcześniejsze, wcześniejsze, te bardzo wczesne zachowanie.-wymruczałem opierając się delikatnie na jego kolanach.-Głupio zareagowałem, idiota ze mnie..
-Nie mów tak.-przerwał.Włożyłem palce w jego dłonie i tak trzymając się za ręce wstaliśmy. Robiło się późno, gdyż biegałem do popołudnia, a i tu spędziłem dosyć dużo czasu. Na jutro miałem plan zebrać zapasy królików w dwóch pokojach, a mamy tu różne osoby chętne do zajęcia się nimi. Wilki też mają serce i nie zawsze łakome są samej krwi i mięsa.
Kroczyliśmy koło siebie wsłuchując się w ciszę, aż do jaskiń. Usłyszeliśmy krzątanie się, głośne rozmowy i dużo zamieszania. Poszliśmy do salonu, gdzie napotkaliśmy wszystkich członków watahy skaczących i śmiejących się. Zdumiałem się trochę bardziej od Hanza, on raczej był na to przygotowany. Spojrzeliśmy po sobie i z uśmiechem dołączyliśmy do nich, do dziwnej zabawy przy muzyce odtwarzanej małym radiem, przyniesionym przez jednego z nich.
_____

  Wróciłem do swojego pokoju zmachany i zmęczony do granic możliwości. W postaci człowieczej złapałem w dłoń jakieś szmaty i przetarłem nimi twarz. Ściągnąłem z siebie koszulkę i uciekłem za małą ściankę ze skały. Spojrzałem na swoje odbicie. Nieco bardziej wyrzeźbione ciało, skóra przybrała normalny odcień, mimo to dalej pozostała blada. Mina jakby bardziej skrzywiona, sklejone włosy od potu i wreszcie czysta od jakichkolwiek ran twarz. Uśmiechnąłem się i zacząłem poruszać się przed lustrem jak wtedy tańcząc z Hanzem. Zboczony uśmiech wstąpił na moje usta. W końcu wyglądam seksownie, a nie ciapowato. Chociaż, dużo jeszcze musiałbym zmienić, poprawić.Wyszedłem zza parawanu dostrzegając opartego o ścianę, już odświeżonego chłopaka. Czekał na mnie przyglądając się. Uśmiechnąłem się do niego. Śmiesznie zawiłym krokiem przysunąłem do niego swoje cztery litery i zarzuciłem ręce na szyję.
-Przyszedłeś dać mi buzi na dobranoc? Jak słodko.-szepnąłem dając mu buziaka, co było przeczeniem mej teorii, bo to ja dałem mu owego. Odwzajemnił uśmiech.
-Przyszedłem cie utulać do snu książę.-odparł przyjemnie ciepłym głosem. Przytulił mnie, kładąc dłonie na moich plecach. Zrobiliśmy parę okrążeń ciałami nie mogąc się puścić. Kiedy wreszcie się od niego odkleiłem, żal mi było pozbywać się tego ciepła i złapałem go za rękę kolejny raz wtulając się.
-Chyba dzisiaj cie nie puszczę.-przyznałem ciągnąc źródło nieskończonego ciepła w stronę łóżka. Zdążył jeszcze zamknąć klapę od drzwi i padł obok mnie na miękkie posłanie. Nagle światło żarówki zainstalowanej specjalnie na moje życzenie zaczęło mnie irytować. Jeden rzut igłą i szkło rozleciało się na boki, a jasność ukryła się pod płaszczem ciemności. Hanz objął mnie ramieniem, do którego się zaraz przytuliłem. Sen przyszedł bardzo szybko.
_____

  Około trzech tygodni później, z rana wyspany jak nigdy podniosłem się budząc tym czarnowłosego. Wyprostowałem się, wyciągnąłem i zaraz pocałowałem na dzień dobry swojego chłopaka. Minuty później ubrany w koszulę w kratkę i spodnie jeansowe wyszedłem na śniadanie. Tym razem to Safiru, nowy członek który doszedł do nas około szesnaście dni temu, przyprowadził grubego niedźwiedzia. Pochwaliłem go, co spotkało się z niezadowoleniem Hanza. Oboje od samego początku rywalizują. Również nie raz jaszczur robił mi awantury bo według niego nowy basior mnie podrywał. Ja tego tak nie odbierałem, ale to kwestia stron, lepiej to ignorować.
  Zaczęliśmy się posilać, każdy w swoim towarzystwie. Przełknąłem kolejny, tym razem ostatni kawałek tłustego mięsa i razem z innymi przeniosłem niedźwiedzie ciało do najzimniejszego pomieszczenia, aby się szybko nie rozłożył. Zaraz po tym zwołałem każdego na zebranie, chcąc obgadać ważną kwestię, mianowicie obca wataha. Nie uśmiechało nam się od dłuższego czasu oglądanie pozabijanej zwierzyny i głodowanie, a napady na naszych już całkiem przelały czarę. Usiadłem na swoim miejscu blisko tego dla alfy. Wymownie spojrzałem na Hanza, który spuścił łeb. Od tygodnia chce go namówić na przejęcie stanowiska szefa, ale ten tylko przedłuża to w nieskończoność. O to również była awantura, chyba wszyscy mają ich dość.
-Słuchajcie..-przemówiłem głośno. Gwar ucichł.-Jak wiecie, od paru dni wilki z obcej watahy zasiedlają naszą własną i nie chcą odejść. Zabijane są zwierzęta, wodopój zanieczyszczany, a oni jakby sobie z nas kpią, napadając na nas gdy jesteśmy w pojedynkę.-Nikt się nie odezwał, tylko ponure miny i warczenie pokazywało zirytowanie każdego. Pokiwałem łbem całkowicie podzielając ich opinię co do tego. Zauważyłem brak Cassie. Jej też przestałem ufać. Za to Octavia przyglądała mi się zastanawiając, co chcę poczynić. Posłałem jej twarde spojrzenie. Ona zrozumiała. 
-Musimy coś z tym zrobić, a to wie każdy z nas. Nie możemy pozwolić sobie na brak szacunku!-warknąłem ukazując kły.-Safiru, dałbyś radę wytropić ich bazę?
Zanim chłopak odpowiedział, Hanz wstał i odezwał się pierwszy raz od początku zebrania. 
-Dzisiaj wieczorem powiem wam, gdzie oni są. Verbeuxie, kontynuuj.-powiedział formalnym tonem, co nawet mnie nie zdziwiło. Poprosiłem go żeby przy innych utrzymywać kontakty przyjacielskie. Podziękowałem.
-Więc gdy tylko dostanę dane na temat położenia ich miejscówki, rozważę plan natarcia. Chcę, żebyście przez najbliższe dwa dni byli w stanie gotowości. Do wieczora macie dużo czasu, więc wykorzystajcie go jak najlepiej potraficie. Nie wiadomo jakie będą straty. Zakończyłem spokojniejszym tonem. Wszyscy spojrzeli po mnie ze zrozumieniem, ale i z dozą strachu przed nieuniknionym. Odszedłem od stołu nie wiedząc, co jeszcze mogę powiedzieć i wyszedłem z pomieszczenia. Za mną ruszył Safiru i Octavia. W swoim pokoju usiadłem znów i spojrzałem po nich.
-Na prawdę chcesz na nich natrzeć, teraz kiedy każdy głoduje? Dobrze wiesz, że na królikach nie pojedziemy, racja, my też to wiemy, ale.. Może lepiej poczekać, aż..
-Aż co? Rzucą się na nas sami, albo zaczną zabijać na prawdę?-zapytałem Octavię, przerywając jej. Zmarszczyła nos. Safiru wykrzywił pysk w uśmiechu. 
-Wreszcie coś się będzie działo, co nie, Ver?-zapytał nie oczekując odpowiedzi, mimo to mruknąłem potwierdzająco. Wyszczerzył się jeszcze bardziej i zniknął z pola widzenia, zaraz po waderze. Zmieniłem się w człowieka i schowałem twarz w dłoniach, przecierając ją i wzdychając. Tak, to ja podjąłem decyzję i jeśli będzie zła, zapewne to na mnie spadnie ciężar wyrzutów sumienia. Przynajmniej dopóki Hanz sam nie zdecyduje się na szefostwo. Ale co do niego, przyszedł do mnie i rzucił mi fiolkę z fioletowym płynem, który złapałem w dłonie od razu, można by rzecz ,,rzucając się na niego". Spojrzał na to ze zmarszczonymi brwiami. To fakt, od paru dni przynajmniej cztery razy wypijam zawartość tej fiolki. Jest w niej proszek uspokajający i jakaś część marihuany wilczej, dzięki temu mogę się odprężyć. Uzależniłem się od tego, a on jest temu przeciwny, rozumiem go. Gdy skończy się ta wojna, gdy nie będzie kłótni, może rzucę to w chuj. Może. Nie mogę tego obiecać, nie mogę obiecać niczego. Wypiłem do końca i położyłem pustą fiolkę na poduszce. Podniosłem się i podszedłem do chłopaka.
-Nie musiałeś się zgłaszać, wiesz o tym.-powiedziałem. Położyłem dłoń na jego policzku, po chwili ją ściągnąłem, a on wyszedł. W końcu ma co robić. Ja za to ,,grzecznie usiadłem" i zacząłem obmyślać taktykę ataku.

<MASZ ._.>

❢ Zasady opowiadań ❢

Pięć pożytecznych punktów: •

• 1. -
opowiadania powinny być odpowiednio nazwane przy wysyłaniu, jeśli nie piszesz z kimś, napisz tytuł
2. - nie muszą mieć sensu, jeśli są pisane humorystycznie
3. - przy pisaniu scen łóżkowych, zaznacz przy tytule +18
4. - opowiadania +16 nie zaliczają się do +18, a więc lekkie scenki nie trafiają pod hard-zakładkę
5. - odpisywanie na opowiadania do innych w zakresie dwóch tygodni